Rosjanin postawił na tego polskiego tunera jeszcze zanim to było modne. Ich współpraca trwa do teraz. Zawodnik jest tak zadowolony z jednostek konstruowanych przez Kowalskiego, że używa ich nawet w lidze rosyjskiej. A przecież nie jest to powszechne działanie. Wielu zawodników nie zamyka się na kooperację tylko z jednym mechanikiem i ciągnie kilka srok za ogon.
- Na sprzęcie od pana Rysia jeżdżę w każdym zakątku świata i nie potrzebuje szukać pomocy u innych tunerów. Jeśli coś idzie nie tak, wynika to wyłącznie z moich błędów - wyjaśnia.
Wielu ludziom wydaje się, że skoro Kułakow korzysta z usług tego samego człowieka, który dostarcza silniki znajdującemu się w znakomitej formie Nickiemu Pedersenowi, on sam również musi zdobywać komplety w przynajmniej co drugim meczu. A jak na takich opiniach łatwo się przejechać ukazuje najdobitniej przykład Andrzeja Lebiediewa. Łotysz jest cieniem zawodnika z poprzedniego roku. Plasuje się na jednym z ostatnich miejsc w PGE Ekstralidze według średnich, ale podobnie jak Kułakow nie wyobraża sobie innego człowieka majstrującego przy jego sprzęcie niż Kowalski.
- Faktycznie tak prosto to nie ma. Praktycznie każdy sprzęt jest przygotowywany inaczej. Pod konkretnego żużlowca. Waga Nickiego np. jest inna niż moja. Duńczyk woli odmienne ustawienia. Jeden mianownik jest wspólny. Silniki jego jak i moje są z najwyższej półki - tłumaczy.
Rezerwowy jaskółek tylko na początku swojej polskiej przygody z żużlem, kiedy jeszcze nie dysponował odpowiednimi zapleczem i funduszami, musiał być zdany na to co akurat posiadano w klubowych warsztatach. - Gdy zaczynałem jazdę w lidze, choćby nawet w Toruniu, to podsuwali mi pod tyłek jakieś motocykle. Trochę ich poużywałem, ale szybko poznałem Kowalskiego. Dziękuję mu za to, że zawsze mogę na niego liczyć - kończy.
ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu