W Betard Sparcie Wrocław zapewniają nas jednak, że Damian Dróżdż nie jest zły, ani wkurzony, bo od początku wiedział, na co się pisze. W trakcie rozmów kontraktowanych działacze i szkoleniowcy jasno sprecyzowali, że Damian zostaje, ale ma się koncentrować na meczach ligi angielskiej oraz krajowych eliminacjach imprez, w których wystartuje. W PGE Ekstralidze ma natomiast wyjść na prezentację, pomachać ręką, a jeśli wyjedzie w jakimś biegu, to będzie to ekstra bonus.
Dróżdż miał się zgodzić na taką rolę. W praktyce to on, a nie Max Fricke, jest rezerwowym Sparty. Tak zresztą przedstawiał to ostatnio w rozmowie z nami trener wrocławskiej drużyny Rafał Dobrucki. Ktoś może powiedzieć, że Sparta niezbyt poważnie traktuje Damiana, ale trudno się z tym zgodzić. Dróżdż, jak wynika z naszych informacji, dostał sprzęt i około 100 tysięcy złotych na przygotowanie do sezonu. We Wrocławiu liczą, że nauka w Anglii zaprocentuje i za rok, góra dwa, Damian będzie na tyle mocny, by odgrywać znaczącą rolę w składzie Sparty.
Przypomnijmy, że pomysł Sparty z Fricke pod ósemką, który wskakuje za Dróżdża, wziął się, stąd, że z klubu nieoczekiwanie odszedł Szymon Woźniak. Sparta różne opcje brała pod uwagę, ale rynek był już tak przebrany, że ostatecznie zdecydowano się na wariant Fricke - Dróżdż. Niektórzy mówią, że to naginanie przepisów, ale we Wrocławiu oburzają się na takie stawianie sprawy. Wyjaśniają, że dla Damiana jest plan długofalowy, a naginanie byłoby wtedy, jakby wstawiono do składu zawodnika na sztukę za kilka tysięcy. Inwestycja w Dróżdża jest dużo większa.
Dróżdż ostatnio nie jeździł w Anglii z powodu pęknięcia łopatki. Wraca jednak do jazdy na Wyspach. Sparta trzyma za niego kciuki.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców