Kontynuujemy cykl artykułów, w których przedstawiać będziemy komentarze i informacje związane z najlepszą żużlową ligą świata pochodzące z bezpośredniego źródła. "Okiem PGE Ekstraligi" pisze dla nas Przemysław Szymkowiak, menedżer ds. PR w PGE Ekstralidze.
***
Przed nami piąta edycja PGE IMME, turnieju, który na stałe wpisuje się do żużlowego kalendarza. Jaka będzie jego przyszłość? Na pewno zawody nabierają rangi i warto pamiętać o tym, że taka forma rywalizacji może być atrakcyjna dla kibiców w różnych ośrodkach żużlowych, nie tylko tych z PGE Ekstraligi. Liczy się też odpowiednie dobranie terminu imprezy, a w tym roku mamy właśnie weekend z mistrzostwami i to nie tylko w Polsce.
Jesteśmy w przededniu zawodów, które już po raz trzeci odbędą się w Gdańsku. Trwają spekulacje na temat kolejnych lokalizacji, ale nie czas i pora, aby teraz o tym pisać. Dziś wiemy, że zmienia się podejście żużlowców do tej imprezy i trzeba obalić pewne mity. Oczywiście, turniejów żużlowych jest w kalendarzu wiele, ale nie każdy ma rangę mistrzowską i w nie każdym jeździ się o duży splendor, a takim jest bycie indywidualnym mistrzem PGE Ekstraligi. Każde nowe zawody mają na początku swoistą próbę. PGE IMME zaczynają, za kilka lub kilkanaście lat stworzona zostanie długa lista zawodników, którzy w tym turnieju osiągnęli dobre wyniki. A osiągnąć nie jest je łatwo. Jeśli staje się pod taśmą startową z absolutną czołówką najlepszej ligi świata, to trzeba mieć i umiejętności, i charakter, i dobry sprzęt, żeby wygrywać. Wielu zawodnikom na tym zależy, młode pokolenie polskich żużlowców pali się do jazdy w PGE IMME, a radość po sukcesie - vide Kacper Woryna w roku ubiegłym - nadaje sens każdym zawodom.
PGE IMME to jest także odpowiedź na zapotrzebowanie tych, często starszych kibiców, którzy tęsknią za świętem żużla - jednodniowym finałem IMŚ. Aktualna formuła rywalizacji w FIM Speedway Grand Prix jest ciekawa, sprawiedliwa, ale wielu z nas pamięta jednodniowe finały i trochę za nimi tęskni. W PGE IMME nie jedzie się o mistrzostwo świata, ale jedzie się jednego dnia i w formule "każdy z każdym", a przy tej stawce zawodniczej, którą mamy - nawiązujemy do walki o coś szczególnego i w formule międzynarodowej.
Zawody są też znakiem naszych czasów. Klasyczna dwudziestobiegówka odeszła w zapomnienie przy wyłanianiu triumfatora. Potrzeba czegoś innego i odpowiedzią na to są dwa półfinały, ale także gwarancja awansu do finału dla zawodnika, który wygra sesję zasadniczą.
Spotykam się z wieloma pytaniami od kibiców w stylu: a po co na torze pierwszoligowym oraz po co zmuszać żużlowców do jazdy w kolejnym turnieju "o czapkę śliwek"? Organizacja zawodów musi być dostosowana do miejsca i zapotrzebowania na nie, a także możliwości ich sfinansowania. PGE IMME było w Tarnowie, Lesznie, a teraz jest w Gdańsku i pokazywanie najlepszych zawodników świata w cenie 30 zł za bilet normalny jest właśnie promocją żużla. Nie jest wykluczone, że kolejne edycje będą w różnych rejonach żużlowej Polski, aby te zawody spełniały swoją rolę propagatorską dla żużla. Nie zapominajmy jednak, że rachunek ekonomiczny też jest ważny.
Jeśli zaś chodzi o nagrody i "zmuszanie" zawodników do PGE IMME. Te pierwsze są w tym roku wyższe. Za zwycięstwo do zainkasowania mamy 25 tys. zł i jest to bardzo dobra stawka. Jeśli ktoś kiedyś i gdzieś "rozpuścił" zawodników wydumanymi ofertami gwarancji startowych za udział w turniejach towarzyskich, to teraz trzeba tym żużlowcom uświadomić, że czasy się zmieniły. Nikt nie zmusza do udziału w PGE IMME, bo to jest naturalne, że tak jak piłkarz ma swoje reklamowe zadania i czasami musi zagrać mecz w Katarze, USA lub Chinach, tak żużlowiec powinien dbać o marketing, a zwłaszcza o marketing ligi, która wraz z jej sponsorem tytularnym i telewizją zapewnia zawodnikom GWARANCJE bardzo dobrych apanaży.
ZOBACZ WIDEO Warunki na torze w Gdańsku coraz bardziej sprzyjają walce. Będzie dużo emocji na PGE IMME?