Biało-Czerwoni zaczynają odczuwać ciężar oczekiwań. Non stop są odpytywani przez dziennikarzy, czy któryś z nich w tym roku pójdzie w ślady Szczakiela i Golloba, i czy w końcu wygra Polak na PGE Narodowym. Nasze asy wiją się i kręcą w odpowiedziach. Czas komfortu skończył się. Luksus polega na tym, że presja oczekiwań rozkłada się na ich kilku. Żaden ze stałych polskich uczestników w piątek nie chciał przyznać, że chce i będzie walczył o tytuł mistrza świata. Za to każdy z nich powtarzał jak mantrę, że chce się bawić żużlem, zdrowo odjeżdżać zawody, prosi o szczęście i szybkie motory.
Maciej Janowski odpowiada, że skoro mistrzem jeszcze nie był, więc nie wie jaka jest recepta na tytuł. Bartosz Zmarzlik najchętniej w ogóle by nie rozmawiał z mediami i odsyła w cztery diabły ze wszelkimi spekulacjami. Przemysław Pawlicki, którego na krok podczas treningu nie opuszczał młodszy brat Piotr, chce w cyklu zabawić więcej niż rok. Najlepiej w kontaktach z otoczeniem z całej czwórki wypada Patryk Dudek. Może powie niewiele, ale zawsze coś wymyśli oryginalnego. Zachowanie Polaków, to klasyczna zasłona dymna. Trójka Dudek - Zmarzlik - Janowski zajmowała już czołowe pozycje w cyklu. Wiedzą i czują, że należą do topu i stać ich na złoto. Wierzą po cichu, że przecież Fredrik Lindgren nie może tak jechać przez cały sezon, spełniony Jason Doyle nieco odpuści, Greg Hancock z Nickim Pedersenem są wiekowi, a Taia Woffindena - tak jak w lidze - można pokonać.
Tymczasem jedynym, który zadeklarował walkę o tytuł był... startujący z dziką kartą Krzysztof Kasprzak. - Pamiętam dobrze 2012 rok. Tak jak teraz jeździłem w lidze brytyjskiej. Kontuzji nabawił się Kenneth Bjerre i w ostatniej chwili niemalże z marszu wskoczyłem na trening w Cardiff. Byłem w dobrej formie, pojechałem na luzie i zająłem drugie miejsce. To był mój początek drogi, którą uwieńczyłem srebrnym medalem na Motoarenie w 2014 roku. Ja wciąż nie przestaje marzyć, że będę kiedyś najlepszy. Trzymaj kciuki - uśmiechnął się do mnie Kasprzak, który najdłużej i najpilniej po treningu pracował ze swoim teamem. Zaś w boksie aktualnego mistrza świata Jasna Doyle'a nieobecny był pierwszy majster Australijczyka, Dave Haynes.
- Zmarła jego babcia - wyjaśnił Johno, inny z mechaników Australijczyka. - Jego żona jest Polką, a babcia (słowo babcia Johno wypowiadał z łamaną polszczyzną) pochodziła z Torunia i Dave pojechał na pogrzeb. Jutro już będzie z nami. Poza tym wszystko jest w porządku - dodawał. I ta historia tłumaczyłby ślady języka polskiego wśród mechaników mistrza świata, który jako jedyny ze stawki nie zatrudnia majstrów znad Wisły.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Krzysztof Kasprzak: Przed końcem kariery chcę zostać mistrzem świata
[/color]
Obecnie w żużlu panuje opinia, że ten sport, to tak naprawdę wyścig tunerów. Jeśli wierzyć w te słowa, to dzisiejsze zawody będą starciem dwóch gigantów. I wcale nie chodzi o Fredrika Lindgrena, czy Bartka Zmarzlika. Mowa o Ryszardzie Kowalskim i Flemmingu Graversenie. Zdecydowana większość silników zamontowanych w ramach motocykli najszybszych zawodników świata wyszła spod ręki tych dwóch majstrów. Przez wiele lat w Polsce mieliśmy wrażenie, że najszybszy sprzęt od zachodnich tunerów jest zarezerwowany wyłącznie dla zagranicznych asów. Na łamach prasy powstawało mnóstwo spekulacji, czy nasz rodzynek Tomasz Gollob powinien korzystać z usług obcych tunerów. Czy aby Polak nie jest oszukiwany i nabijany w butelkę przez zagranicznych mechaników. Dożyliśmy czasów, że największe obcojęzyczne tuzy korzystają z usług polskich mechaników, a nasza czołówka zawozi silniki do serwisu zagranice. Świat stanął na głowie.
Najważniejszy kierowca
Z usług wspominanego Graversena korzysta Fredrik Lindgren wokół którego od początku sezonu snuje się sporo spekulacji nt. jego sprzętu. Fredrik był najbardziej zrelaksowany z całej stawki. Szwed wprost tryskał humorem. - Po ciężkiej kontuzji kręgosłupa czuję, że jestem lepszym człowiekiem. Cieszę się z życia i doceniam drobne rzeczy. Mam nadzieję, że ta przykra historia nie uczyni mnie tylko lepszym człowiekiem, ale i także zawodnikiem - mówi z wiarą w głosie Lindgren. Fredrik wesół rozprawiał ze swoją najbliższą świtą, która zjechała prosto z Andory, gdzie na stale mieszka Lindgren. W luźne dyskusje po treningu wdawał się tradycyjnie Greg Hancock i Tai Woffinden. Polacy szybko zniknęli ze swoich boksów. Byli niezwykle skoncentrowani i skupieni. Przemka Pawlickiego na krok nie opuszczał młodszy brat Piotr i bez przerwy nadawał mu na ucho. Senior Dudek i senior Janowski osobiście łapali czasy synom oraz największym ich rywalom.
Na pytanie o sekundy wszyscy jak jeden mąż odpowiadali, że jest OK i tylko się uśmiechali. - Z tych czasów nic nie wynika. To raczej uspokojenie nerwów, że nie odstajesz od reszty. Przecież to nie ma nic wspólnego z normalnym wyścigiem. Nie ma reakcji na taśmę i jazdy we czwórkę. Ale nie pisz, że ja ci to mówiłem - prosił jeden z mechaników. A start może okazać się kluczowy. Wszyscy spodziewamy się ekstra widowiska na miarę Narodowego. Tymczasem może być z tym różnie. Tor był wyraźnie twardszy niż rok temu i ma większą granulację. Ciężkie kamyki dały się we znaki szczególnie fotoreporterom. Poza tym na drugim łuku zaczęły robić się drobne wyrwy i koleiny.
Czy wytrzyma? - Na razie nikt nie składał żadnych zastrzeżeń, a wręcz przeciwnie. Zawodnicy chwalili tor - rozpoczął Prezydent Jury, Włoch Armando Castagna. - Wszystko jest pod kontrolą, a Olsen przywiózł nawet rezerwową maszynę startową. Czy otworzymy dach? Tego nie wiem. Jest taka szansa. Będziemy uważnie śledzić co dzieje się na niebie, po czym Jury odbędzie specjalną naradę i zapadnie decyzja - wytłumaczył Armando. - Tor był ok, ale spodziewamy się, że będzie ślisko - snuł wizje asystent Hansa Nielsena w reprezentacji Danii, Henrik Moller. Jego podopieczni nie uchronili się od kłopotów. Niels Kristian Iversen zaliczył na treningu upadek, a Pedersen walczy z bólem ręki. - Niels odczuwa ból w kontuzjowanym ramieniu. Nie może skupić się wyłącznie na jeździe. Poza tym w uszkodzonej ręce nie pracują wszystkie mięśnie i stąd upadek - wyjaśnił były zawodnik.
- Jak mówiłem, spodziewamy się śliskiego toru. Był już test nawierzchni odjechany przez młodzieżowców, teraz był trening po którym organizatorzy znów ściągną luźny materiał spod bandy do krawężnika i porządnie ubiją tor. Będzie ślisko i twardo. To może pomóc Nickiemu Pedersenowi, który odpuścił część treningu. Ręka bolała i nie było sensu jej forsować. Ale to zaprogramowany walczak. W przypływie adrenaliny jutro na pewno wsiądzie na motor i jeśli tylko ręka wytrzyma, to odjedzie całe zawody. W tygodniu odpuścił ligę w Szwecji i Danii. Koncentruje się wyłącznie na lidze polskiej i Grand Prix - informuje Moller. Nickim w piątek opiekowały się dwie kobiety. Stara znajoma fizjoterapeutka oraz nowa miłość Duńczyka. Nie obyło się bez lodu przykładanego na spuchnięta rękę.
Greg Hancock w boksie ustawił ekspresowy namiot, który ma odizolować zawodnika od ciekawskich kamer. Wspólnie z Holderem zaprezentowali wspólny desgin kevarów i motocykli. - Taki mały powrót do starych czasów - rzucił Greg. - My ani na Kowalskim, ani na Graversnie. Jedziemy na Anderssonie - oznajmił Rafał Haj. Z usług Szweda korzystał będzie również Patryk Dudek, zaś Przemek Pawlicki z Petera Johnsa, który wyraźne jest w odwrocie i nawet jego żelazny zawodnik, czyli Tai Woffinden, włożył do ramy sprzęt Ryszarda Kowalskiego. Mariaż tej dwójki trwa od końcówki zeszłego roku. Tai po skutecznej jesieni zamierza podążać wytyczonym tropem. - Sprzęt w żużlu to 30 proc. Najważniejszy jest kierowca - bo ja, właśnie tak nazywam żużlowca. A dlatego, że to on kieruje motocyklem, a nie odwrotnie. To człowiek decyduje o tym gdzie i w jaki sposób motor pokonuje dystans czterech kółek. Tylko tym, co nie idzie i są słabi nie będą pasować tłumiki, silniki, tor i rąbek u spódnicy. Mnie stać na takie opinie, bo ja nie jestem od nikogo zależny w tym środowisku. Wykonuję swoją robotę od wielu lat. Rzetelnie i z pasją. Na swoją pozycję zapracowałem przez długie lata - mówi złota rączka z Torunia.
Desant z Bydgoszczy, ale bez Tomasza
W parkingu nad regulaminowym sprzętem czuwał dyrektor techniczny zawodów Izak Santej. To były żużlowiec ze Słowenii. - Miałem nawet okazję kilka razy jeździć w Grand Prix - mówi Santej. - W Słowenii posiadamy trzy tory i pięciu zawodników. W tym oczywiście Mateja Zagara. Żużel jest w Ljubliane, Krsko i Lendawie. Ale w tym ostatnim ośrodku nie ma ani jednego żużlowca. To zamknięte koło. Nie ma torów, nie ma imprez, nie ma zawodników, to nie ma kibiców, sponsorów i pieniędzy. Trzeba sporego hartu ducha żeby przebić się tak jak to zrobił Matej Zagar. Cieszę się, że wciąż jestem blisko żużla. Na co dzień pracuję w firmie, która m.in. produkuje lokomotywy spalinowe - dzielił się informacjami Santej.
Nie przebierał w słowach nt. brytyjskiego żużla ojciec debiutanta Craiga Cooka. Sympatyczny Willy długo po treningu grzebał w busie pomiędzy kupą części i osprzętu. - W żużlu ciągle jest coś do roboty. To ciężki sport, ale taka drogę obrał Craig, który na motocyklach jeździ od szóstego roku życia. To nie była moja bajka. Chciałem żeby jeździł na kartinagch, ale mój przyjaciel jeździł na motocrossie w zespole Kawasaki. Syn miał ciągły kontakt z motocrossem i tak o to, zamiast pasję ojca, wybrał pasję kumpla, a ja byłem tylko tym, który miał za to wszystko płacić - żartował Willy.
- Później przerzuciliśmy się na speedway. Dlaczego? Mimo że to drogi sport, to jednak o wiele tańszy niż motocross. Tu zwietrzyliśmy szansę, że może coś z tego będzie. Póki co, idziemy do przodu. Tylko te przepisy i działacze. Zamiast pomóc, to utrudniają. Craig w czwartek musiał jechać w zawodach w Anglii. Odwołaliśmy zarezerwowane wcześniej hotele i logistykę. Ich to nie obchodzi. Zapowiedzieli krótko: nie stawisz się na wyznaczone zawody, dostaniesz bana w lidze - rozłożył ręce Cook senior. Natomiast Craig zabłysnął w parkingu oryginalnym pomyłem i umieścił nazwiska członków swojego fan clubu na kevlarze.
Kosmetykę toru nadzorował były bydgoski działacz, Andrzej Polkowski. - Żadnych informacji nt. toru nie udzielam. Ja się nie wypowiadam - odpowiedział. Przy okazji Grand Prix Polkowski, to nie jedyny człowiek z Bydgoszczy, który odpowiada za organizację turnieju. Z miasta Tomasza Golloba przyjechało do obsługi zawodów około 50 osób. Ochroniarze, obsługa toru, a nawet lekarz. - Przyjechaliśmy sporym autobusem. Zakwaterowaliśmy się w czwartek wieczorem. Rano w piątek pierwsza odprawa. Jestem już czwarty raz. Za pierwszym razem byłem niepełnoletni i robota była na czarno. Teraz jest już wszystko z papierami - powiedział mi jeden z ochroniarzy. Zabraknie jednak tego najbardziej oczekiwanego gościa z Bydgoszczy. Tomasz Gollob wskutek drobnych powikłań ze zdrowiem nie dojedzie do Warszawy, a wizyta na PGE Narodowym miała być dla naszego kontuzjowanego mistrza spotkaniem z kibicami, którym chciał podziękować za wsparcie od czasów feralnego upadku.
Gollob i Szczakiel to nasza skromna dwójka, która sięgnęła po tytuł w historii Indywidualnych Mistrzostw Świata. Mistrzostwa są rozgrywane są od 1936 roku, a Polacy w imprezie biorą udział od 1956 roku. Pierwszą polską eliminacją był ćwierćfinał kontynentalny rozegrany na stadionie warszawskiej Skry. Niegdyś sportowa wizytówka Stolicy popadła w ruinę. Klimat swingowego żużla tamtych czasów odchodzi w zapomnienie wraz z odejściem gwiazd tamtej epoki. Niedawno zmarli Jan Malinowski, Henryk Żyto i Rajmund Świtała. To właśnie ich pokolenie rozpoczęło drogę na szczyt polskiego żużla. Wierzymy, że któryś z naszych "kropkę nad i" postawi w tym roku i odsłuchamy Mazurka nie tylko na Narodowym, ale przede wszystkim na toruńskiej Motoarenie. A jeśli nie, to powody do zadowolenia przynajmniej będą w toruńskim warsztacie, i... Mazurka odśpiewany Ryszardowi Kowalskiemu. Wszak żużel dziś, jak mawiają fachowcy, to przede wszystkim wyścig tunerów.
Po treningu na PGE Narodowym zameldowałem się w jednym z warszawskich hoteli. Podczas formalności pani recepcjonistka mówi do mnie tak: To jutro ten motocross na Narodowym? - Nie, proszę pani. Jutro motocrossu nie będzie, bo ponoć ma być ubity tor.
Grzegorz Drozd