Nicki Pedersen nie był zimą pierwszym wyborem tarnowian, którzy szukali wzmocnień po awansie do PGE Ekstraligi. Prezes Łukasz Sady najpierw koncentrował się na sprowadzeniu do Unii Nielsa Kristiana Iversena. Obie strony były bardzo blisko porozumienia, ale wtedy do gry wkroczył Get Well Toruń, który pokrzyżował plany beniaminka. Wtedy działacze skoncentrowali się na Pedersenie i dziś nie żałują. Okazało się, że mają u siebie gwiazdę ligi, zamiast żużlowca, który kompletnie zawodzi.
- To jest niesamowite zrządzenie losu. Co mogę powiedzieć? Chyba opatrzność nad nami czuwała - cieszy się prezes Łukasz Sady. - Dziś myślimy zupełnie inaczej i wiadomo, że z nikim byśmy się nie zamienili. To pokazuje tylko, jaka jest specyfika sportu żużlowego. Przez kilka sezonów zawodnik jedzie świetnie, osiąga sukcesy i nagle przychodzi załamanie. Przyznaję, ze plułbym sobie w brodę, gdybyśmy mieli teraz w drużynie Nielsa zamiast Nickiego - dodaje prezes Grupy Azoty Unii Tarnów.
Pozyskanie Pedersena to plusy nie tylko pod względem sportowym. - Od strony finansowej też zrobiliśmy w tym przypadku dobry interes. Wiadomo, że Nicki jest legendą i swoje musi zarobić, ale suma sumarum z tego kontraktu możemy być bardzo zadowoleni. Poza tym, obcowanie z Duńczykiem to czysta przyjemność. To zupełnie inny człowiek niż wcześniej. Jest bardzo przyjacielski, a na torze jeździ z głową, szanując przy tym swoich rywali. Przy tej okazji podziękowania należą się Grupie Azoty, bo bez naszego głównego partnera nie byłoby Nickiego ani drużyny, która walczy teraz z powodzeniem o utrzymanie w PGE Ekstralidze - podsumowuje Sady.
ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow: Speedway of Nations to szansa dla Rosjan