W grudniu Daniel Bewley po raz pierwszy gościł w mikołowskiej klinice Salwator Park. Żużlowiec przedwcześnie zakończył sezon 2018 z powodu skomplikowanego złamania nogi w dziewięciu miejscach. Sytuacja nie wyglądała dobrze, bo angielska służba zdrowia oferowała mu, podobnie jak innym, dwie godziny rehabilitacji miesięcznie. Prezes ROW-u Rybnik Krzysztof Mrozek stwierdził, że jak tak dalej pójdzie, to zawodnik będzie dochodził do siebie latami, więc załatwił Danielowi pobyt w klinice z certyfikatem Red Bulla. Pierwsze efekty już są, bo w grudniu Bewley przyjechał, poruszając się o kulach, teraz pojawił się już bez nich.
- Daniel, opuszczając w grudniu klinikę Salwator Park, dostał szczegółową rozpiskę - mówi nam prezes Mrozek. - Był w domu, ale cały czas miał reżim treningowy narzucony przez rehabilitantów z Mikołowa. Pożyczono mu piłki do ćwiczeń, miał co robić. Jeszcze go nie widziałem po przylocie, ale wiem, że wygląda dobrze. W ogóle to już nie ma żadnego niebezpieczeństwa, że nie zdąży na ligę. W marcu będzie normalnie jeździł w sparingach.
Prezes ROW-u jeszcze nie widział się z Danielem od czasu jego przylotu 7 stycznia, ale mówi, że za chwilę to nadrobi. - Nie widzieć się z Bewleyem, to tak jakby pojechać do Rzymu i nie zobaczyć papieża - stwierdza Mrozek, a my dodajmy, bo to ważne, że w tym roku żużlowiec nie będzie startował dla Workington Comets. To w meczu tej drużyny doznał kontuzji. Rok temu potrzebował jednak występów w niższej lidze angielskiej, teraz ma inne priorytety. Nie sposób też nie wspomnieć o tym, że z akcji ROW-u, który stawia Bewleya na nogi, ewidentnie skorzysta Belle Vue. Trochę tylko szkoda, że angielski pracodawca nie przyłożył ręki do tego, by pomóc Danielowi.
ZOBACZ WIDEO Turniej "Gramy dla Tomka"