- Nie chcę być drugim Gregiem Hancockiem. Mam życie do przeżycia. Chcę podróżować po świecie - mówił w marcu tego roku Tai Woffinden. Zadeklarował wówczas, że za pięć lat zakończy żużlową karierę. Nic nie wskazuje jednak na to, by Anglik jazdą na żużlu się znudził. Konsekwencja doprowadziła go właśnie do trzeciego w karierze tytułu Indywidualnego Mistrza Świata. Kto wie, czy w jego głowie nie narodziła się myśl: a może by tak ruszyć w pogoń za Tonym Rickardssonem? Mając trzy złote krążki, Woffinden jest już w połowie drogi.
Szczęście sprzyja lepszym?
My, Polacy, którzy przed laty ściskaliśmy kciuki za Tomasza Golloba, a teraz czynimy to samo za Bartosza Zmarzlika czy Macieja Janowskiego, możemy się zastanawiać jak Anglik to robi. - Nie jest na pewno tak, że Woffinen jest ulepiony z innej gliny. Uważam, że w podejściu mentalnym naszym reprezentantom niczego nie brakuje; zarówno Janowski, jak i Zmarzlik to zawodnicy z charakterem, którzy potrafią udźwignąć presję - przekonuje ekspert stacji nSport+, Wojciech Dankiewicz.
Może w pewnym stopniu chodzi o szczęście? Woffindena rzeczywiście omijały w mistrzowskich sezonach urazy i inne wypadki losowe. Tego samego nie można powiedzieć o naszych reprezentantach. - Dobitnym tego przykładem jest Maciek Janowski. Pamiętam, jak od utrzymania w czołowej ósemce cyklu dzielił go tylko punkt. W tym roku też bardzo pechowo stracił parę "oczek". Raz przecież sprzęt odmówił mu posłuszeństwa, gdy był na prowadzeniu. Później była też jedna czy druga sytuacja, gdy mógł czuć się skrzywdzony. Gdyby nie te zdarzenia, miałby przecież teraz medal - dodaje Dankiewicz.
Woffinden niczym Mark Loram
Szczęście to jednak nie wszystko. Władysław Komarnicki, honorowy prezes Stali Gorzów, od samego początku kariery gorąco wspiera Zmarzlika. Potrafi przy tym docenić Woffindena. - Trzeba przyznać, że Tai pilnował w każdej rundzie punktów i był w tym konsekwentny. Przypominał mi trochę Marka Lorama, innego Brytyjczyka. Pamiętam jak dziś, że zdobył on mistrzowski tytuł, choć nie wygrał żadnego z turniejów - mówi Komarnicki. - Anglik ma też większe od Bartka Zmarzlika doświadczenie, bo dwukrotnie był wcześniej mistrzem. To mu pomogło. Musi jednak uważać, bo nasz zawodnik z każdym kolejnym rokiem będzie coraz mocniejszy - zauważa.
Nam, Polakom, śni się teraz Grand Prix w Pradze, które w końcowym rozrachunku pozbawiło Zmarzlika złota. Faktem jest jednak, że gorzowski zawodnik cieniował nie tylko w Czechach, ale w kilku pierwszych rundach zakończonego już sezonu. - Myślę, że mając jedenaście rund, na jedną wpadkę można sobie pozwolić. W przypadku naszych rodaków tych słabszych występów było jednak trochę więcej. To sztuka utrzymać równą formę przez cały sezon. Nie udało to się nie tylko Zmarzlikowi, ale też Lindgrenowi. Tym większe uznanie dla Woffindena. Może i na finiszu Grand Prix dostał nieco zadyszki, ale umiejętnie się wybronił - podkreśla Dankiewicz.
Anglik często podkreśla, że żużel nie jest całym jego życiem. Ba, nie znajduje się on nawet na szczycie listy jego priorytetów. Zmieniło się to zwłaszcza w listopadzie 2017 roku, gdy na świat przyszło jego pierwsze dziecko - córka Rylee Cru. - Nie chcę być drugim Gregiem Hancockiem. Mam życie do przeżycia. Chcę podróżować po świecie i wszędzie zabierać moją córkę. Nie chciałbym, by Rylee chodziła do szkoły - wolałbym stworzyć jej szkołę w domu i uczyć ją świata. Chodzi o to, by nie uczyła się matematyki, tylko pobierała lekcje życia. Chcę spędzać z nią życie, nie doprowadzając do jakiejkolwiek tęsknoty - tłumaczył wiosną tego roku Woffinden.
Rickardsson może czuć się zagrożony?
Patrząc na wywalczone właśnie mistrzostwo, trudno jednak uwierzyć w to, że Woffinden przygotowuje się do rozstania z żużlem. Faktem jest jednak, że rozkręca własne biznesy i jeśli dotrzyma słowa, to za około cztery lata zakończy sportową karierę. Do tego czasu wiele może jednak zdziałać. Zwłaszcza, że jeszcze żaden żużlowiec w historii nie zdobył trzech tytułów w tak szybkim tempie. Tymczasem do prowadzącego w klasyfikacji wszech czasów Rickardssona traci trzy złote medale.
- Nie mam wątpliwości, że mówiąc o Woffindenie, wspominamy o jednym z najwybitniejszych mistrzów w historii. On może sięgnąć po tytuł, i to jeszcze nieraz. Ma szansę dogonić Hansa Nielsena, a kto wie czy nie samego Rickarssona - stwierdza Dankiewicz. Wydaje się, że jeśli ktoś ma zatrzymać Anglika, to właśnie nasi reprezentanci. - Jak uśmiechnie się do nas szczęście, to za chwilę zobaczymy więcej niż jednego Polaka na końcowym podium. Łatwo naszym żużlowcom jednak nie będzie, bo nie sądzę, by Taiowi zabrakło chęci i motywacji. Przeczuwam jednak, że to tylko kwestia czasu, aż rządzić i dzielić zaczną w cyklu Polacy - prognozuje Dankiewicz.
Władysław Komarnicki, choć pewnie nie tylko on, ma po cichu nadzieję, że Anglika zdetronizuje właśnie Bartosz Zmarzlik. - Nasz gorzowianin ma przed sobą ogromną karierę i nim się obejrzymy, stanie na najwyższym stopniu podium. Proszę pamiętać o tym, że od trzech lat Zmarzlik jest najskuteczniejszym zawodnikiem najlepszej ligi świata, czyli Ekstraligi. Woffinden w kolejnych latach nie odpuści, ale sądzę, że Bartosz może go pokonać. Z każdym kolejnym rokiem jest tego coraz bliżej - kwituje Komarnicki.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo 2019 PZM Warsaw FIM SGP of Poland