Glenn Moi i Lasse Fredriksen - oto dwaj norwescy żużlowcy, których wyniki wskazują na to, że drzemie w nich jakiś potencjał. Mimo naprawdę obiecujących rezultatów, żaden z nich nie może przedrzeć się do polskiej ligi, mimo że w naszych rozgrywkach podpisywano już kontrakty z Argentyńczykami, Bułgarami czy Rumunami. Norwegia to bogaty kraj, ale wygląda na to, że żużel przynajmniej przez jakiś czas zostanie tam jeszcze sportem kompletnie zaściankowym.
- Ja osobiście do startów w Polsce czuję się gotowy - mówi Moi. - W Norwegii nie widzę szans na rozwój żużla. Nie wydaje mi się, by była u nas jakakolwiek możliwość dla tej dyscypliny - dodaje. Brak chęci podniesienia poziomu czarnego sportu w skandynawskim kraju wydaje się tym bardziej dziwny, że przecież było już co najmniej kilku tamtejszych żużlowców, którzy osiągnęli sukcesy - chociażby Rune Holta czy Lars Gunnestad.
Mimo braku perspektyw u siebie, Norwegowie robią co mogą by podnieść swój poziom sportowy. Glenn Moi ma za sobą starty na polskich torach. - Jeździłem w Rawiczu, więc jakieś tam doświadczenie w waszym kraju mam. Chciałbym spróbować sił także w rozgrywkach ligowych - nie ukrywa. Wydaje się, że podpisanie warszawskiego kontraktu z Glennem dla żadnego z polskich klubów nie byłoby problemem, ale z jakichś względów nie jest zauważany. Norweg na własnej skórze przekonuje się zatem, jak ciężko się wybić, gdy uprawia się dyscyplinę w danym państwie niszową.
ZOBACZ WIDEO Ile żużlowcy wydają na opony?