Do fatalnego upadku doszło w czwartej gonitwie meczu pomiędzy Poole Pirates a Somerset Rebels, kiedy to Brady Kurtz zderzył się z Jackiem Holderem. Obaj żużlowcy nabawili się urazów i mieli zostać odwiezieni do szpitala. To wiązałoby się jednak z przerwą w zawodach, bo na stadionie nie byłoby ani jednej karetki.
W tej sytuacji na nietypowy pomysł wpadł Kurtz. - Poszedłem się z nim zobaczyć w szatni. Był świeżo po wypadku. Nie chciał, by przerwano mecz. Zaproponował nawet, że sam uda się do szpitala. Chodziło o uraz obojczyka, a jeśli żużlowiec może złamać jakąś kość, to właśnie ona jest najprostsza w rekonstrukcji - zdradził promotor "Piratów" z Poole, Matt Ford.
Do upadku Kurtza doszło w momencie, gdy gospodarze przegrywali 6:12. Co więcej, w powtórce wyścigu zawodnicy z Poole przegrali podwójnie i strata do "Rebeliantów" wzrosła do 10 punktów. - Powiedzieliśmy sobie z Bradym, że jeśli taki wypadek miał się wydarzyć, to przytrafił się we właściwym momencie - dodał Ford.
Kontuzja Kurtza zmotywowała zespół z Wimborne Road. Australijczyk został ostatecznie odwieziony do szpitala karetką, co wymusiło godzinną przerwę w zawodach. Po ich wznowieniu, miejscowym żużlowcom udało się odrobić straty. Ostatecznie wygrali 47:43 i awansowali do wielkiego finału Premiership.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2018: finał Fogo Unia Leszno - Cash Broker Stal Gorzów