Cykl "Szprycą w twarz" to felietony Bartłomieja Ruty, dziennikarza WP SportoweFakty.
***
Zdecydowanie nie spodziewałem się, że mecz finałowy pomiędzy Fogo Unią a Cash Broker Stalą zrobi taki show. Widziałem wszystkie tegoroczne spotkania w Lesznie, ale tak dobrego jeszcze nie było. Tym bardziej byłem zdziwiony, kiedy już w pierwszym wyścigu obserwowaliśmy mijankę na trasie. Pisałem niedawno, że z żużlem w Lesznie jest jak z formułą 1 - niby jadą i walczą, ale mijanek nie ma.
Zastanawiałem się, czy był to efekt pogody, która nie do końca była sprzyjająca. Nocami temperatura spadała poniżej 5 stopni. Na szczęście opadów przed finałem nie mieliśmy, a ściganie w Lesznie było pierwsza klasa. Każdy zapytany przeze mnie odpowiada, że to Fogo Unia przygotowała taki tor i taki właśnie miał być. Nie mam więc podstaw, aby im nie wierzyć. Niech będzie. Kiedy zespół spisuje się poniżej oczekiwań, a tor nie daje emocji, należy ganić. Teraz jest inaczej. Brawo leszczynianie! Daliście nam kapitalne widowisko w finale. Biję się w pierś.
Stal zakończyła sezon z podniesioną głową. Unia wygrała, bo wygrać musiała. To nie bajki, że ten czy tamten musi. Są składy budowane w oparciu o miliony, a jak ktoś je wykłada, to ma oczekiwania. Te wymagania względem Leszna to było wygranie ligi. Żużlowcy plan wykonali, a teraz mają zasłużone premie i wakacje. Inny wynik niż dostaliśmy, uważałbym za sensację tak jak 90 procent społeczeństwa żużlowego.
To samo społeczeństwo liczyło też na pewną wygraną w niedziele Falubazu. Również to dostali, choć zielonogórzanie kilka razy mieli ciepło. Szkoda młodych Larsa Skupienia i Sebastiana Niedźwiedzia. To, co zrobiono z tym drugim to istny kryminał i cieszy mnie stanowisko PGE Ekstraligi. Trzeba uciąć te kombinacje lekarskie. Już kiedyś pisałem na ten temat, kiedy Jason Doyle z kul przesiadał się na motocykl. Doskonale rozumiem, że żużlowcy zarabiają na torze, zdobywając punkty, ale nawet zarabianie kasy musi mieć jakieś rozsądne, zdrowotne granice.
Falubaz wygrał pewnie, ale w rewanżu znów mogą mieć nietęgie miny. Moim okiem zauważyłem, że ich wynik u siebie był lepszy niż jazda. Mają szczęście w Zielonej Górze, że Kacper Woryna złapał kapcia podczas finału Nice 1.LŻ, bo ze Speed Car Motorem tak lekko by nie mieli. Mateusz Szczepaniak i Andriej Karpow u siebie punktują o wiele lepiej, a i wspomniany Woryna powinien dać więcej. Czekam z niecierpliwością na ten mecz i mam nadzieję, że widowiska nie zepsuje nam pogoda. Dwanaście punktów wydaje się jednak być bezpieczną przewagą i trójka liderów z Zielonej Góry nie powinna tego roztrwonić.
ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po gorzowsku