Sobotnie zawody od początku nie układały się po myśli Jasona Doyle'a. Po czterech seriach startów aktualny mistrz świata miał na swoim koncie ledwie 3 punkty i nie miał już szans na awans do półfinałów.
W dwudziestym wyścigu Australijczyk walczył o drugą pozycję z Robertem Lambertem. Brytyjczyk w bezpardonowy sposób zaatakował 32-latka, ale zrobił to w taki sposób, że Doyle trafił w tył jego motocykla. Zawodnik z Antypodów groźnie przekoziołkował i z pełnym impetem uderzył o tor.
Przy australijskim zawodniku bardzo szybko pojawiły się służby medyczne. Doyle trafił na nosze, a następnie do karetki. Pierwsze informacje mówią o tym, że Australijczyk wskutek uderzenia o tor stracił przytomność. Medycy podjęli decyzję o przetransportowaniu go do szpitala, gdzie ma zostać poddany szczegółowym badaniom.
ZOBACZ WIDEO Leszek Blanik: Jak ktoś jest najlepszy, to wygrywa z każdego pola
- To był bardzo poważny wypadek. Przy takich historiach, gdy mamy do czynienia z tak fatalnie wyglądającym upadkiem, wolę nawet nie wychodzić na tor - mówił w parku maszyn Tai Woffinden.
- Lambert nie udźwignął tych zawodów pod względem psychicznym - zauważył w studiu "Canal+" Krzysztof Cegielski.
Wcześniej Brytyjczyk, startujący w Cardiff z "dziką kartą", upadł na tor w drugiej serii startów, gdy na wejściu w pierwszy łuk walczył na łokcie z Woffindenem. Z kolei w pierwszej turze na chwilę przed rozpoczęciem wyścigu zdefektował mu motocykl, ale żaden z mechaników nie zdążył do niego podbiec z rezerwową maszyną.