Damian Wleklak fanem żużla: Marzy mi się, by Wybrzeże było jak FC Barcelona (wywiad)

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Damian Wleklak
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Damian Wleklak

Przez wiele lat Wybrzeże Gdańsk było marką w kilku dyscyplinach, ostatnio w żużlu i w piłce ręcznej. Damian Wleklak doskonale wspomina czasy, gdy obie sekcje funkcjonowały w jednym klubie. Były reprezentant widzi podobieństwa między tymi sportami.

Damian Wleklak to 164-krotny reprezentant Polski. W kadrze grał przez 12 lat i w międzyczasie zdobył srebrny i brązowy medal mistrzostw świata. Z Wybrzeżem Gdańsk na przełomie wieków dwa razy zdobywał złoty medal mistrzostw Polski. Od 2011 roku, gdy wrócił od Polski, pracuje nieustannie w superligowym Wybrzeżu Gdańsk. Obecnie jest menedżerem w tym klubie. Prywatnie nie ukrywa, że ma czerwono-biało-niebieskie serce.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Jako były szczypiornista Wybrzeża, nie ma pan chyba prawa nie interesować się żużlem?

Damian Wleklak, były reprezentant Polski w piłce ręcznej, obecnie menedżer szczypiornistów Wybrzeża Gdańsk: Oczywiście, kiedy grałem w Wybrzeżu, hala mieściła się tuż obok stadionu żużlowego. Z chłopakami zazwyczaj wychodziliśmy dużo częściej na nasze treningi, by załapać się jeszcze na trening żużlowców na stadionie. Trener Daniel Waszkiewicz urządzał nam też rundy biegowe na koronie stadionu, graliśmy też w piłkę na płycie mieszczącej się w środku toru.

Czy był duży kontakt między wami, a żużlowcami?

Jasne że tak. Byliśmy wtedy dwoma sekcjami jednego klubu i dobrze trzymaliśmy się z zawodnikami z Gdańska. Pamiętam rok 1999, gdy Tony Rickardsson przyjeżdżał swoim autobusem do parku maszyn. Mieliśmy mocny zespół żużlowy, który zdobył brązowy medal, a rok później spadł z ligi. My wtedy dwa razy z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo Polski.

Czy wasze mistrzostwo kraju zostało dostrzeżone przez kibiców żużla?

Tak, pamiętam że niedługo po zdobyciu przez nas mistrzostwa Polski był mecz żużlowy. Wyszliśmy na środek stadionu i 15 tysięcy kibiców wprawiło nas o dreszcze. Również niedawno, gdy zaczęliśmy od nowa budować klub Wybrzeże Gdańsk, mieliśmy prezentację przy okazji meczu żużlowego.

Jak wtedy postrzegaliście żużlowców? W Wybrzeżu była duża różnica pomiędzy finansowaniem poszczególnych sekcji, a to wy mieliście mimo wszystko lepsze wyniki.

My mieliśmy lepsze wyniki, to fakt i nie ma co z tym dyskutować, ale nie będę tutaj nikogo oszukiwał. Zainteresowanie żużlem i piłką ręczną różniło się wówczas znacznie. Ja jak jeszcze mieszkałem pod Malborkiem, to pamiętam jak mój wujek jeździł wraz z parafią na żużel do Gdańska. Ja wtedy nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi, poznałem ten sport dopiero po przeprowadzce do Gdańska, gdy zacząłem grać w Wybrzeżu.

Czyli zazdrości nie było?

Jak najbardziej nie, tak naprawdę to żużlowcy mieli do dyspozycji więcej pieniędzy, ale i oni generowali największe zyski. Piłka ręczna nie stała na takim poziomie jak teraz. Ja bardzo fajnie wspominam te czasy. Czuło się, że wszyscy należymy do jednego klubu, a jak jest duże zainteresowanie jedną dyscypliną, to i druga korzysta. Pamiętam, jak kiedyś dostaliśmy wypłatę po meczu żużlowym w banknotach dziesięcio i dwudziestozłotowych. Wiadomo było, że te pieniądze pochodziły z biletów. Pani Natalia, nasza księgowa musiała wtedy dużo naliczyć.

Jest pan teraz menedżerem piłkarzy ręcznych Wybrzeża i od 2011 roku pomaga pan w odbudowie tego klubu. Czy posiadanie tej samej nazwy to obecnie plus?

To duży plus, bo sama marka Wybrzeże Gdańsk mówi sama za siebie. Nie mówię tu tylko o żużlu, ale i o tym jakie nazwiska grały choćby w sekcji piłki ręcznej, w końcu byliśmy 10-krotnym mistrzem Polski. Moim marzeniem jest to, by kiedyś doprowadzić do tego, by znowu obok stadionu żużlowego powstała hala, w której byłaby również i koszykówka i judo. Nie mówię tu o jednym podmiocie, ale o osobnych sekcjach, przy okazji pracujących wspólnie na jedną markę. W Barcelonie też są inne zarządy, a stadion jest obok hali i często widzi się Puyola, który przychodzi na mecze piłki ręcznej, czy koszykówki. Coś podobnego w Gdańsku byłoby wspaniałe, może kiedyś się to ziści?

Pana i inne osoby związane ze szczypiornistami Wybrzeża też można czasami zobaczyć na żużlowym stadionie. Zainteresowanie pozostało?

Jak najbardziej tak. Ja lubię chodzić na mecze i jak tylko mam czas, przychodzę i siadam na wysokiej trybunie na pierwszym łuku i oglądam żużel. Zabieram też na mecze swoich synów. Byłem w tym sezonie między innymi na meczach z Arge Speedway Wandą Kraków i Car Gwarant Startem Gniezno. W Wybrzeżu pracują fajni ludzie i mogę tylko żałować, że nie ma już tam naszej hali. Fajnie byłoby w przyszłości znów mieć jeden duży kompleks Wybrzeża w jednym miejscu. Gdy zaczynałem, klub miał sekcje żużla, piłki ręcznej, koszykówki i judo, wcześniej było też kilkanaście innych sekcji. Do dziś się znamy z przedstawicielami różnych dyscyplin, które były skupione w ramach Wybrzeża. Mieliśmy wówczas doskonały kontakt szczególnie z Polakami, jak choćby Krzysztofem Cegielskim, Markiem Derą, Marcelim Dubickim, czy wcześniej Jarosławem Olszewskim.

Czy poza meczami Wybrzeża, interesuje się pan też innymi zawodami żużlowymi?

Ja zawsze bardziej jestem sercem przy klubie i drużynie, bo z nim się utożsamiam. Bardzo się ciesze, że w ostatnim czasie w lidze zadebiutował Karol Żupiński, bo to fajny młody chłopak. Było widać jak walczył na torze w swoim debiucie z gnieźnianami. Trójka młodych Duńczyków to z pewnością zawodnicy, na których w Gdańsku mogą przychodzić tłumy. Doskonale wspominam też Renata Gafurowa, który po dziesięciu latach w klubie jest tu legendą. Fajnie by było, gdyby kiedyś do Gdańska wrócił Krystian Pieszczek, który w mojej ocenie obecnie potrzebuje Wybrzeża, a Wybrzeże potrzebuje jego. My też staramy się wprowadzać jak najwięcej wychowanków do pierwszego zespołu, bo fajne jest dawanie szansy swoim. Wierzę, że niedługo i żużlowcom uda się awansować do PGE Ekstraligi. Z naszego środowiska, nie tylko ja lubię żużel, również Marcin Lijewski jest kibicem i mieszka tuż obok stadionu Wybrzeża. Wielkim fanem tego sportu jest też Bartek Jurecki. Z tą dyscypliną jest nam po drodze, bo to faceci, którzy idą na maksa i nie ma odpuszczania.

Czy wasze kluby mogą ściślej ze sobą współpracować pod jakimiś względami?

To trudne ze względu na to, że stadion jest obecnie 20 kilometrów od naszej hali. My jednak się znamy, wiem kto pracuje w żużlu, czy w judo i jak tylko się da, wspieramy się nawzajem. Każdy szuka dla siebie rozwoju. Ciągle trwa też walka o używanie herbu i nazwy Wybrzeże i osobiście nie podoba mi się to, że dwie czy trzy osoby mogą decydować o tym, czego częścią było tysiące ludzi i dawnych zawodników, którzy budowali całą markę.

W Gdańsku w niedzielę odbędą się zawody PGE IMME. Czy to dobra forma promocji żużla w tym mieście?

To bardzo dobrze, że ponownie zobaczymy najlepszych żużlowców świata w Gdańsku, bo chociaż w Nice 1.LŻ jest dużo emocji, mi jako gdańszczaninowi mocno tego brakuje. Patrzę na to długofalowo. Zawsze to może wpłynąć na promocję żużla i może poskutkować tym, że kolejne osoby zainteresują się tym sportem, dzięki czemu nasz klub się rozwinie.

ZOBACZ WIDEO #EkspertPGEE zawodników Betard Sparty Wrocław

Źródło artykułu: