Martin Smolinski opisuje koszmarny wypadek we Wrocławiu "Złapałem przyczepność i straciłem kontrolę"

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Martin Smolinski w meczu reprezentacji Niemiec
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Martin Smolinski w meczu reprezentacji Niemiec

Martin Smolinski był sprawcą fatalnie wyglądającego karambolu w drugim wyścigu 1. finału SoN we Wrocławiu. Niemiec wyszedł z niego bez szwanku, a w trakcie zawodów starał się napsuć sporo krwi rywalom.

Do karambolu doszło w drugim wyścigu, który był pojedynkiem duńsko-niemieckim. - Na wyjściu z wirażu zapałem przyczepność i poderwało mi koło do góry. Strasznie mnie pociągnęło i nie byłem w stanie opanować motocykla. Straciłem kontrolę i nie byłem w stanie już nic zrobić. Jest mi bardzo przykro, że doszło do takiego groźnego wypadku, w którym ucierpieli moi koledzy - tłumaczył po zawodach Martin Smolinski.

Sprawca wypadku wyszedł z niego praktycznie bez szwanku i był zdolny do dalszej jazdy. Gorzej sytuacja wyglądała z jego rodakiem Kaiem Huckenbeckiem, który pojechał do szpitala na badania. - Cieszę się, że Kai nie doznał żadnych złamań. Mam nadzieję, że odpocznie trochę i w sobotę podejmie decyzję odnośnie dalszych startów. Ciężko było mi w piątek walczyć praktycznie w pojedynkę. Starałem się zdobyć trochę punktów. Miałem szybkość i jeździło mi się bardzo dobrze. Tor zmieniał się praktycznie z wyścigu na wyścig. Trzeba było szybko reagować, by co serię odpowiednio dopasować sprzęt. Po kosmetyce tor był zupełnie inny niż kilkanaście minut wcześniej, a jedynie nie robiło to różnicy Taiowi Woffindenowi, który był bezbłędny. Brytyjczyk jeździł twardo, ale fair. Stoczyliśmy ciekawy pojedynek, który mógł się podobać kibicom - podkreślał niemiecki żużlowiec.

Smolinski jest zwolennikiem nowej formuły rozgrywania Speedway of Nations. - Nowy format zawodów podoba mi się, aczkolwiek ma kilka niedoskonałości, o których przekonaliśmy się już chociażby podczas półfinału w Teterowie. Nie podoba mi się także to, że duet, który będzie najlepszy po dwóch dniach zawodów, niekoniecznie zostanie mistrzem świata, bo o wszystkim zadecyduje ostatni wyścig. Podobnie jak to, że w przypadku wykluczenia czy niezdolności do jazdy jednego zawodnika, drugi praktycznie traci szanse na zwycięstwo, jak było w przypadku Grega Hancocka. Uważam, że formuła dwudniowa zawodów jest interesująca, ale o podziale medali powinny decydować wyłącznie 42 wyścigi, a nie baraż i finał - zakończył reprezentant Niemiec.

ZOBACZ WIDEO Polska - Chile. Nawałka pracuje nad nowym ustawieniem. Krychowiak: "Z czwórką obrońców automatyzmy są lepsze"

Komentarze (2)
avatar
Hampelek
9.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Po prostu wyeliminował swojego największego rywala w Niemczech. Wtedy nie byłoby dyskusji kto ma w GP Challange jechać 
avatar
kokersi
9.06.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
tylko trzeba znaleźć tor na którym da się jechać parą a nie gęsiego przy kredzie