Zgodnie z regulaminem, żużlowiec nie może dwoma kołami przejechać poza białą linię, która wyznacza granicę toru. Jednak zaraz po starcie Grigorij Łaguta poczuł swoją szansę właśnie przy krawężniku. Rosjanin przyciął do wewnętrznej i próbował wepchnąć się pod łokieć Adrianowi Miedzińskiemu.
Manewr zawodnika Speed Car Motoru Lublin udał się w 100 proc. i w ten sposób Łaguta wskoczył na drugie miejsce, a cały wyścig zakończył się remisowo.
Czytaj także: Kwalifikacje we Wrocławiu dla Sajfutdinowa
Po zakończeniu rywalizacji sędzia Michał Sasień zaczął jednak analizować powtórki telewizyjne, bo podejrzewał, że Łaguta dwoma kołami przejechał poza białą linię. Żadne z ujęć nie było jednak rozstrzygające i arbitrowi trudno było podjąć decyzję. Ostatecznie postanowił on nie wykluczać zawodnika gospodarzy.
Łaguta może mówić o sporym szczęściu. Przycięcie do krawężnika sprawiło, że za jego motocyklem zaczął unosić się biały dym z kredy, którą stosuje się do wyznaczania białej linii. To utrudniło sędziemu ocenienie kontrowersyjnej sytuacji.
Czytaj także: Tym razem tor we Wrocławiu bez zarzutów
ZOBACZ WIDEO Adrian Miedziński na pewno nie wróci do Torunia. Pierwsza liga kompletnie go nie interesuje