W środowisku zawrzało, kiedy okazało się, że trener kadry młodzieżowej Rafał Dobrucki był nieobecny na finale DMEJ w odległym Daugavpils. W zawodach wziął udział Dominik Kubera, który prosto po zawodach musiał pędzić na mecz ligowy do Wrocławia. Do pokonania miał blisko 1000 km. Poza trenerem zabrakło też m.in. Maksyma Drabika, który mógł w tym turnieju wystartować. A to wszystko zrodziło szereg wątpliwości.
- Czasami w ciągu 365 dni w roku jest taki dzień, że czegoś nie można zrobić. Do końca chciałem jechać na te zawody, ale górę wzięły sprawy rodzinne - tłumaczył się Dobrucki. - Rzeczywiście to jest słabe - mówił Dariusz Ostafiński w odniesieniu do emocjonalnych słów Dominika Kubery. - Nie wierzę w te tłumaczenia. Te słowa to slogan przygotowany na potrzebę chwili. Trener musi się na coś zdecydować. Albo praca w klubie, albo w kadrze - komentował szef żużla w WP SportoweFakty.
We Wrocławiu ciśnienie było wysokie, nie tylko w związku z tą aferą. Betard Sparta Wrocław w pierwszym meczu półfinałowym zaprezentowała się słabo i raczej może zapomnieć o awansie do wielkiego finału. - Zabrakło mojej dobrej postawy. Czuję się ojcem tej porażki - ocenił rozgoryczony Vaclav Milik. W zupełnie innym nastroju był Janusz Kołodziej. Okazało się, że starty na światło bardzo sprzyjały zawodnikowi Fogo Unii Leszno, który był liderem swojej drużyny. - Kierowcy w Lesznie i Tarnowie - uwaga! Janusz ze świateł jest bardzo szybki - śmiał się redaktor Jakub Zborowski.
Gościem specjalnym w studio był Jakub Jamróg. Zanim został przepytany o sprawy tarnowskie, zwrócił uwagę, że Cash Broker Stal Gorzów wcale jeszcze nie może być pewna awansu do finału. - Pamiętam, kiedy w 2012 roku zdobywaliśmy mistrza Polski z Unią. Wtedy na mecz rewanżowy przyjechała do nas właśnie Stal. Goście stawili się wtedy z przygotowanymi koszulkami, które miały uczcić ich ewentualny sukces. Po spotkaniu musieli jednak szybko je ściągać - wspominał żużlowiec Grupy Azoty Unii Tarnów.
A jeśli mowa o tegorocznym beniaminku, to znów oberwało się prezesowi Łukaszowi Sademu. Dariusz Ostafiński wspomniał, że klub ma spore zaległości w stosunku do zawodników. W końcówce rundy zasadniczej istniało nawet zagrożenie, że trio Duńczyków z tego powodu nie przyjedzie na mecze. - Sady musiał szybko zasypywać dziurę, bo inaczej by ich nie było. Zresztą to nie może być tak, że Grupa Azoty sponsoruje klub i nikt więcej. Konflikt z miastem też z czegoś wynika. Chcąc być prezesem trzeba być bardziej komunikatywnym i walczyć o kasę - skwitował nieudolne działania tarnowskiego włodarza Dariusz Ostafiński.
ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Trochę żałuję, że w piątce nominowanych nie ma Gruchalskiego
Uważam, że jako trener reprezentacji polskiej młodzieży stracił autorytet (bo jakie ma argumenty aby młodzi chcieli go w przyszłości słuchać ??) u swoich podopie Czytaj całość