A było to tak. Siedzieliśmy z Mirkiem i Grześkiem w naszym zimnym studiu na samej górze Jancarza. Nad nami już tylko sufit i to nie do końca ochronny, bo deszcz godzinę przed planowanym startem zacinał właściwie z każdej strony. I mądrzyliśmy się tradycyjnie. Jabol śmiał się w swoim pięknym stylu, a Walach tradycyjnie mówił mniej, ale mocniej. Jak już walnął to mogło zaboleć nawet tego oddalonego o kilkadziesiąt metrów rozjemcę gorzowskich zawodów. Szczególnie po pierwszym akcie finału, kiedy przerwanie wyścigu okazało się totalną pomyłką. Ale nie popełnia błędów tylko ten, kto dłubie w nosie i patrzy w sufit, a nie prosto w oczy.
Ale wracając do najbardziej gorącej i palącej sprawy. W tak zimny sierpniowy wieczór nie rozgrzali nas zawodnicy swoją jazdą, no może poza latającym wyżej niż reszta Bartkiem Zmarzlikiem. Najwięcej emocji nie licząc powtórek finału i finałowej decyzji w sędziowskiej twierdzy wzbudzili dwaj ambitni dżentelmeni. Maciek Janowski i Nicki Pedersen rozgrzali nas do czerwoności swoimi charakterami i ambicjami. Duńczyka znamy wszyscy, jedni bliżej, inni dalej. Wszyscy wiem, jakie miał i ma sytuacje na torze albo w parku maszyn. Naszego magicznego Polaka nie mieliśmy dotąd okazji z tej mocnej strony poznać. A zobaczyliśmy jego możliwości w sobotni wieczór. Możliwości nie tylko sportowe, ale też wizerunkowo-ambicjonalne. Bo Janoś chce być mistrzem świata i zakładam, że kiedyś będzie. Nie wiem czy jutro, za miesiąc czy za cztery lata. Wiem jednak i widzę po sobocie, że mu cholernie zależy. Żeby była jasność, nie popieram jego zachowania z toru i tego środkowego palca. Pokazał co pokazał, jechał z nim Nicki w bliskości większej niż mniejszej, trwał szaleńczy pościg za punktami i pogoń za kolorem indywidualnych mistrzostw świata. To, co działo się potem w parku maszyn, pozostaje niewiadomą i zagadką. Kto, z kim, i jak zaczął. Kto kogo sprowokował. Sam Maciek mówił w naszym telewizyjnym magazynie, że osoby trzecie niepotrzebnie się w to zaangażowały. A z drugiej strony wiadomo, że każdy ojciec będzie w takiej sytuacji bronił swego dziecka. Syna, córki, bliźniąt. To są uroki i wady bycia w robocie z najbliższymi osobami. Każdy ma wybór i każdy go dokonuje. Pana Piotra troszkę znam i wiem, że to równy facet. I że poniosły go wielkie nerwy. I że z chłodną głową zachowałby się zupełnie inaczej. Tymczasem mleko się rozlało, więc najpewniej ponosi za to konsekwencje. Był grzech, jest i pokuta. Jak w kościele i w życiu.
Na koniec płyńmy do brzegu. Pedersen to znany charakter, a Janowski znany czarodziej. Po ostatnim weekendzie dowiedziałem się, że Magic chce czarować nas w drodze na szczyt. Środkowy palec i pamięć o nim zaraz zniknie, a zacznie się jazda po najwyższe laury. Bo że Maćkowi zależy wiemy już na trzysta procent. Pokazał nam, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Takiemu cwaniakowi jak Nicki niewielu potrafi podskoczyć. Greg, Matej czy na przykład inny Grzegorz. W Gorzowie dołączył do tego poważnego grona Maciej. Teraz wszystko przed nim. Wnioski, szacunek, cele. I nauka, która nie pójdzie w las. Zaczaruje nas Magic jeszcze nie raz. I nie palcem, ale swoją medalową jazdą. Zobaczycie.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po grudziądzku
Od czytania tych wypocin ziemniaki gniją w spiżarni.
Teraz n Czytaj całość
panie Waliszko mysmy juz dawno poznali sie na nim, to wy kreowaliscie go na swieta krowe polskiego zuzla , byl Czytaj całość
Szkoda, naprawde szkoda, jeśli nie chciał Pan urazic Macka a z dr Czytaj całość