Krzysztof Cegielski. Podaj Cegłę: Czym różni się Cristiano Ronaldo od żużlowca (felieton)

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski z Januszem Kołodziejem.
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski z Januszem Kołodziejem.

Cristiano Ronaldo musi zapłacić ponad 19 milionów euro kary za niepłacenie podatków. Żużlowcy są na innym biegunie niż gwiazda futbolu. Niektórzy miesiącami czekają na rozliczenie faktur. Płacą podatki od pieniędzy, których nie widzieli na oczy.

Podaj Cegłę, to cykl felietonów Krzysztofa Cegielskiego, byłego żużlowca, szefa stowarzyszenia zawodników Metanol, eksperta nSport+.

***

W żużlu trudno sobie wyobrazić taką sytuację, jaka miała miejsce z Cristiano Ronaldo. Zawodnicy nie unikają płacenia podatków, często natomiast płacą podatki od pieniędzy, których jeszcze nie dostali. Ma to związek głównie z dodatkowymi umowami, bo fakturę trzeba wystawić, a na jej rozliczenie trzeba czekać. Czasami miesiącami. Oczywiście czeka zawodnik, bo Urząd Skarbowy już nie. Na koniec miesiąca każdy zawodnik musi odprowadzić podatek i VAT z pieniędzy, których jeszcze nie ma.

Ktoś powie, a po co zawodnicy wystawiają faktury, skoro wiedzą, że klub i tak nie zapłaci. Wystawiają, dlatego że działacze bardzo często tłumaczyli brak wypłaty tym, że druga strona nie dostarczyła faktury. Niektórzy faktycznie tego nie robili. Przez roztargnienie. Tak czy siak, mieli prezesi kiepską wymówkę. Żużlowcy wyciągnęli jednak z tej lekcji wnioski. Teraz wystawiają faktury w terminie, a potem czekają i modlą się, żeby dostać pieniądze.

Problem z terminowością wypłat, na czym cierpią zawodnicy, dotyczy większości klubów. W mniejszym stopniu dotyczy on środków objętych procesem licencyjnym, czyli stawek regulaminowych. W większym dotyczy słynnych już umów dodatkowych. Najgorzej, gdy ktoś otrzyma środki na przygotowanie do sezonu w czerwcu, lipcu bądź sierpniu, a tak się często zdarza. Fakturę na to trzeba zwykle wystawić zimą, podatek trzeba zapłacić i jak nie ma szybkiej wypłaty, to nagle się okazuje, że zawodnik nie tylko nie dostał na przygotowanie do sezonu, ale i musiał uszczuplić konto z oszczędnościami na ten cel.

Zawodnicy z najwyższej półki mają na podatek od wypłaty, która jeszcze nie wpłynęła. Mają też na przygotowania. Oni mogą poczekać, bo wiedzą, że i tak dostaną. Wielu jest jednak takich, co nie mają tak różowo. Podatkowe obciążenia są dla nich za duże, a przygotowania kosztowne. Taki zawodnik często wpada w spiralę pożyczek, bo tunerzy nie chcą czekać, sprzedawcy części też nie.

Brak płynności w żużlu nie jest jednak żadną tajemnicą. Gorzej, gdy zawodnik wystawi fakturę, zapłaci podatek, zapłaci VAT, a pieniędzy, które mu się należą, nie zobaczy na oczy. Teraz często słyszymy od zawodników z niższych lig, że ledwo wiążą koniec z końcem, a pieniędzy, które mieli dostać, jak nie było, tak nie ma. Nikt się tym jednak nie przejmuje. Skoncentrowaliśmy się na prezesie Stali Rzeszów  Ireneuszu Nawrockim, on stał się symbolem nierzetelności, ale kilku innych działaczy, takie mam wrażenie, poczuło, że może sobie pozwolić dzięki temu na więcej.

ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Tomek Gollob budzi się do życia

Od samego początku wpuszczenie do żużla takiej osoby jak Nawrocki było dużym ryzykiem. Inni dochodzą dzięki jego obecności do wniosku: są gorsi ode mnie, nie muszę się przejmować. Niektórzy zalegają pieniądze od lat.

Problemy podatkowe żużlowców z fiskusem skończyły się, kiedy udało się uregulować temat związany z możliwością prowadzenia przez nich działalności gospodarczej. Żużlowcy jechali na podatku liniowym, a skarbówka w pewnym momencie to zakwestionowała. Istniała groźba, że nagle zawodnicy będą musieli płacić ogromne kary. Wpadliby w podatek progresywny i czekałyby ich ogromne dopłaty. Kilku zawodnikom groziło bankructwo.

Dzięki skutecznemu lobbingowi w sejmie, dzięki zaangażowaniu żużlowych posłów, dzięki naszym spotkaniom w Ministerstwie Finansów udało się jednak przekonać drugą stronę, że umożliwienie zawodnikom prowadzenia działalności gospodarczej jest zasadne. Dzięki temu zresztą cały świat sportu jest nam bardzo wdzięczny, bo dzięki temu skorzystali piłkarze, siatkarze, koszykarze i wszyscy inni, którzy mieli podobne problemy z urzędami.

Niektórzy oczywiście ponieśli straty. Po głowie dostał Adam Skórnicki, głośna była też sprawa Ryana Sullivana. Australijczyk u nas zarabiał i u nas chciał płacić podatki. Założył firmę, robił to, aż nagle okazało się, że musi płacić dodatkowe podatki. Doliczyli mu kary i tyle. Za chwilę Ryan skończył karierę. Nie wykluczam, że ta sytuacja przyspieszyła podjęcie przez niego takiej decyzji.

Zakładam, że problem płacenia przez zawodników podatków i VAT-u od faktur, które nie zostały rozliczone, nie zniknie. Gdyby jednak umowy dodatkowe z klubami objąć procesem licencyjnym, to z pewnością bardzo mocno ograniczylibyśmy proceder związany z całkowitym brakiem rozliczeń, bo na tym żużlowiec podwójnie traci. Raz, że nie dostaje należnych mu pieniędzy a dwa, że odprowadza od nich podatek.

Źródło artykułu: