Komarnicki dla SportoweFakty.pl: Podałem się do dymisji na piśmie

Władysław Komarnicki po przegranej Stali Gorzów z Falubazem Zielona Góra złożył rezygnację z funkcji prezesa klubu. W rozmowie z naszym portalem nie kryje rozgoryczenia i wskazuje winnych porażki w Zielonej Górze.

Zaraz po zakończeniu spotkania z Falubazem prezes Władysław Komarnicki złożył rezygnację. Czy decyzja nie była zbyt pochopna? - Nie wiem czy to była pochopna decyzja. Przeżywałem bardzo naszą porażkę. Zaraz po meczu złożyłem rezygnację. Uczyniłem to najpierw telefonicznie na ręce przewodniczącego Rady Nadzorczej a następnie zrobiłem to na piśmie. Po trzech godzinach burzliwych rozmów moja rezygnacja nie została przyjęta. Dlatego podarłem moja rezygnację - powiedział dla SportoweFakty.pl Władysław Komarnicki.

Jak się zatem okazuje, zarząd Stali pozytywnie ocenił działalność prezesa, który rozumie jego decyzję. - Tak to odebrałem po naszej dyskusji, że nie mają do mnie pretensji. Członkowie zarządu i przewodniczący Rady Nadzorczej stwierdzili wręcz że nie popełniłem błędu. W tym biznesie jest tak, że za wszystko odpowiada prezes. Moja rezygnacja świadczy o tym, że poczuwałem się do odpowiedzialności. To prezes ma wpływ na działalność klubu. Jednak tutaj jaki ja miałem wpływ na jazdę zawodników i zachowanie trenera? - powiedział Komarnicki.

Zdaniem Komarnickiego, winę za wynik ponosi w głównej mierze trener Stanisław Chomski. - Według mnie trener Chomski wypadł bardzo blado na tle Piotra Żyto, który nie tylko zrobił tor pod tak zwane koło, ale również odbył poważną rozmowę z zawodnikami po porażce w Bydgoszczy. Wszyscy na jego wezwanie stawili się na treningu, łącznie z Iversenem i jak widać przyniosło to odpowiedni efekt. Dał im do zrozumienia, że kto się nie dostosuje, to nie będzie jechał. Tej determinacji nie widzę u mojego trenera. Na razie chcę wszystko uspokoić. Rozważam wariant zmiany trenera ale o wszystkim zadecyduje mecz z Toruniem - wyjaśnił Komarnicki.

Prezes Stali ma również ogromne pretensje do zawodników. - Nie miałem okazji rozmawiać z Tomkiem. Równolegle z końcem meczu wściekły wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. W nerwach moglibyśmy sobie powiedzieć coś, czego później byśmy żałowali. A ja go za bardzo cenię i myślę, że on rozumie mój ból. Ich zarobki i kontrakty są zbliżone do najlepszych w kraju. W związku z tym mam prawo być zgorzkniały i wymagać od nich więcej. Jednocześnie chciałem zaznaczyć, że mają kontrakty skonstruowane tak, że pieniądz leży na torze i wierzę, że chcieli pojechać dobrze, ale stało się coś, o czym sami do końca nie chcą mi powiedzieć. Mówienie za każdym razem, że nie dopasowali się do toru przystoi juniorom, a nie tak doświadczonym zawodnikom - zakończył Władysław Komarnicki.

Komentarze (0)