Jonsson złapał oddech i był gwiazdą Nice 1. LŻ. Oby w elicie się nie zapowietrzył

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Robert Lambert (z lewej) i Andreas Jonsson uchwyceni podczas rozmowy
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Robert Lambert (z lewej) i Andreas Jonsson uchwyceni podczas rozmowy

Po paśmie niepowodzeń w PGE Ekstralidze, Andreas Jonsson zdecydował się przenieść do Nice 1. LŻ. Był to strzał w dziesiątkę, bo Szwed z miejsca stał się nie tylko gwiazdą Speed Car Motoru Lublin, ale i całych rozgrywek.

ZWYCIĘZCA. Wybraliśmy Andreasa Jonssona najlepszym zagranicznym zawodnikiem zaplecza PGE Ekstraligi nie tylko ze względu na statystyki, według których Szwed okazał się najskuteczniejszym żużlowcem Nice 1. Ligi Żużlowej. Nam zaimponował przede wszystkim w finale tychże rozgrywek, gdzie walczył z wielkim zębem. Zwłaszcza w Rybniku, gdy niejednokrotnie przyszło mu rywalizować z oboma zawodnikami ROW-u z pary o zwycięstwo. Choć lubelski Motor przegrał przy Gliwickiej 38:52, wynik byłby jeszcze wyższy, gdyby nie świetna jazda Jonssona. Tym bardziej, że jego występ był niepewny po fatalnej kraksie, w której uczestniczył dzień wcześniej podczas finału Tauron SEC w Chorzowie. Tymczasem w Rybniku zaczął od dwóch trójek w kapitalnym stylu jak gdyby nigdy nic. W rewanżu potwierdził swoją wielkość.

Były wicemistrz świata ewidentnie odżył w pierwszej lidze. Po kilku kiepskich sezonach w najwyższej klasie rozgrywkowej takiego ochłonięcia, mniejszej presji i być może też nowego wyzwania, bo takowym była dla niego rywalizacja o awans do PGE Ekstraligi, potrzebował jak tlenu. Dawno Jonsson nie kończył meczów w Polsce ze swoim hollywoodzkim uśmiechem na ustach.

Martwi nas tylko to, że ponowna jazda wśród najlepszych może być dla Szweda zderzeniem ze ścianą. Poziom rozgrywek, rywali, jak i oczekiwania będą nieporównywalnie większe. Oby nie wróciły stare demony, bo wówczas będzie to kiepsko wyglądać. Czas pokaże czy roczny rozbrat z elitą na tyle odświeżył umysł Jonssona, aby znów zaczął on ścigać się w niej na wysokim poziomie, czy wróci nieprzewidywalny Andreas, który ogra światową czołówkę, a za chwilę przegra np. z nieopierzonym juniorem.

NASZA KOLEJNOŚĆ

1. Andreas Jonsson (Speed Car Motor Lublin)
2. Mikkel Michelsen (Zdunek Wybrzeże Gdańsk)
3. Jurica Pavlic (Car Gwarant Start Gniezno)

Drugie miejsce za Szwedem przyznaliśmy Mikkelowi Michelsenowi, który chyba udowodnił, że jest już gotowy znów podjąć rękawicę i powalczyć w PGE Ekstralidze. Są zresztą chętni na jego usługi. Opcję Duńczyka rozpatrywane są/były (sytuacja zmienia się w piorunującym tempie) w Lublinie czy Gorzowie. Jeśli znów zostanie w Nice 1. LŻ to pewnie wybierze klub, którego celem będzie bezpośredni awans. Na pewno nie będzie to rybnicki ROW, bo Michelsen za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych nie szczędził sobie niewybrednych komentarzy w kierunku prezesa Krzysztofa Mrozka podczas finału Nice 1. LŻ czy baraży o PGE Ekstraligę.

Trzecia lokata dla Chorwata, którego umieściliśmy w tym zestawieniu kosztem Roberta Lamberta. Uznaliśmy, że Pavlic zasłużył na docenienie, bo przed sezonem chyba tylko niepoprawni optymiści, kibice Startu Gniezno oraz menedżer drużyny z pierwszej stolicy Polski, Rafael Wojciechowski, wierzyli w zapewnienia zawodnika, że uporał się z problemami, że znów jest głodny jazdy na żużlu i że udowodni to na torze. Udowodnił, za co chapeau bas.

ONI ZAWIEDLI. Sam Masters, Craig Cook, Andriej Karpow. Zaczniemy od pierwszego wymienionego, czyli Australijczyka. Obok Jonssona i Lamberta mógł być czołowym stranieri Motoru, jednak już w meczach sparingowych miał problemy, z którymi nie potrafił się uporać przez cały sezon. W końcu trener Dariusz Śledź stracił cierpliwość i odsunął go od składu. Jak słaby musiał być Masters niech świadczy fakt, że w obliczu kontuzji Daniela Jeleniewskiego Motor wolał zakontraktować Joela Klinga, niż powołać Australijczyka.

Wybitnie nie popisali się też Cook oraz Karpow, których prezes Mrozek kontraktował z myślą, że będą stanowić trzon ROW-u Rybnik. Tymczasem Cook, stały uczestnik cyklu Grand Prix, czasami sprawiał wrażenie, jakby jechał do tyłu, natomiast wracający po kilku latach do Rybnika Karpow lepsze biegi przeplatał beznadziejnymi. Miał być tajną bronią ROW-u w barażu z Falubazem Zielona Góra, bo przecież tam spędził lata 2016 - 2017, jednak szału nie zrobił.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik wyciąga się jak guma. Nauczył się tego od Tomasza Golloba

Źródło artykułu: