Bez wątpienia zespół PSŻ-u nie może zaliczyć do udanych początku rozgrywek o mistrzostwo pierwszej ligi. Poznaniacy wygrali jednak dwa ostatnie spotkania, co na pewno jest optymistyczną prognozą na rundę rewanżową. Podopieczni Zbigniewa Jądera zaczęli od zwycięstwa w derbach Wielkopolski, kiedy pokonali Start Gniezno 48:42.
Jarosław Galewski: Czy zwycięstwo nad Startem Gniezno można uznać za przełomowy moment tego sezonu?
Norbert Kościuch: Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Bardzo cieszymy się z tej wygranej. Jeżeli chodzi o mnie, to można powiedzieć, że zanotowałem dobry występ. Nie wiem wprawdzie, ile zdobyłem punktów, ale przede wszystkim liczy się dla mnie wygrana naszego zespołu.
Można powiedzieć, że tym niedzielnym zwycięstwem uciekliście spod gilotyny. Nie da się bowiem ukryć, że mieliście nóż na gardle...
- O to przecież chodziło. Jechaliśmy to spotkanie u siebie. Poznań wygrywał na własnym torze przez dwa lata i to nie z takimi zespołami jak Start Gniezno. W przeszłości walczyliśmy skutecznie z takimi drużynami jak Polonia Bydgoszcz. Jedno spotkanie z bydgoszczanami przegraliśmy, ale drugi mecz był już zwycięski. Takich przykładów było wiele, chociaż trudno mi teraz sięgać daleko pamięcią. W niedzielę ze Startem presja oczywiście była. Wiadomo, że po słabszym początku musimy wygrywać. Nie możemy na własnym torze robić już żadnych promocji i bawić się w rozdawanie punktów.
Jesteście osłabieni brakiem Łukasza Jankowskiego. Brałeś udział w wypadku, po którym Jankes doznał urazu. Jak opisałbyś te wydarzenia?
- Myślę, że wspominanie tego faktu nie ma sensu. Po prostu się stało, taki jest żużel. To przecież urazowy sport i takie wypadki mają miejsce. Szkoda, że ten pech przez cały czas spotyka właśnie naszą drużynę. Najważniejsze jednak, że Łukaszowi nie stało się nic poważniejszego. Odwiedziłem go w szpitalu i wszystko jest w najlepszym porządku. Poza wstrząśnieniem mózgu, nie ma mowy o poważniejszych konsekwencjach. Przede wszystkim udało się uniknąć jakiegoś złamania i z tego należy się cieszyć.
Zastępstwo zawodnika wykorzystujecie jednak perfekcyjnie...
- Jeżeli ten manewr taktyczny przynosi wiele punktów, to wypada jedynie powiedzieć, że trener podjął właściwą decyzję. Innego wyjścia właściwie nie mieliśmy i należy się cieszyć z odniesionych zwycięstw.
Wracając jeszcze do niedzielnego meczu. Czy w kontekście rewanżu ze Startem żałujesz, że nie udało się wygrać nieco wyżej?
- Powiem szczerze, że liczyłem na więcej. Obawiałem się o naszą drużynę w konfrontacji ze Startem. Jak już wspominałem, jechaliśmy wtedy z dużą presją i musieliśmy odnieść zwycięstwo. Podobnie jednak będzie w kolejnych meczach na własnym torze, które musimy wygrywać. Na pewno jednak w niedzielnej konfrontacji mogliśmy zdobyć cztery oczka więcej. Dwa punkty uciekły już w moim pierwszym biegu, kiedy popełniłem głupi błąd. Później pozycje tracili także inni zawodnicy. Generalnie jednak liczy się wygrana. Nie należy zapominać, że Gniezno również ma dobrych żużlowców, którzy nie jeżdżą na żużlu od wczoraj.
W dwumeczu z Rybnikiem macie dużą szansę na zgarnięcie całej puli...
- Pojedziemy na maxa i zrobimy wszystko, żeby tak się stało. Wiadomo, że każdy byłby zadowolony, gdyby udało się zdobyć komplet punktów. Musimy robić wszystko, żeby wygrywać spotkania u siebie a także na wyjazdach. Po słabszym początku musimy odrabiać straty. Z drugiej strony będzie to trudne, ponieważ czekają nas trudne wyjazdy. Na żaden mecz nie jedziemy jednak z nastawieniem, że go przegramy. Gdybyśmy tak myśleli, to lepiej siedzieć w domu i nie robić kolejnych kilometrów.
Czy można powiedzieć, że w meczu z Gnieznem wróciłeś do swojej optymalnej formy?
- W tym spotkaniu nadal nie było idealnie. Poznańscy kibice już trochę mnie znają i wiedzą, jak potrafię jeździć. Na pewno coś drgnęło i było znacznie lepiej. To pozytywny akcent na przyszłość. Popełniałem w niedzielę trochę błędów na trasie, ale widać, że teraz wszystko idzie już w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że w dalszej części sezonu będę pewnym i mocnym punktem naszego zespołu.