Dakar nie dla żużlowców. Mają za słabe nogi i za mało pieniędzy, a na sponsorów nie mogą liczyć

Newspix / Jakub Piasecki, Cyfrasport / Rafał Sonik wręcza Tomaszowi Gollobowi piasek z Abu Zabi.
Newspix / Jakub Piasecki, Cyfrasport / Rafał Sonik wręcza Tomaszowi Gollobowi piasek z Abu Zabi.

W Dakarze startował już skoczek narciarski Adam Małysz, a żużlowca nie było żadnego. Szalona jazda 100 na godzinę to za mało, by wystąpić w słynnym rajdzie. - Mamy za słabe nogi i za mało pieniędzy - mówi Janusz Kołodziej.

Jedynym żużlowcem, który miał szansę wystąpić w Dakarze, był Tomasz Gollob. Żużlowy mistrz świata już trzy razy szykował się do startu w rajdzie. W kwietniu 2017, po wypadku na crossie, stracił jednak czucie w nogach, jeździ na wózku, i o swoim wielkim marzeniu musiał zapomnieć. Czy na zawsze? On sam ma nadzieję, że jeszcze wróci do pełnej sprawności i pojedzie.

Pierwsza przymiarka Golloba do Dakaru miała miejsce w 2004 roku. Miał jechać Toyotę, a jego pilotem miał być ówczesny przewodniczący GKSŻ, prezes Apatora-Adriany Toruń i biznesmen Marek Karwan. Tomasz miał nawet ofertę startów w Apatorze. Wybrał jednak Unię Tarnów, a Rafineria Trzebinia, sponsor klubu, nie wyraził zgody na Dakar.

Drugie podejście Golloba to rok 2010. Zdobył wówczas tytuł mistrzowski, ale w związku z tym, że wiedział o szykujących się zmianach w sprzęcie (za chwilę miały wejść zatkane tłumiki) i o tym, że ciężko będzie mu się do tego przystosować, zastanawiał się nad zakończeniem kariery. Ostatecznie jednak zwyciężyła chęć pójścia za ciosem i zdobycia drugiego tytułu.

Dziś możemy gdybać, ale gdyby nie wypadek, to Gollob miałby już za sobą start w Dakarze 2018. Miał jechać samochodem Mini z silnikiem BMW. Sponsorami miały być Red Bull i Motul. Budżet mistrza na start miał oscylować w granicach 6 milionów złotych. Tyle, bo Tomasz odbył wiele rozmów na temat startu w Dakarze z ludźmi, którzy brali w rajdzie udział, i wiedział, że niższy budżet nie pozwoli mu bić się o trzydziestkę. Zresztą najlepsi i tak dysponują budżetami z dziesiątką z przodu.

ZOBACZ WIDEO: Przygoński jednym z faworytów na Dakarze. "Ma ogromne doświadczenie i spokój"

Warto wyjaśnić, dlaczego Gollob, choć był wirtuozem motocykla, miał jechać w Dakarze samochodem. O motocyklu też myślał. Trenował nawet jazdę na zgrupowaniu a Abu Zabi. Jeździł tam pod okiem Rafała Sonika. - To wtedy wyszło, że Tomek, podobnie jak inni żużlowcy, ma za słabe nogi - mówi nam Sławomir Kryjom, żużlowy menedżer. - Rozmawiałem z nim po powrocie z Emiratów i był załamany. Stwierdził, że nie ma szans, żeby pojechał w Dakarze motocyklem. Opowiadał, że jego mocne ręce to za mało, bo nogi po jeździe na piaszczystych wydmach miał jak z waty.

- Żużlowców można porównać do krótkodystansowców, a tu trzeba maratończyka - opowiada Janusz Kołodziej, który ma za sobą starty w rajdach samochodowych, w tym w Rajdzie Barbórki. - Bieg w żużlu trwa krótko, a Dakar to długi i ciężki dystans. Trzeba by totalnie zmienić przygotowania. Możliwości łączenia dwóch cyklów nie ma, zatem w rachubę wchodziłyby wyłącznie quad lub samochód. W zasadzie to nawet z quadem byłby problem, bo tam człowiek jedzie sam, a w samochodzie ma pilota, który nawiguje i mówi, gdzie jechać. To nie jest łatwe, tego też trzeba się nauczyć. Żeby w rajdzie móc się skutecznie ścigać, trzeba mieć kogoś, kto ma temat nawigacji w małym palcu - dodaje i słusznie, bo Gollob spędził wiele godzin na rozmowach z Krzysztofem Hołowczycem o nawigacji i nie tylko.

Predyspozycje nie blokują jednak żużlowców tak bardzo, jak pieniądze. To jest największy problem. - Pamiętam, że Gollob po Abu Zabi mówił, że potrzeba mu minimum miliona euro - wspomina Kryjom, a Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, dodaje: - Kołodziej chętnie by pojechał w Dakarze, jakby miał sponsora typu Orlen.

Cegielski nie bez powodu wspomina o największym polskim koncernie energetyczno-paliwowym. Adam Małysz, dopóki miał wsparcie Orlenu, startował w Dakarze. Z innej beczki można wymienić wspomnianego wcześniej Hołowczyca, który jeździł do momentu, aż stracił sponsora, producenta napojów energetycznych Monster. - Wiele się mówi o dużych zarobkach w żużlu, ale nawet jakbym zbierał całą karierę, to tych kilku milionów na Dakar bym nie zebrał - przyznaje Kołodziej. - Na Rajd Barbórki pozwoliłem sobie tylko raz, bo przejechanie 20 kilometrów kosztowało mnie 30 tysięcy złotych i to bez wynajmu samochodu i amortyzacji - dodaje żużlowiec będący posiadaczem rajdówki Subaru.

Poza Kołodziejem, a kiedyś Gollobem (ten z kolei startował w wyścigach samochodowych Volkswagen Cup), próżno w ogóle szukać w żużlu ludzi z rajdowym zacięciem. - Swego czasu w rajdzie w Szwecji pojechał Tony Rickardsson, sześciokrotny mistrz świata. Do Dakaru jednak nie doszedł - przypomina Cegielski.

Nie sposób nie zauważyć, i to pokazuje przykład Małysza, że uznane marki są gotowe, by sfinansować start sportowca w Dakarze. To musi być jednak duża osobistość, ktoś, kto jest znany kibicom w całej Polsce, a nie tylko fanatykom tej czy innej dyscypliny. Gollob był na tyle uznaną firmą, że bez problemu zdobyłby potrzebne zaplecze. Dziś niestety w żużlu nie ma takiego zawodnika. - Coś w tym jest, a szkoda, bo fajnie byłoby przedłużyć sobie sportowe życie. Jak ktoś się całe życie ściga, to potem trudno bez tego żyć. Wielki mistrz Sebastian Loeb tylko kilka lat wytrzymał bez rajdów - kończy Kołodziej.

Źródło artykułu: