Morderczy wysiłek menedżera. Szedł pieszo niemal dobę, by pomóc żużlowcowi

WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: upadek żużlowca
WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: upadek żużlowca

Sukcesem zakończył się 74-milowy spacer Lee Kilby'ego z Birmingham do Swindon. Menedżer handlowy Swindon Robins wyruszył w trasę, by nagłośnić temat zbiórki pieniędzy dla kontuzjowanego Mitchella Daveya.

W tym artykule dowiesz się o:

Mitchell Davey znajduje się w szpitalu po wypadku, do którego doszło w spotkaniu National League Knock Out Cup. Australijczyk ma przebite płuco, złamanych kilka kręgów, łopatkę oraz dwanaście żeber. W tej sytuacji nie zobaczymy go już na torze w tym sezonie.

Fatalny wypadek Daveya dotknął Lee Kilby'ego. Menedżer handlowy Swindon Robins miał okazję współpracować z 28-latkiem w klubie z Abbey. Brytyjczyk wpadł na pomysł, aby przejść trasę z Birmingham do Swindon, w celu nagłośnienia tematu zbiórki pieniędzy dla kontuzjowanego żużlowca. W drogę ruszył w środowy wieczór, zaś do celu dotarł następnego dnia. Pokonanie 74 mil (ok. 119 km) zajęło mu 20 godzin.

Akcja Kilby'ego zakończyła się sukcesem, bo podczas czwartkowego meczu w Swindon kibice wrzucili do puszek ponad 8 tys. funtów. - Zrobiłem to! Miałem ogromne wsparcie wszystkich kibiców i to dało mi pewność siebie, że poradzę sobie z tym. Moje nogi są zmęczone. Ból w nogach pojawił się w okolicach Stratford-upon-Avon, czyli po pokonaniu 40 mil. Wtedy przede mną było jeszcze sporo drogi - powiedział Kilby.

Menedżer Rudzików ze Swindon nie ukrywa, że chód kosztował go sporo energii. - Ostatni odcinek trasy był niezwykle bolesny. W Highworth mamy ogromne wzgórze, a wejście na nie wymaga sił. Tam ogromnie cierpiałem. Nie sądzę, abym kiedykolwiek w życiu szedł tak wolno. Potem było jednak łatwiej. Gdy już wiedziałem, że meta jest w zasięgu wzroku, to poczułem się lepiej - dodał.

Brytyjczyk nie ukrywa, że pomysł wsparcia Daveya przyszedł mu do głowy spontanicznie. - Był poranek. Pierwszy dzień po jego wypadku. Dowiedziałem się jak poważne ma urazy i że nie wróci w tym roku na motocykl. W mojej głowie zaczęły się pojawiać różne pomysły. Nagle wpadłem na to, że w środę w Birmingham jest mecz, a później nasza drużyna ma do odjechania spotkanie. To była genialna idea. Cieszę się, że wszystko się tak ułożyło - podsumował Kilby.

Postawę Kilby'ego docenił też Craig Cook. Brytyjski żużlowiec, reprezentujący w polskiej lidze ROW Rybnik, wystawił na licytację dwie wejściówki uprawniające do wstępu na Grand Prix Czech w Pradze. Zostały one zlicytowane za 2 tys. funtów.

- Mitchell i jego rodzina chcą podziękować Lee Kilby'emu za jego ogromny wysiłek i pokonanie pieszo trasy liczącej 75 mile, aby zebrać fundusze na jego leczenie. (...) Poziom wsparcia jaki otrzymaliśmy od środowiska żużlowego jest przytłaczający. To dla nas zaszczyt. Po raz kolejny chcielibyśmy podziękować za każdą wysłaną wiadomość i wsparcie w tym trudnym czasie - głosi komunikat rodziny australijskiego żużlowca.

ZOBACZ WIDEO Grand Prix w Moskwie lub Sankt Petersburgu

Źródło artykułu: