Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Eksperci przed startem Grand Prix zastanawiają się, czy większe szanse na tytuł mistrza świata ma Dudek czy Zmarzlik. A czemu nikt nie wymienia Janowskiego?
[tag=6252]
Marek Cieślak[/tag], trener reprezentacji Polski: No właśnie, czemu? Powiem panu, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby to on był mistrzem.
To dlaczego większość stawia na Dudka lub Zmarzlika? Dlaczego Janowski jest niedoceniany?
Maciej trochę się do tego sam dołożył. On częściej niż oni notuje wpadki. Nie jest tak regularny i nie utrwala swojej pozycji. Ma jednak ogromny potencjał, jest świetnym zawodnikiem. Widzę w nim wszystkie cechy wielkiej gwiazdy. Na pewno nie jest gorszy od Dudka i Zmarzlika. Przecież w swojej karierze osiągnął już wszystko. Brakuje tylko tytułu Indywidualnego Mistrza Świata.
To czego potrzebuje, żeby nim zostać?
Chciałbym, żeby utrzymał wysoką formę przez cały sezon. Wtedy na pewno osiągnie duży sukces. Teraz jest w naprawdę dobrej dyspozycji. Nie może być jednak tak, że jedzie, wygrywa jedne, później drugie zawody, a nagle coś się zacina i staje w miejscu. Musi być regularny przez cały rok i unikać wpadek. Inna sprawa, że zalecam spokój. To ciągle młody zawodnik. Gollob musiał jeździć 20 lat, żeby zdobyć tytuł.
I to wszystko?
Moim zdaniem brakuje mu też złości. Nie mówię, że ma być taki jak Doyle, bo Australijczyk w zeszłym roku przekraczał granice zdrowego rozsądku. Maciej musi jednak z niego zaczerpnąć. Trochę więcej diabła i będzie idealnie.
A jakie cechy mistrza już ma?
Potrafi się skoncentrować i wygrać trudny bieg. Ciśnienie go dodatkowo mobilizuje. Nie spala się, wytrzymuje presję. Tak było z nim już za juniora. A to naprawdę ważna cecha. Powiedziałbym, że cecha, po której poznaje się wielkich mistrzów.
A Janowski jest pana wychowankiem czy nie? Różnie ludzie o tym mówią.
Nie wiem, jak można w ogóle mówić, że nie jest moim wychowankiem. Przecież miałem go w klubie, kiedy miał już 14 lat. Cały czas był pod moją opieką. Dziś mnie nie ma we Wrocławiu, więc niektórzy knują i wymyślają różne teorie. Ja byłem wtedy trenerem i go prowadziłem. Podważanie tego faktu jest pozbawione sensu. Pamiętam też, jak walczyłem o sprzęt dla Macieja. Wtedy było trudno o kasę dla juniorów. On pierwszy tytuł zdobył w wieku 17 lat, a ja nawiązałem kontakt z Brhelem, który szykował dla niego silniki, na których Maciej osiągał później sukcesy młodzieżowe.
Jakie były początki Macieja? Od razu zobaczył pan w nim chłopaka z wielkim talentem?
Kiedy przejechał się na pierwszym treningu, to pomyślałem sobie, że marnie to wygląda. Przyszedł młody chłopak, któremu szwankował sprzęt. Za drugim razem było już jednak widać wielki talent. Rozwijał się bardzo szybko. Nie miał jeszcze licencji, a ja na treningach puszczałem go spod taśmy ze starszymi zawodnikami. Szybko złapał o co w tym wszystkim chodzi. Ciekawa historia miała także miejsce przy okazji licencji w Opolu.
Co takiego się wtedy stało?
Maciek wystartował i po pierwszym łuku stanął. Pomyślałem sobie, że jest tragedia. Okazało się, że nikt nie otworzył mu paliwa. On się zorientował, uporał się z tematem i jeszcze wykręcił najlepszy czas dnia. Już za młodu wykazał się roztropnością. Pokazał, że myśli na torze i nie traci głowy. Ma to do dziś.
W jakim stopniu Janowski swoje sukcesy zawdzięcza ojcu?
On może liczyć w sumie na całą rodzinę. Jest nie tylko ojciec, bo Maćkowi w parkingu pomagają również bracia. Wracając do tematu, czyim wychowankiem jest Maciej, to powiedziałbym, że w pierwszej kolejności swojego ojca Piotra, który zafundował mu pierwszy motocykl. Dopiero później byłem ja. Bez taty by go nie było. Trzeba jednak przyznać, że cała ta ekipa jest świetna.
Maciej Janowski jest przywiązany do Sparty, ale w swojej karierze raz zmienił klub. Czy dobrze się stało?
Bardzo dobrze! Czas spędzony w Tarnowie na pewno wiele mu dał. Uważam, że nie można być wielkim mistrzem, jeśli choć raz nie zmieni się otoczenia i nie spróbuje czegoś innego. Tak samo jest z trenerami. Zaczepienie się w jednym klubie na kilkanaście lat to powolna śmierć. Rozmawiałem z wieloma zawodnikami. Mądrą rzecz powiedział mi Jason Crump. Dla niego takim maksimum w jednym miejscu był okres czterech lat. Później człowiek popada w rutynę. Taka jest prawda.
ZOBACZ WIDEO Nasi żużlowcy odpowiadali na pytania o Warszawę
"mógł wejść w skórę ' Janosia to mamy mistrza świata !
A jeśli chodzi o żałosnych "znafców" żużla gnojących Cieślaka to jesteście ciency Czytaj całość