Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Jest pan prawnikiem?
Adam Goliński, prezes Falubazu Zielona Góra: Tak, a dokładniej adwokatem w Zielonej Górze.
Czyli jest pan przedstawicielem nadzwyczajnej kasty, jak to lubią mówić politycy pewnej partii.
To odnosi się do sędziów, nie do adwokatów. Gdybym jednak był sędzią, nigdy nie powiedziałbym, że jestem członkiem jakiejś nadzwyczajnej kasty. Żeby w to wejść, trzeba naprawdę dużej wiedzy i samozaparcia. Warunki też nie są łatwe, bo wiele jest spraw na głowie. Non stop jesteśmy zawaleni aktami i sprawami. Dodam, że zarobki też nie odzwierciedlają lat nauki, pracy i zaangażowania. A żeby skończyć aplikację i zostać młodym sędzią, trzeba naprawdę wielkiego wysiłku. Jeśli ktoś mówi, że bycie sędzią czy adwokatem jest proste, to zapraszam.
Politycy mówią też, że w sądach pracują rodzinne klany.
Mój ojciec nie ma nic wspólnego z adwokaturą, mama również. W tej bliskiej rodzinie jestem sam. Na dokładkę nie pracuję w rodzinnym mieście.
Teraz jest pan bardziej adwokatem, czy prezesem Falubazu?
Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Nie jestem adwokatem solistą. Mam firmę. Zatrudniam od piętnastu do siedemnastu osób. To takie małe przedsiębiorstwo. Nie muszę we wszystkim uczestniczyć, ale nie odpuściłem tej działalności. Cały czas jestem w firmie, a mój dzień pracy, odkąd doszedł klub, to dwanaście, trzynaście godzin.
Wiedza prawnicza przydała się przy zawieraniu kontraktów w ostatnim oknie transferowym?
Czysto prawnicza nie. Specyfiką zawodu prawnika i adwokata jest jednak praca z ludźmi, a jednym z podstawowych narzędzi są negocjacje. Jestem zwolennikiem takiego załatwiania spraw, żeby dochodzić do porozumienia, wiele się w tej materii nauczyłem i przekładam na to, co robię w żużlu i jak zarządzam Falubazem.
ZOBACZ WIDEO Patryk Dudek nie zamierza słuchać Witkowskiego. Ojciec jest mu potrzebny
Wróćmy jednak do zdolności negocjacyjnych. Rozumiem, że pomogły.
Rynek jest jasny i prosty. Mamy osiem klubów, z których wiele było zainteresowanych zawodnikami, którzy ostatecznie do nas trafili. Może Sparta czy Fogo Unia nie chciały Nickiego Pedersena, ale Martin Vaculik miał dużo opcji. Na dokładkę dostałem od niego w pewnym momencie jasną deklarację, że nie przyjdzie do Falubazu mimo korzystniejszej oferty. Później coś się jednak zmieniło w Gorzowie i wtedy moje zdolności negocjacyjne plus zaangażowanie pomogły. Martina przekonało to, że nam na nim zależy, że chcemy zbudować silny klub, że jesteśmy wewnętrznie dobrze zorganizowani.
Ile jest prawdy w tym, że Falubaz negocjując kontrakty, przebił konkurencję, kładąc wielką kasę?
Zapłaciliśmy rynkowe pieniądze. Nie mogę powiedzieć ile, bo to jest tajemnica handlowa, sprawa między nami i zawodnikami. Zapewniam jednak, że nie daliśmy więcej niż reszta. Wiem, jakie sumy krążą w środowisku, nie odbiegamy od reszty.
Od jak dawna jest pan w żużlu?
Blisko 20 lat. Adam Skórnicki podpisał kontrakt w Częstochowie i przy tej okazji nastąpiło moje pierwsze zetknięcie z klubami i zawodnikami. Nie zajmowałem się oczywiście logistyką, czy pomaganiem w parku maszyn, lecz wyłącznie kontraktami.
Pan i Skórnicki jesteście szwagrami. Czy w związku z tym ma on gwarancję pracy w Falubazie?
W związku z tym ma dobry kontakt z zarządem. Znamy się, a to pomaga nam lepiej się komunikować. Możemy rozmawiać w każdej możliwej sytuacji, bo nie widzimy się wyłącznie w klubie. Gwarancji jednak żadnych Adam nie ma. Może wózek jest szerszy, ale kwestie rodzinne absolutnie nie decydują o tym, czy ktoś jest w klubie, czy też go nie ma. Adam pojawił się przed moim przyjściem, zrealizował cel, jakim było utrzymanie, więc został. Falubaz potrzebuje pewnej ciągłości. Poza tym jest przydatną osobą, zawodnicy też pozytywnie oceniają współpracę z nim.
Mówi się, że lada chwila wejdzie kodeks etyki, który zabrania łączenia stanowisk. W pana przypadku chodzi o to, że fotel prezesa Falubazu gryzie się z rolą udziałowca One Sport. Znalazł pan sposób, jak to rozwiązać?
Na razie nie jest to temat, którym muszę się zajmować. Kodeksu jeszcze nie ma, a jak wejdzie, będę się martwił. Wciąż jestem udziałowcem One Sport.
Jak mocno jest pan w to zaangażowany?
Na poziomie właścicielskim, bo faktycznie podmiotem zarządzającym są inne osoby.
Robią to dobrze?
Zamiast własnej oceny podam fakty: w ubiegłym roku firma zorganizowała dwie duże imprezy w Chorzowie. One Sport po raz pierwszy w historii budował tor jednodniowy. Nie było to łatwe, bo obiekt w Chorzowie jest trudny. Na dokładkę wszyscy tam na niego chuchają i dmuchają, a to podniosło nam poprzeczkę. Jednak powiodło się. Transmisja była, tor był ułożony, kibice dopisali, sponsorzy również, pijarowo i reklamowo też wszystko zostało dźwignięte, rachunki zostały zapłacone. Firma wymaga jednak pewnie dalszego rozwoju i zatrudnienia kolejnych osób.
Niewielu o tym wie, ale stoi pan za pomysłem stworzenia stowarzyszenia zawodników Metanol.
Organizowałem to pod względem prawnym, czynnie w tym uczestniczyłem. Byłem też za tym, żeby Krzysiek Cegielski to prowadził, bo jest sztandarową postacią. Powstał projekt, który scala zawodników i daje im możliwości wpływania na decyzje Ekstraligi. Krzysiek się sprawdza. Prezesi go przyjmują, rozmawiają z nim, a z drugiej strony ma poparcie zawodników. Niejednemu pomógł.
Teraz Cegielski mówi, że chce zakładać związek zawodowy. Pomoże pan?
Jestem po drugiej stronie, więc nie ma takiej możliwości. Na pewno związek daje większe możliwości, bo to są narzędzia ustawowe. W przypadku stowarzyszenia druga strona może posłuchać, a związek musi honorować.
Falubaz zmiecie w tym roku konkurencję?
Nie zmiecie. W żużlu dużo się ostatnio zmieniło. Wszystkie kluby są zasadniczo mocniejsze i mają szerokie wsparcie. Każdy się wzmocnił, bo nawet GKM ma silną pakę. Sparta jest silna, Get Well też. W ogóle wszyscy mają składy. Poza wszystkim nie chodzi tylko o to, by mieć ośmiu dobrych zawodników. Chodzi też o przygotowanie motocykli. Żużlowcy, których ma klub, muszą ogarnąć tunerów, dopasowanie sprzętu, powtarzalność, zadbać nawet o taki detal, jak wysyłki silników do serwisu.
To może, zamiast gwiazd należało zakontraktować do Falubazu mocnego tunera. Sparta robiła tak w latach 90.
Mamy taki pomysł, żeby jeden z tunerów współpracował z nami na stałe. Który? Nie pamiętam nazwiska. Zresztą to tak nie działa. Zawodnik sam musi wiedzieć, co mu pasuje. Musi czuć sprzęt, musi umieć ocenić, jak będzie się on sprawował w określonych warunkach.
Wymieniając chwilę wcześniej najmocniejszych rywali Falubazu w lidze, nie wspomniał pan Fogo Unii.
Bo to jest najmocniejszy rywal. Przemawiają za nim postacie walecznych zawodników, organizacja klubu i juniorzy, którzy będą robić przewagę.
Wy nie macie takich juniorów.
Zobaczymy na torze. Biorąc pod uwagę ceny na rynku i dostępność zawodników, nie sądzę, żeby można było rozegrać to lepiej. Został Mateusz Tonder, który jest przygotowany, pracuje, a jego wyniki w sezonie 2018 pokazują, że jest progres. Nowy, czyli Norbert Krakowiak, rok temu nie oddał biegu młodzieżowego w Gnieźnie. Zawsze był talentem, trochę się zagubił, ale powinien spełnić rolę. Zresztą nie musimy wygrywać biegów młodzieżowych. Wystarczy, że będziemy remisować.
A seniorzy Falubazu się nie pozabijają? Choćby z racji tego, że dwie z pięciu gwiazd trzeba będzie dać na drugą linię.
Mamy w Falubazie układankę intelektualno-psychologiczną, ale mnie to nie przeszkadza. Czy gdybyśmy mieli słabszą drużynę, bez wielu gwiazd, bylibyśmy mocniejsi? Lepiej mieć ludzi, którzy chcą wygrywać. Nie zmienia to faktu, że musimy popracować nad tym, by te nasze osobowości dobrze poukładać.
Jestem ciekaw pary Pedersen, Protasiewicz, o ile taka będzie?
Będziemy patrzeć, obserwować. Wiemy, że niektórzy razem jechać nie mogą, ale kanały mamy otwarte, myślimy o różnych rozwiązaniach, nietypowych również.
Celem jest finał, czy play-off?
Na pierwszy rok rządów play-off jest tym, co chcę osiągnąć.
Widząc taki Falubaz nie mogę się doczekaC Swiętej Wojn Czytaj całość