Forowanie Polaka na mistrza świata, czyli historia zegara i dwóch minut

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tai Woffinden w kasku żółtym
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Tai Woffinden w kasku żółtym

Polski sędzia Artur Kuśmierz wykluczył Taia Woffindena podczas sobotniej Grand Prix Słowenii za przekroczenie dwóch minut i otworzył furtkę do walki o tytuł mistrza świata rodakowi Bartkowi Zmarzlikowi.

Wykluczenie Woffindena przez Artura Kuśmierza jest co najmniej kontrowersyjne, bo gdyby przyjrzeć się dokładnie, to w momencie wyświetlonego zera na zegarze, który wymierza regulaminowy czas dwóch minut, żaden z czwórki żużlowców nie zajął optymalnej pozycji do startu. Padło jednak na Taia Woffindena. Brytyjczyk od początku tegorocznej batalii o tytuł mistrza świata przewodzi w stawce. Przed rundą w Krsko miał aż 16 punktów przewagi nad drugim Zmarzlikiem. Po zawodach w Słowenii, a zarazem przed dwoma finałowymi zawodami, przewaga Anglika stopniała zaledwie do 9 "oczek" i wszystko jest jeszcze możliwe. Po wykluczeniu Woffindena przez polskiego arbitra w żużlowej Anglii zawrzało. Padają zarzuty i oskarżenia, że polski arbiter pomógł Zmarzlikowi w dogonieniu lidera przejściowej klasyfikacji.

To nie pierwsza taka sytuacja w światowym żużlu. W 1999 roku podczas pierwszej rundy w czeskiej Pradze, angielski sędzia Anthony Steele wykluczył dokładnie za to samo przewinienie Tony'ego Rickardssona, który zdaniem arbitra w momencie upływu czasu dwóch minut nie był gotowy do startu. - Sędzia rujnuje moje plany obrony tytułu - wściekał się Szwed, który po tym incydencie stracił ochotę do żużla i coraz śmielej przebąkiwał, że w tym układzie rzuci żużel w diabły i zajmie się wyłącznie wyścigami samochodowymi.

W sezonie '99 doszły szczegółowe restrykcje określające pełną gotowość zawodnika w momencie upływu czasu dwóch minut, które wyznaczają maksymalny czas przygotowań dla zawodnika przed startem. Uściślenie polegało na tym, że w momencie upływu czasu dwóch minut zawodnik musi przyjąć idealną pozycję do startu, a nie jak wcześniej być pod taśmą i w momencie zera na zegarze np. dokonywać ostatnich poprawek na polu startowym. Smaczku całej historii z Pragi dodaje fakt, że na odprawie przed zawodami Tony Steele wypowiedział takie oto słowa: - Wchodzą nowe zasady, będę ich skrupulatnie przestrzegał i nie będzie pobłażania dla nikogo. Nie ma znaczenia, że to będzie Tony Rickardsson. Wyłącznie liczyć się będzie to, że to zawodnik w czerwonym kasku - tłumaczył.

Słowa Anglika okazały się prorocze. Steele w całych zawodach tylko raz wykluczył zawodnika w oparciu o nowe przepisy. Był to w czerwonym kasku… Tony Rickardsson. Szwed na dzień dobry stracił 18 punktów w generalce do zwycięzcy zawodów Tomasza Golloba i zdaniem Rickardssona incydent ten już na starcie cyklu zaważył o tytule mistrza świata na 1999 rok. - Ta strata jest za duża. Jest tylko sześć rund i nie jestem w stanie tego odrobić. Wyraźnie ktoś chce żebym nie obronił tytułu. Ten przepis niby ma na celu przyśpieszyć zawody, a w efekcie było tak, że start wyraźnie opóźnił się. Gdzie tu logika? - frustrował się dwukrotny mistrz świata.

Wkrótce okazało się, że przypadki z Pragi, to jest dopiero wstęp do jeszcze większego skandalu. W drugiej rundzie - ponownie deszczowej - w szwedzkim Linkoeping niemiecki sędzia Wolfgang Glas dokładnie za to samo przewinienie wykluczył w biegu ostatniej szansy drugiego za Gollobem w ogólnej klasyfikacji Grega Hancocka! Amerykanin wpadł w furię. Wjechał do parkingu maszyn, rzucił motocyklem i zaczął szarpać dyrektorem cyklu Ole Olsenem, aby Duńczyk poszedł do budki telefonicznej i coś z tym wszystkim zrobił. W końcu sam osobiście dopadł telefonu w parkingu maszyn i zdenerwowany żalił się arbitrowi. Nic to nie dało. Hancock został w parkingu i został wykluczony.

Praga 1999. Aktualny mistrz świata Tony Rickardsson (kask czerwony) w opałach (fot. Piotr Kin)
Praga 1999. Aktualny mistrz świata Tony Rickardsson (kask czerwony) w opałach (fot. Piotr Kin)

- Co ja zrobiłem złego? - powtarzał w nieskończoność do mediów Greg Hancock. - Pierwszy podjechałem pod taśmę i zostałem wykluczony za przekroczenie dwóch minut. Nonsens. Sędzia tłumaczył mi przez telefon, że wiedziałem o dwóch minutach i konsekwencjach ich przekroczenia. Skąd mam wiedzieć, kiedy dokładnie kończy się czas? Nie liczę każdej sekundy. Skoro organizatorzy są tak dokładni, to niech postawią nam zegar na murawie bądź w inny sposób informują nas o upływającym czasie - grzmiał Hancock.

W obronę sędziów wziął dyrektor cyklu Ole Olsen. - W obu przypadkach mogę nawet powiedzieć, że sędziowie naciągnęli nieco zasady i dali ekstra kilka sekund poszkodowanym. To są nowe przepisy i każdy musi je przestrzegać. Sprawa jest prosta - albo zawodnik jest gotowy do startu albo nie. W tych przypadkach jeden z żużlowców nie był gotowy i został wykluczony. Jest to niefortunna sprawa, że wykluczenia spotkały czołowych zawodników cyklu, ale przepisy obowiązują wszystkich tak samo - tłumaczył Olsen.

Cała sprawa nabrała rumieńców w kontekście rzekomego forowania polskiego gorącego kandydata do zdobycia tytułu mistrza świata - Tomasza Golloba. Żaden z głównych rywali Golloba nie powiedział tego głośno w mediach, ale w kuluarach huczało od plotek, że w sezonie 1999 zaczęły działać dziwne siły, które miały pomoc Gollobowi w zdobyciu upragnionego i wyczekiwanego przez całą Polskę złota. Od właśnie tego sezonu przeforsowano przepis, że aż dwie rundy z sześciu odbędą się na polskich torach (Wrocław, Bydgoszcz), a dwoma głównymi sponsorami cyklu zostały polskie firmy. W boksie Golloba obecni byli prominentni działacze, jak Zbigniew Boniek, czy Andrzej Grajewski, a główni sponsorzy cyklu byli zarazem największymi sponsorami Golloba.

Prośby i sugestie zawodników Grand Prix, którzy w tamtym czasie mieli swój oficjalny związek spełniły się. Już od następnej rundy po zawodach w Linkoping tj. we Wrocławiu wprowadzono regulaminową nowinkę. Na 15 sekund przed końcem czasu dwóch minut przed taśmę wychodziła hostessa z tabliczką oznajmującą, że do pełnej gotowości pod taśmą pozostało owe 15 sekund. W 2000 roku prawa do organizacji Speedway Grand Prix nabyła brytyjska firma BSI i wprowadziła kolejne unowocześnienie. W pobliżu maszyny startowej został ustawiony zegar, który pokazywał zawodnikom upływający czas dwóch minut. W przeciągu następnych lat zegar w okolicy maszyny startowej widoczny dla zawodników, stał się podstawowym wyposażeniem również na ligowych torach.

W sobotę w Krsko nie pomógł nawet zegar.

Grzegorz Drozd

ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski, nSport+: Jamróg największą niespodzianką sezonu. Powinien zostać w PGE Ekstralidze

Komentarze (75)
avatar
willow007
10.09.2018
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Trzech stało przy taśmie, a Woffinden dwa metry od niej. Gdzie tu kontrowersja? 
avatar
Tomek Nowak
9.09.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Niby najlepsza liga świata, niby najlepsi zawodnicy, trenerzy mechanicy. A tytuł IMŚ raz na 30 lat 
avatar
super saper
9.09.2018
Zgłoś do moderacji
9
2
Odpowiedz
Sędzia mógł i nie musiał , ale Tajskiemu krzywdy nie zrobił , bo i tak był wczoraj „słaby”
Inni sędziowie w GP robią większe babole i jest dobrze !
Brawo Kusmierz! 
avatar
StGforever To moja drużyna
9.09.2018
Zgłoś do moderacji
6
2
Odpowiedz
Czyli wg Drozda..Tajskiemu wolno wszystko !!! nawet jazda dwoma kołami po trawie 
avatar
Radi
9.09.2018
Zgłoś do moderacji
7
3
Odpowiedz
Zostal wykluczony Tajski prawidlowo. Wszyscy nie byli gotowi ale tylko Tai byl jakis metr czy 2 od tasmy.