- Ekstraliga, około miesiąc temu, po fenomenalnych meczach na częstochowskim torze, wystąpiła do nas z propozycją rozegrania dwóch najbliższych finałów IMME w Częstochowie. Cieszy to, że żużlowe władze dostrzegają widowiskowość naszego toru. Nieskromnie powiem, że jest duży nacisk, by w Częstochowie odbyły się te zawody. To byłoby coś pięknego - powiedział kilka dni temu Michał Świącik w rozmowie z "Radiem FON", podkreślając, że aby impreza doszła do skutku, w jej w organizację musiałoby się zaangażować miasto.
Apeluję do władz Częstochowy: proszę się nawet nad tym pomysłem nie zastanawiać. Mnie, na samą myśl rozgrywania PGE Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostw Ekstraligi na torze przy Olsztyńskiej, przechodzą ciarki. Podkreślają to eksperci, podkreślają to kibice: częstochowski tor jest najlepszym do ścigania w Polsce, albo i na całym świecie. Nie powiem, że PGE IMME należy się Częstochowie jak psu buda, ale chyba każdy się ze mną zgodzi, że to najlepsza lokalizacja na goszczenie tej imprezy.
Ostatnie trzy edycje tych zmagań odbyły się w Gdańsku. Wojciech Stępniewski jeszcze przed pierwszym turniejem PGE IMME na gdańskim obiekcie podkreślał, że "Trójmiasto jest doskonałym miejscem do rozegrania takich zawodów, a okres wakacyjny będzie sprzyjał promocji żużla nad Bałtykiem i to w najlepszym możliwym wydaniu". Nie wiem, czy prezes PGE Ekstraligi teraz powtórzyłby te słowa. Domyślam się natomiast, że organizatorzy liczyli na zdecydowanie lepsze show w Gdańsku. O ile obronił się aspekt sportowy (choć miniony turniej mógł być znacznie ciekawszy, bo decydował głównie start i szybki motocykl), o tyle frekwencja, delikatnie mówiąc, na kolana nie powaliła. Ostatnie trzy edycje imprezy oglądało na gdańskim stadionie kolejno dwa tysiące, pięć tysięcy i cztery tysiące kibiców.
Nie chodzi mi o atakowanie Gdańska. Uważam po prostu, że ta lokalizacja już się przejadła i nie ma sensu, by w przyszłym roku PGE IMME znów gościły nad morzem. Kibice w Częstochowie są natomiast głodni wielkiego żużla, co udowadniają na trybunach. Mecze PGE Ekstraligi przy Olsztyńskiej ogląda średnio 13,6 tysiąca fanów (rekord to 17 tys. widzów), co jest najlepszą średnią wśród ekstraligowych drużyn w tym sezonie.
Oczywiście, PGE IMME na częstochowskie trybuny na pewno nie przyciągnęłyby takiej liczby kibiców i nie ma się co łudzić. Tutaj trzeba wspomnieć o mizernej frekwencji w niedawnym finale MIMP, który zgromadził jedynie tysiąc osób na stadionie. Nie ma jednak co porównywać finału młodzieżowych zmagań do turnieju, który moim zdaniem poziomem sportowym przebija Grand Prix. A pod Jasną Górą kochają świetny speedway.
Zostawmy frekwencję, bo ona dla kibica oglądającego żużel w telewizji jest najmniej istotna. Najważniejsza jest widowiskowość zawodów, a Częstochowa gwarantuje największy jej poziom. - Mecz jak z bajki. Kibice oglądali biegi na stojąco - tak brzmiał tytuł naszej relacji z meczu forBET Włókniarz - Fogo Unia Leszno (47:43). To spotkanie, to żużlowe arcydzieło, było najlepszą z możliwych promocji speedwaya. Mnóstwo mijanek, fantastycznych akcji, a wszystko na fantastycznie przygotowanej nawierzchni. Ten mecz, pod kątem sportowym, przebić może chyba tylko finałowy pojedynek PGE Ekstraligi pod Jasną Górą albo... PGE IMME.
Wierzę, że zarówno miasto Częstochowa, jak i działacze forBET Włókniarza, uczynią wszystko, by w przyszłym sezonie zorganizować mistrzostwa PGE Ekstraligi, czego sobie i Państwu życzę. To dopiero będzie prawdziwe show.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po częstochowsku