Pilanie zakładali, że na torze lidera Nice 1. Ligi Żużlowej nie wygrają. Nie spodziewali się jednak, że spiszą się aż tak słabo. - Liczyliśmy, że chłopacy nawiążą chociaż rywalizację, ale na starcie w zasadzie kończył się ich udział w biegach - przyznał menedżer Tomasz Żentkowski. - Nie radził sobie nawet Rafał Okoniewski, który słynie przecież z tego, że jest solidnym startowcem. Mieliśmy ponownie pecha, bo Łagucie, gdy jechał drugi, zatarł się silnik. Z kolei Okoniewskiemu urwał się zawór. To jednak dla nas żadna wymówka, bo tak czy inaczej przegralibyśmy z kretesem. Bardzo nas to boli, bo z dużym zaangażowaniem przygotowywaliśmy się do tego meczu. Pocieszać można się jedynie tym, że wszyscy w Lublinie przegrywają - dodaje.
Wynik w Lublinie nie jest dobrą prognozą na dalszą fazę sezonu. W Pile pocieszają się jednak faktem, że drużyna dużo lepiej spisuje się u siebie. 1 lipca podejmie tam ostatnią w tabeli Arge Speedway Wandę Kraków. - Musimy wygrać nie tylko ten mecz, ale i wszystkie pozostałe, jakie odjedziemy u siebie przed końcem tego sezonu. Patrząc na skład i potencjał poszczególnych zawodników, mamy naprawdę solidną drużynę. Rąk załamywać więc nie zamierzamy - mówi Żentkowski.
Pilanie nie ukrywają, że ich celem jest bezpieczne utrzymanie w lidze; najlepiej bez konieczności rywalizacji w barażu. Przewaga nad siódmym w stawce Orłem Łódź wynosi jednak zaledwie punkt. - Liczymy, że uda nam się zająć co najmniej tę szóstą lokatę. Dobrze byłoby powalczyć na jednym z wyjazdów i urwać tam choć jeden, dwa "oczka". Widzimy, że inne zespoły potrafią nawiązywać walkę poza swoim torem i myślę, że nasza drużyna też mogłaby tego dokonać. Grunt, by opuścił nas pech i skończyły się problemy ze sprzętem - kwituje menedżer.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po zielonogórsku