Stefan Smołka. Powroty do przeszłości: 1958. Ożywczy ferment w niższych ligach - jak dziś (felieton)

Materiały prasowe / archiwum Stefana Smołki / Wanda z Cracovią w Nowej Hucie
Materiały prasowe / archiwum Stefana Smołki / Wanda z Cracovią w Nowej Hucie

Rok 1958. Z drugiej ligi żużlowej po zaciętej walce awansowały dwa zespoły. Zwycięzcą rozgrywek okazał się Start Gniezno. Jest to jeden z tych przykładów z historii, jak można na fali entuzjazmu piąć się wciąż w górę (vide dzisiejszy Motor Lublin).

W roku poprzednim bowiem ten sam Start bił się jeszcze w najpodlejszej z żużlowych dywizji. Awansował z pozycji lidera grupy północnej III ligi, by po roku świętować zasłużony awans do elity, znów z pozycji zespołu zwycięskiego. W prastarej polskiej stolicy była przede wszystkim świetna atmosfera, a do tego dobra organizacja. Gniezno mogło się pochwalić dwójką świetnych braci, starszym Teodorem i młodziutkim Andrzejem Pogorzelskimi. Ale jeszcze lepszy od nich był wtedy Czesław Odrzywolski, ówczesny lider Startu. Do awansu ponadto swój wkład wnieśli Stanisław Gierdal, Henryk Cieślewicz, Juliusz Ptaszyński, Henryk Ryczkowski, Bogdan Wróblewski, Marian Kwarciński i Bolesław Ciesielski. To była drużyna z perspektywami.

Start na - nomen omen - mecie sezonu minimalnie wyprzedził zeszłorocznego spadkowicza, sławny i budzący wciąż respekt team żużlowy z maleńkiego Rawicza (dużo większy postrach i grozę budziło znajdujące się w tym miasteczku ciężkie więzienie, także dla więźniów politycznych). Wśród kolejarzy zabrakło już Florka Kapały, ale na wysokości zadania stanęli Jan Kolber, z jedną z wyższych średnich biegowych, niewiele mu ustępujący młody dwudziestotrzyletni Witold Świątkowski, dalej znany w Wielkopolsce i na Kujawach powojenny motocyklista Henryk Ignasiak, Franciszek Cieślawski, Mieczysław Mendyka. To nazwiska znanych i podziwianych w kraju jeźdźców. Awans był zasłużony, ale nie uchroniło to jednak rawickiego ośrodka od upadku rok później. Cóż, małemu zawsze pod górkę.

Tramwajarz z Ostrovią szły do końca równo, ale obie ekipy musiały zadowolić się miejscami niedającymi awansu. Na pokładzie łódzkiego tramwaju miejsce znaleźli weterani szos i polskich żużlowych torów, jak piękni trzydziestoletni Witold Kołeczek, Jan Krakowiak, Eugeniusz Wróżyński, a ponadto Paweł Mirowski, Włodzimierz Sumiński, Jan Strzelecki, Stanisław Gołofit. Żużlową Łodzią potężnie zakołysało rok wcześniej, kiedy to Tramwajarz spadł z najwyższej ligi. Oczywistą przyczyną degradacji był bolesny brak lidera łódzkiej paczki Włodzimierza Szwendrowskiego, który nie mógł przystąpić do sezonu 1957 z powodu aresztowania i w końcu wyroku sądowego za śmiertelne potrącenie pieszego podczas nocnego rajdu jedną z łódzkich ulic. To jest plama na honorze znakomitego skądinąd żużlowca. Swoje wycierpiał, winy odpokutował, ale nie da się tego wymazać z pamięci - tylko tyle. Inna sprawa, iż fatum trwa. Łodzianom nie udało się powrócić do żużlowej ekstraklasy do dziś, a minęło 60 lat.

W Ostrowie AD 1958 powiało nadzieją. Co prawda nie było jeszcze powrotu do ekstraklasy medalistów DMP z 1949 i 1950 roku, ale nazwiska wojowniczych motocyklistów pobudzały wyobraźnię. Kazimierz Bentke wykręcił znakomitą średnią 2,50 na wyścig, co dawało mu jedno z czołowych miejsc w lidze. Z trudem po kontuzji do swojej wysokiej klasy próbował nawiązać niesłychanie bojowy Andrzej Krzesiński, po swoim powrocie z wojskowej służby w stolicy. Wspierali ich najsilniej rutynowani Kazimierz Kurek, Władysław Grabowski i Piotr Poprawa, nieco od nich młodszy Ludwik Jaskulski oraz debiutujący Tadeusz Jankowski. Wierny czytelnik i komentator WP SportoweFakty posługujący się Nickiem "Kaźmirz Bendke", mówiąc o powojennych żużlowych idolach tamtego czasu, używa określenia "bohaterowie kosmiczni". W rzeczy samej - to było coś więcej niż sport - to była religia.

ZOBACZ WIDEO Kołodziej o tym, jaki ma problem z Hampelem: "Nadziewam się na jego szprycę"

Za ostrowianami w II lidze uplasowała się warszawska Skra, mocny po wojnie żużlowy bastion stolicy. Najlepszym zawodnikiem warszawskiej drużyny w omawianym sezonie 1958 był Maciej Korus, a obok niego punktowali Wiktor Brzozowski, Wacław Kucharek, Zbigniew Witwicki, Tadeusz Zowczak i Mieczysław Staszczak. Po roku upadł ten klub (wtedy także sekcję żużlową warszawskiej Legii praktycznie wygnano ze stolicy, przenosząc ją do Gdańska). Zasłużony przedwojenny ośrodek sportowy SKRA, dawny OM TUR Okęcie, z ciekawą bazą, do dziś traktowany jest, niestety, jak piąte koło u wozu. Obudź się Warszawo, stolico polskiej bolesnej dumy!

Stal Gorzów powoli pięła się ku szczytom. Uderza historyczna stabilność tego ośrodka, notowana do dziś, co jest dowodem budowania na niezwykle solidnym fundamencie. Tak się dzieje, gdy są oddani działacze z wizją na lata, jest dobra organizacja, są zachęty do ciągłego naboru młodzieży i jest wreszcie szkolenie na poziomie. Czołowymi żużlowcami gorzowskiej Stali byli wtedy Tadeusz Strercel, Mieczysław Cichocki, Jerzy Flizikowski, natomiast na lidera wyrósł już młody (21 lat) Edmund Migoś, późniejszy reprezentant kraju, indywidualny mistrz Polski. Nie możemy zapominać też o braciach Edwardzie i Marianie Pilarczykach i debiutującym Jerzym Padewskim. Co ciekawe, w innych klubach znakomicie rozwijały się już wówczas kariery zawodników, którzy w Gorzowie Wielkopolskim zaczynali, a mianowicie Stanisława Rurarza (Śląsk, a potem Włókniarz) i braci Stanisława (Śląsk świętochłowicki) oraz Mariana Kaiser (Legia warszawska), do którego w 1958 roku dołączył inny gorzowski wychowanek Bronisław Rogal.

Tabelę drugiej ligi zamknęły dwa kluby śląskie, a raczej śląsko-dąbrowskie, CKS Czeladź i KKS Katowice. Konkurencja Rybnika i Świętochłowic w regionie była jednak nie do ogarnięcia. Oba wymienione kluby zostały z rozgrywek wycofane, Czeladź dopadły dyscyplinarne sankcje, za zamieszki na stadionie, nad którymi działacze nie potrafili zapanować, a nawet w których wraz z niektórymi zawodnikami wprost uczestniczyli. To temat na osobne opowiadanie. Dość, że najbardziej krewki z żużlowców, a zarazem trener, Paweł Dziura, do niedawna gwiazda rybnickiego Górnika, został zawieszony na trzy lata, a miał już prawie 50 lat. Wzburzone trybuny w Czeladzi wskazywały, że lud tzw. Czerwonego Zagłębia także domaga się igrzysk. Zawodnicy czeladzkiej ekipy mocno związani byli z regionem, bracia Michał i Stanisław Czerny z Będzina, Dominik Gracyalny, Józef Herman, Waldemar Szczechla, Wiesław Kołodziejski, Julian Machura, Jerzy Borkowski, do których dołączyli wychowankowie innych klubów, jak wspomniany Dziura z Rybnika, Mirosław Kolenda z Ostrowa, Franciszek Hudała z Żor koło Rybnika, zaczynający w Katowicach, czy Witold Kamiński, wychowanek bydgoskiej Gwardii. Czeladzki KS jeszcze później wystartował do rozgrywek sezonu 1959, ale z mizernym skutkiem, aż w końcu nastąpił definitywny upadek.

Eksperyment katowicki nie powiódł się i już na początku sezonu zespół KKS się rozpadł. Tworzyli go głównie ludzie związani ze Świętochłowicami, Zygfryd Makuła, Roman Staneczko i Marian Wieleba, gdzie też via Kraków powrócili, gdy pomysł żużla w Katowicach spalił na panewce. Odtąd potężna aglomeracja GOP i Zagłębia nie miały już żużlowego ośrodka, za chlubnym wyjątkiem Świętochłowic i Rybnika, miast ludnościowo mniejszych niż Katowice, Sosnowiec, Gliwice, Zabrze, Bytom, Chorzów.

Ciekawe były również rozgrywki w trzeciej lidze sezonu 1958, co zresztą skłoniło później rozsądnych włodarzy polskiego żużla do ustanowienia od 1960 roku tylko dwóch lig zamiast trzech. Wygrały i zgodnie awansowały Unia Tarnów i Wanda z Nowej Huty. Tarnowianie mieli lepszy bilans małych punktów, a szli jak burza - awansowali w drugim roku istnienia, w trzecim znów awansowali - już do najwyższej klasy. Nazwiska autorów sukcesu już też sporo mówią. Na czele stał Albin Tomczyszyn, ze swą nader bogatą żużlową przeszłością - wrocławską, ostrowską, rzeszowską. Najsilniej wspomagali go tarnowscy pionierzy, Marian Curyło, Władysław Kamiński, Benedykt Bogdanowicz i Zygmunt Pytko. Do tego przybyły z Rzeszowa Jan Różański, Alfred Wieczorek z Katowic, Józef Śledź, Adolf Jagoda oraz młodziutki dwudziestolatek Adam Ciepiela, też z rzeszowskimi korzeniami.

Dalsza część felietonu na drugiej stronie ->
[nextpage]Żużlowa Wanda to przede wszystkim z gruntu krakowski, ale przybyły z Warszawy klan Fijałkowskich, Tadeusz i Jan, dalej zasłużony weteran Wacław Andrzejewski, pochodzący z dalekiego Leszna, a w Małopolsce lądujący wtedy awaryjnie z Górnego Śląska, podobnie jak chwilowo czynnie adorujący Wandę Robert Nawrocki wraz z bratem Wiktorem Waloszkiem. Dobrze się zapowiadał na Wandzie młody wówczas Bohdan Jaroszewicz, późniejszy wrocławianin, a ponadto dla barw krakowskich dobrze punktowali Tadeusz Sucharski, Adam Stach i Kazimierz Gawlik.

Polonia Piła swoim trzecim miejscem w III lidze awansu nie uzyskała. Z dawnych weteranów okresu powojennego (Leszek Wesołowski, Stefan Bruch, Henryk Gesler, Kazimierz Ksycki) nikt już po szlace nie śmigał. Od kilku lat natomiast wśród zawodników rządził w Pile Wiesław Rutkowski, wciąż młody i coraz lepszy dwudziestokilkulatek - znacząca postać w historii. Wspomagali go głównie Jerzy Woźniak, Mieczysław Siodła, Henryk Gajdziński, Ryszard Bilejczyk, Stanisław Machnik, Jan Lis.

W LPŻ Lublin liderował zasłużony już Leszek Próćhniak, pamiętający powojenny pionierski czas w Lublinie i nie tylko. W przyszłym Motorze punktowali ponadto Marian Stawecki, Bronisław Isztok, Stefan Kępa, a pojawili się też całkiem młodzi Jan Komandowski, występujący też pod imieniem Jerzy albo Janusz, niedawno zmarły Leszek Kokalski. Zaczynały młode rdzenne lubelaki, znany później również trener Ryszard Bielecki oraz od niego jeszcze młodszy osiemnastolatek Wojciech Kowalski.

Wciąż dzielnie na żużlowych frontach walczyła Sparta Śrem. Intrygujący to klub na żużlowej mapie, po Górnym Śląsku kolejny przykład jak klub z tradycjami i sukcesami (tu Unia Leszno) potrafi absolutnie zdominować region, w tym przypadku Wielkopolskę. Tylko triumwirat kujawsko-pomorski (Bydgoszcz, Grudziądz, Toruń) pięknie się spod tej niepisanej reguły wyłamuje. No, może po części także lubuski fenomen (Gorzów i Zielona Góra). W śremskiej ekipie żużlowej w sezonie 1958 prym wiedli doświadczony Hipolit Kaźmierczak, Henryk Kaczmarek, Wacław Wechman, Jerzy Bartoszkiewicz i Tadeusz Jurga. Ponadto wchodzili młodsi Tadeusz Wróbel i Edward Mielcarzewicz.

Krosno też się nie poddawało. Pod nazwą Legia klub żużlowy spisywał się całkiem dobrze w swoim drugim sezonie ligowym w historii. Tam na Podkarpaciu najlepszym żużlowcem był niezmiennie Roman Gąsior, a dzielnie mu sekundowali Wiesław Kręt, Andrzej Winch, bracia Edward i Kazimierz Węklarowie, Jóżef Maciejczyk oraz późno zaczynający swą przygodę żużlową Ferdynand Długosz. Debiutował nieopierzony młodzian (16 lat) Emil Jakubowski.

Gdańsk jest bardzo ciekawym przykładem co może "dobrze" skrojony regulamin. Otóż LPŻ Neptun Gdańsk zajął jedno z ostatnich miejsc w ostatniej III lidze, w kolejnym sezonie było ciut lepiej, ale też w sportowej walce gdańszczanie nie awansowali z III ligi wyżej. Mimo to w sezonie 1960 gdański klub żużlowy znalazł się w ekstraklasie. Zrobiła to prosta fuzja gdańskiego LPŻ Neptun właśnie z warszawską Legią, która tym samym jako żużlowy ośrodek przestała istnieć. To wszystko działo się rok później, tymczasem nadmorski klub swoją bardzo doświadczoną kadrą starszych zawodników cudów wielkich nie dokonał. Władysław Kamrowski (przywódca stada), Alfons Węsierski, Walerian Blaszke, Rajmund Andrykowski to byli już zawodnicy starsi, w swej większości rozdarci wciąż pomiędzy żużlem a innym użyciem motocykla. Wchodzili odważnie młodsi, jak Janusz Matuszewski czy Bolesław Grajber, ale nadzieje największe rozbudzał debiutujący już przed rokiem osiemnastolatek Zbigniew Podlecki, późniejszy lider Wybrzeża, medalista mistrzostw Polski i świata.

Mocno pod górkę było w Zielonej Górze. LPŻ stawiał pierwsze trudne kroki, w żużel bawił się dopiero drugi sezon. Co ciekawe, gdy chodzi o speedway po wojnie Zieloną Górę wyprzedziły w regionie miasta Świebodzin i Żagań. Z wczesnych powojennych pionierów zielonogórskich żużlowych sekcji pod nazwami MKS, Unii czy Stali Zielona Góra (Kazimierz Juzala, Alfons Kostusiak, Marian Zadoń) mało kto już został, pojawiły się za to nowe twarze. Był na szczęście Tadeusz Gryszczuk, jako swoisty pomost łączący stare z nowym, ale niestety utalentowany Jerzy Błoch poprzez Ostrów wyemigrował do Wrocławia i tam pozostał do końca. Zdzisław Jałowiecki, zmarły niedawno częstochowianin, który zaczynał w Grodzie Bachusa, już od kilku lat realizował się jako zawodnik Włókniarza. W roku 1958 w Zielonej Górze stery LPŻ dzierżyli trener Stanisław Glapiak oraz jako zawodnik Bonifacy Langner, obaj pochodzący z Leszna. W składzie drużyny byli m.in. Tadeusz Miński, Ksawery Sawicki, Zygmunt Szopian, Jan Wiśniewski oraz całkiem młodzi Henryk Ciorga, Józef Ptak i Józef Podhajski, w dzisiejszym rozumieniu juniorzy. To wlewało nadzieję w serca zielonogórzan, ale okazało się, że cała trójka młodzików niebawem opuściła macierzysty klub, zasilając odpowiednio Ciorga - Warszawę, potem Gdańsk, Ptak i Podhajski - Toruń. Dopiero gdy po kilku latach w grę weszły Zgrzeblarki, klub żużlowy z Zielonej Góry podjął swój marsz ku szczytom.

Dwa ostatnie zespoły III ligi okazały się dostarczycielami punktów. Rezerwy Sparty spełniały swą rolę - dawały pole do intensywniejszych treningów trzonowi pierwszego zespołu, ale najwięcej dały chyba młodym debiutantom, którymi w owym roku 1958 byli Andrzej Domiszewski i Zygmunt Antos.

Cracovia skleciła naprędce zespół z zawodników innych klubów, głównie z AMK Nowa Huta i Śląska Świętochłowice, ale pojawił się też Wacław Krysiński z Zielonej Góry i Włodzimierz Niezgoda z Krosna. Nazwiska raczej nie powalały, poza może Waloszkiem, ale to nie o sławnego Pawła chodziło. Trochę bardziej znany był może niemłody już Zdzisław Zachara, który zaczynał mając trzydziestkę na karku, ale zdążył później jeszcze zaliczyć Warszawę, Gdańsk i Tarnów. Edward Kozioł zaczynał w tym samym wieku, do końca pozostał wierny Grodowi Krakusa, ale więcej dokonał później jako działacz, znany żużlowy sędzia. Z pozostałych wyróżniali się Roman Staneczko, Marian Wieleba, a także debiutujący w ligowych meczach dziewiętnastoletni Franciszek Waloszek - wszyscy ze Śląska. Stefan Zugaj był znany i ceniony jako mechanik. Popularny Stefi wspominał później, że z braku laku został razu pewnego nakłoniony do jednego wyścigu, ale cóż... Miał pecha, tego jedynego biegu nie ukończył, bo wszyscy czterej zawodnicy solidarnie się wywalili. Uroki żużla.

Druga i trzecia liga dostarczyły kibicom wielu wrażeń, podnosiły poziom całości i zapowiadały żużlowy boom nad Wisłą. Niebawem, rzeczywiście, przyszły pierwsze międzynarodowe sukcesy żużlowców z białym orłem na piersi.

Stefan Smołka

Źródło artykułu: