[b]
Żużlowe początki[/b]
Antoni Miotke, nazywany przez kibiców po prostu Panem Antonim na żużel chodził jeszcze wtedy, gdy tego sportu nie było w Gdańsku. W pierwszych powojennych latach żużel był obecny w Gdyni. - Od kiedy pamiętam jeżdżę na żużel. Przed Wybrzeżem w Gdańsku były Neptun i Legia, ale ja na ten sport chodziłem jeszcze wtedy, gdy w Gdańsku go nie było. Pamiętam, że pierwsze zawody żużlowe u nas w Trójmieście były w Gdyni, na torze przy ówczesnej ulicy Marchlewskiego, gdzie teraz jest Pomnik Ofiar Grudnia 70, a następnie na późniejszym stadionie Arki przy ulicy Ejsmonda. Żużlowcy z Gdyni jeździli w latach pięćdziesiątych i pamiętam takie nazwiska, jak Stachewicz, Wikaryjczyk, czy Sowa. Wikaryjczyk miał pijalnię piwa przy ulicy Śląskiej i zawsze na meczach kibice mogli napić się za darmo piwa na stadionie - wspomniał najwierniejszy kibic Wybrzeża Gdańsk.
Trzeba mieć olbrzymi upór, by w wieku 83 lat jeździć na niemal wszystkie mecze wyjazdowe swojego klubu. Kiedy Pan Antoni pierwszy raz wyjechał w kraj na żużel? - Dokładnie nie pamiętam co to było za spotkanie, ale po raz pierwszy na mecz wyjazdowy pojechałem pod koniec lat pięćdziesiątych, za LPŻ-em Neptun Gdańsk. Jak byłem młody, często chodziłem też na mecze żużlowe na Śląsku - w Rybniku, Świętochłowicach, czy na Stadionie Śląskim w Chorzowie, gdzie przez pewien czas pracowałem, bo kończyłem szkołę górniczą - przekazał.
Kibice o nim pamiętają
Dość zabawnie dla postronnego obserwatora może wyglądać obrazek, gdy na autokarową zbiórkę kibiców obok osób w wieku przeważnie od 16 do 35 lat stoi urodzony w 1935 roku emeryt. Fani zawsze informują Antoniego Miotke o zorganizowanych wyjazdach, a w autokarze nigdy nie zabraknie dla niego miejsca. Ten, gdy tylko zdrowie mu pozwala rusza w Polskę.
- Bardzo dobrze czuję się wśród tych młodych ludzi, którzy traktują mnie jak swojego. Czuję się wśród nich jak w jednej wielkiej rodzinie. Zawsze na meczach wyjazdowych jest bardzo wesoło. Czasami bywały jakieś małe zadymy, ale ja tam się nie boję, przecież nikt mi nic nie zrobi - przyznał kibic z rozbrajającą szczerością.
ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników, czyli sprawdzian wiedzy żużlowców, odc. 2
Pan Antoni nie zawsze był aniołkiem. - Jak byłem młodszy, to zdarzało mi się nawet uczestniczyć w jakichś awanturach, jednak oczywiście nie byłem jakimś prowodyrem. Nie stałem w pierwszym szeregu, ale nie będę kłamał, nie uciekałem i jak trzeba było stanąłem z kolegami, zazwyczaj trzymałem się z boku - wspomniał.
W ostatnich latach w polskiej lidze uczestniczyły kluby z zagranicy. Takie odległości też nie były przeszkodą dla fana. - Byłem na wszystkich stadionach żużlowych na których jeździło Wybrzeże. W 2006 roku, gdy klub zaczynał od drugiej ligi pojechałem z kibicami nawet do Równego, Daugavpils i Miszkolca. Właśnie te mecze pamiętam szczególnie, chyba najweselej było na Ukrainie, gdzie 6 godzin trzymali nas na granicy - przyznał Miotke.
Kiedy mecz był wyprawą
W czasach głębokiej komuny nie było tak łatwo przemieszczać się po Polsce. - Teraz jest dużo łatwiej pojechać na mecz, kilkadziesiąt lat temu wszystko wyglądało inaczej. Zaplanowanie każdego wyjazdu to była jedna wielka wyprawa. Czasami się jechało na mecz i spało w parku, czy u różnych kolegów. Bywało że się jechało na mecz i spędzało w podróży 4 dni - opowiedział kibic.
Niestety zdrowie nie pozwala wielu osobom z pokolenia Pana Antoniego chodzić na mecze, również te u siebie. - Teraz jeszcze czasami widzę na stadionie kolegów z tamtych czasów, ale oni już się ledwo poruszają. Mimo mojego wieku, czasami zdarzy się, że jeżdżę sam na wyjazdy, czy to na Grand Prix w Warszawie i w Toruniu, czy na pojedyncze mecze Wybrzeża - dodał Antoni Miotke.
Cel: mistrzostwo Polski
Obecny żużel mocno różni się od speedwaya z lat sześćdziesiątych. Kibic z wielkim sentymentem wypowiada się o dawnych czasach. - Bardziej mi się podobał tamten żużel, czuło się prawdziwą "szlakę", tory były przygotowywane w bardzo różny sposób, a było też widać dużą różnicę w jeździe poszczególnych zawodników, również ze względu na to, że mocno różnił się sprzęt - wspomniał.
Obecne wyniki ukochanego klubu pochodzącego z Gdyni kibica nie mogą dobrze wpływać na jego zdrowie. - Mocno przeżywam mecze, jak tu się nie denerwować jak tak wyglądają wyniki? Wcześniej zawodnicy mocniej utożsamiali się z klubem, pomagali sobie nawzajem - podkreślił Miotke.
Sekcja żużlowa Wybrzeża w swojej historii kilkakrotnie stawała na podium, jednak nie zdobyła jeszcze nigdy mistrzostwa Polski. Czy 83-latek doczeka historycznego tytułu? - Pewnie że dożyję tego momentu, w którym zdobędziemy mistrzostwo, dlaczego nie? Zaraz będziemy mieli bardzo fajnego juniora, kogoś się tam jeszcze kupi i już będzie lepiej - podsumował.
Ważne jest jednak zdrowie...