Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Żużel, to przyjemność. Żyjcie jak Timo (felieton)

W niedzielę rano coś mi mówiło, żeby wstrzymać się z napisaniem tekstu. A byłem naładowany treścią, bo dzień wcześniej po 21 latach ponownie pojechałem na inaugurację żużla na Śląskim. Przeżyłem tam małe deja vu.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Timo Lahti w kasku czerwonym podczas zawodów o Zlatą Prilbę w Pardubicach WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Timo Lahti w kasku czerwonym podczas zawodów o Zlatą Prilbę w Pardubicach

Lotem Drozda, to cykl felietonów Grzegorza Drozda, dziennikarza WP SportoweFakty.

***

Ponownie był koniec lata, podobna pogoda i klimat na zawodach. Tylko ja nieco starszy, Stadion Śląski nieco piękniejszy i bohaterowie toru nieco inni. Wtedy - 1997 rok - żużel na Śląski wracał po czteroletniej przerwie. Po burdach na słynnym meczu Polska - Anglia w 1993 roku, FIFA zamknęła obiekt i stadion poszedł do przeróbki. Zapadłe drewniane ławki i sypiący się pod nimi beton wymieniono na nowoczesne plastikowe krzesełka. Tamte zawody - Memoriał Jana Ciszewskiego - wygrał Duńczyk Tommy Knudsen. Wszystkiego dopilnowywał niestrudzony Robert Nawrocki, a na murawie szalał Krzysztof Hołyński. Wtedy jeszcze były popularne nagrody rzeczowe. Dziś rządzą przelewy. Wspomniany Nawrocki wespół z pionierem i budowniczym polskiego speedwaya, inż. Władysławem Pietrzakiem, po raz pierwszy chorzowski tor nakreślili blisko 50 lat temu. W 1972 roku pojechały pierwsze zawody. Turniej o Złoty Kask wygrał Marek Cieślak. - W porównaniu z sobotnią nawierzchnią, to wtedy była corrida. Ale takie były czasy i takie były tory - relacjonował Narodowy Cieślak w kuluarach byłego Narodowego, bo tak w latach 90. PZPN ochrzcił Śląski. Bezpodstawnie. Padł werdykt z Ministerstwa Sportu i tym mianem obdarowano warszawski gigant.

Na sobotnim test-meczu nawierzchnia też była wymagająca. Zawodnicy dbają o dobry PR i o dobre relacje z organizatorami. Dlatego nikt z nich nie narzekał, a tylko chwalił. Projekt toru opracował duet sprawdzonych przyjaciół, Jacek Gajewski i Per Jonsson. W CV budowniczych torów żużlowych mają już Motoarenę. Tym razem wyzwanie było trudniejsze: zbudować długi, ale bezpieczny czasowy tor, a najlepiej taki do walki. "Długi" Per, to były mistrz świata z Bradford. Finał odbył się 1 września 1990 roku. I był to dla mnie kolejny powód do wspomnień i nostalgii. Bradford słynęło z podniesionych łuków i tak też miało być w Chorzowie. - Z pewnych powodów nie udało się - wyjaśniał mi na kilka minut przed pierwszym biegiem podekscytowany i nieco zmęczony Janek Konikiewicz.

- Zawsze wszystko uzgadniamy we dwójkę z Karolem i dlatego nigdy nikt z nas nie wychodzi przed szereg. Ale jeśli drążysz, kto pierwszy rzucił hasło: zróbmy żużel na śląskim, to ok., odpowiem. Tym szaleńcem byłem ja. Hasło padło w 2015 roku. Po pierwszej naszej wizycie na Śląskim dwa lata temu media zaczęły pisać, że to BSI zjechało i planuje robić Grand Prix. To była nieprawda. Ktoś pomylił obie firmy, które są anglojęzyczne. My wiedzieliśmy, że w plotkach chodzi o nas. Ale wtedy nie prostowaliśmy tej błędnej informacji. Mamy strategię, że wypuszczamy do wiadomości dogadane projekty. Cztery tysiące ton sjenitu dwoma pociągami dotarło na miejsce z kopalni Kośmin, a pracę przy układaniu toru rozpoczęliśmy w poprzedni czwartek. To była harówka od świtu do nocy. W międzyczasie spadł rzęsisty deszcz i mieliśmy chwilę kryzysu. Ale wszystko zakończyło się pomyślnie, podczas pierwszych prób jazdy niektórym z nas popłynęły łzy wzruszenia. Wciąż emocje w nas buzują i z niecierpliwieniem czekamy na zawody - mówił jeden z szefów One Sport.

ZOBACZ WIDEO Start wyścigu żużlowego. Leszek Demski wyjaśnia, kiedy bieg powinien być przerwany
Na trybunach nie zabrakło VIP-ów. Sympatyczna i urocza małżonka Zenona Plecha, pani Beata, pstrykła mi piękną fotkę z medalistami z 1973 roku. Do kompletu brakowało niedawno zmarłego Ivana Maugera. Kilka dni temu odszedł drugi z wielkiej nowozelandzkiej trójki - Roonie Moore. - To był kawał zawodnika i miał przepiękną żonę. Nie było drugiej takiej - wspomniał Jerzy Szczakiel. Wspomnień w Chorzowie nie było końca. Tematem przewodnim, był oczywiście "Kocioł Czarownic". Spotkałem m.in. dziennikarza-legendę, Adama Jaźwieckiego i zaprosiłem do Rzeszowa. Podobnie jak kilka miesięcy temu Bartka Czekańskiego. W ogóle to byłaby ekstra sprawa stworzyć program na wzór Misji Futbol, gdzie asy piłkarskiej publicystyki rozprawiają o piłce nożnej. Taki program wideo o żużlu? To byłoby coś! Pomyślmy, kogo jeszcze mógłbym zaprosić do takiego projektu oprócz Jaźwieckiego i Czekańskiego? Kilka nazwisk chodzi mi głowie. Może Wy macie jakieś pomysły?

Zawody w Chorzowie były dla mnie nader ciekawe. Już teraz można napisać, że toruńskiej kamandzie udało się. Była walka i emocje do końca. A na trybunach zasiadło 15 tys. kibiców. Mnie się podobało, bo lubię żużel w trudnych warunkach. Nie tylko mijanki są solą speedwaya. Lubię przyglądać się zawodnikom, w jaki sposób radzą sobie z ciężką szprycą, dziwnymi łukami i wąskimi ścieżkami, a tak było w Chorzowie. Szalał Jack Holder, ale żużel a'la Tony Rickardsson pokazał Maciek Janowski. To naprawdę profesor. Na trudnym terenie nie popełnił ani jednego błędu. Ma niesłychany instynkt, opanowanie nerwów i wypracowaną technikę. Choć to drugie czasem szwankuje. Mecz ma Śląskim zapowiadany był jako rewanż Janowskiego z Nickim Pedersenem za słynne starcie w Gorzowie. Walka tam była czysta, ale niecenzuralnym gestem przeskrobał Janowski. Mnie torowy pazur "Magica" zbudował, bo tego mu brakowało.

- Maciek jest łagodny, bo on nie chce mieć wrogów w parkingu - tłumaczył mi styl bycia na torze i poza nim Magica, jego mentor Marek Cieślak ze 3 lata temu. Coś w tej materii się zmieniło. Przynajmniej względem Nickiego Pedersena. Do Duńczyka skacze ekipa pod wezwaniem Grega Hancocka. Woffidnen, kiedyś Ward, Holder, Janowski no i sam mister Hancock. Mam wrażenie, że każdemu z osobna animuszu dodaje właśnie ta oś przymierza. Za pokazywanie środkowego palca przez Janowskiego wylała się nań fala krytyki od polskich kibiców. Maciek chyba walnął zdziwko. Nie ma o co kruszyć kopii. W żużlu środkowe palce leciały i lecą dość często. Tu adrenalina pompuje do granic. To nie są szachy. Palcami wymachiwali wszyscy najlepsi włącznie z Tony'm Rickardssonem. Wyżywali się i na rywalach i na sędziach.

Ok, nie pamiętam, żeby choć raz tak zachował się Hans Nielsen, ale Duńczyk był pozbawiony układu nerwowego. Trochę pieprzu w zawodowym sporcie jest niezbędne. Nicki dorzucił swoje trzy grosze i optuje za wykluczeniem z obrębu parku maszyn Papy Janowskiego, bo swoim zachowaniem psuje on wizerunek speedwaya. Nicki zawsze w formie. Onegdaj w Toruniu krzyczał do Morrisa, że jego kontrowersyjna osoba jest wartością dodaną cyklu. Nicki polityk. W tej całej zawierusze jedynie rozczarowały mnie wypowiedzi Maćka na chłodno. "Magic" oznajmił, że mógł dłużej przytrzymać palec, nie żałuje tego co zrobił i że w zasadzie, to jest sprawa wyłącznie między nim, a Pedersenem. Tu się "Magic" grubo mylisz. Wszyscy żyjemy w społeczeństwie i musimy przestrzegać choćby zasad współżycia społecznego. Jesteś osobą publiczną i tym bardziej mamy prawo komentować i oceniać twoje zachowania.

Dalsza część felietonu na drugiej stronie ->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×