W zielonogórskiej drużynie, która w tym roku walczyła do końca o utrzymanie w PGE Ekstralidze, dojdzie do rewolucji. Jak informowaliśmy, w Winnym Grodzie mają startować Nicki Pedersen i Martin Vaculik, a więc dwie armaty, z którymi Falubaz będzie murowanym kandydatem do jazdy w play-offach.
Jan Krzystyniak, były zawodnik zielonogórskiego klubu, przestrzega jednak przed huraoptymizmem. - Byłem zwolennikiem koncepcji, w której w Falubazie pozostaje trzech polskich seniorów. Uważam, że gdy zagranicznych żużlowców jest za dużo, to rodzą się potem problemy - mówi.
Krzystyniakowi szkoda Grzegorza Zengoty, który po zaledwie roku współpracy musi szukać nowego pracodawcy. - Wydawało mi się, że to będzie transfer na lata. Zwłaszcza, że mówimy o wychowanku. Owszem, nie miał on wybitnego sezonu, ale ani w Lesznie, ani w Zielonej Górze w tych kluczowych momentach raczej nie zawodził. Będąc sternikiem klubu, dałbym mu jeszcze szansę - przyznaje Krzystyniak.
Nasz rozmówca bardzo krytycznie ocenia plany podpisania umowy przez Falubaz z Martinem Vaculikiem. Ten nie dogadał się z gorzowską Stalą i ma dołączyć do rywala zza miedzy.
- Bardziej doceniam z tej dwójki nowych zawodników Pedersena. Ma swoje za uszami, ale zmienia teraz klub z konieczności, bo Unia Tarnów spadła z ligi. Co do Vaculika, to byłbym bardzo ostrożny. Niech kibice się nie łudzą, że on zapała wielką sympatią do nich czy do klubu. Vaculik kocha tylko jedną rzecz, czyli pieniądze i jego ruchy transferowe tylko to potwierdzają. Trudno może być budować przy takim zawodniku zgraną i oddaną drużynę. Podchodzę więc do tego żużlowca z dużym dystansem - kwituje Krzystyniak.
ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo 2019 PZM Warsaw FIM SGP of Poland