W trzecim biegu niedzielnego meczu zawodnik z Tarnowa jechał na drugiej pozycji, przegrywając tylko z Szymonem Woźniakiem. Na wyjściu z ostatniego łuku doszło jednak do niespodziewanej sytuacji, ponieważ nagle Jakub Jamróg znalazł się pod bandą.
- Bardzo dawno tutaj nie jeździłem. Ta nawierzchnia jest dość trudna, jak dla mnie, więc wyszedł brak objeżdżenia. Ze startu wyszedłem super i myślałem, że obejmę prowadzenie. Niestety, kolega z pary mi w tym nie pomógł. Jechałem drugi i złapałem koleinkę. Miałem troszeczkę źle ustawiony motocykl i bardzo szybko wyłapało mi tę dziurę. Ratowałem się puszczeniem maszyny. Szkoda, że się tak skończyło, bo tę dwójkę bym dowiózł - podsumował całą sytuację żużlowiec Grupy Azoty Unii Tarnów.
Później nie było wcale lepiej. Udało się dowieźć jedynkę z bonusem za plecami Petera Kildemanda, ale już w kolejnych odsłonach meczu wychowanka tarnowskiego zespołu nie oglądaliśmy. - Ten pierwszy motocykl, który się świetnie spisywał, to kupiłem do niego nowy silnik, specjalnie pod ten tor. Jechałem drugi i był do korekty, ale wierzyłem w niego, dobrze się spisywał i czułem, że ma sporą moc. Nie mogłem korzystać jednak z tego motocykla, bo był skasowany. Później byłem już taki oszołomiony i na siłę pojechałem, mówiąc że dam radę. W trakcie jazdy wszystko zaczęło mnie tak boleć, że ledwo dojechałem do mety - opisał swoje odczucia z szóstego wyścigu.
Reprezentant tarnowskiej Unii wypowiadał się o swojej drużynie, wskazując że ta na Stadion im. Edwarda Jancarza nie przyjeżdżała wcale po najniższy wymiar kary, lecz z myślą o zwycięstwie. - Mieliśmy wielki apetyt na wygraną na wyjeździe, ale nas życie zweryfikowało, aczkolwiek tor w Gorzowie jest trudny dla nas, "tarnowiaków", którzy mają odmienną nawierzchnię. To nas troszeczkę zgubiło. Statystyki przed meczem też za nami nie przemawiały - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo finału MPPK w Ostrowie Wlkp.
Gorzowianie prowadzili praktycznie od samego początku, ale przewaga znacząco urosła dopiero w drugiej części pojedynku. - Podobna sytuacja jak w Częstochowie. Remisowaliśmy tam swego czasu. Ten tor przyjął dużo wody, zaszło słońce, zrobiła się całkiem inna pogoda i widocznie gospodarze byli na to przygotowani i to wykorzystali - zawyrokował jeździec gości niedzielnego starcia.
Miło tej rywalizacji wspominać nie będzie Nicki Pedersen, który doznał złamania kości w prawej dłoni. - To jest ostoja naszej drużyny, wielki i niekwestionowany lider. Praktycznie w ogóle nie gubi punktów. Wierzymy i trzymamy kciuki, żeby to nie było nic poważnego - mówił bezpośrednio po spotkaniu jego kolega z zespołu. Wiemy już, że Duńczyk ma złamaną kość w prawej dłoni.
W następnej kolejce PGE Ekstraligi "Jaskółki" podejmą Betard Spartę Wrocław. - Spotkanie z Wrocławiem trzeba wygrać. Jesteśmy u siebie bardzo mocni. Chyba bardziej musimy się skupiać na meczach, by pilnować wyniku - zakończył Jakub Jamróg.
muszą się starać