Mirosław Jabłoński: "Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Pierwsza połowa i tak dla nas"
Car Gwarant Start Gniezno pokonał Arged Malesa TŻ Ostrovię 49:40 i przybliżył się do finału Nice 1.LŻ. Wygrana czerwono-czarnych mogła być bardziej przekonująca, gdyby nie defekty. - Taki sport - powiedział Mirosław Jabłoński, jeden z pechowców.
Czytaj także: Przymusowy odpoczynek Damiana Stalkowskiego. Junior Startu doznał złamania
Wykluczenie Kościelskiego było jedyną sporną sytuacją niedzielnego meczu. Para gości jechała tuż za plecami Jabłoński, ale junior ostrowskiej drużyny nadział się na tylne koło swojego kolegi, Grzegorza Walaska. - Być może skantowałem motocykl, ale nie przymknąłem gazu. Nie oglądam się za siebie. Jechałem swoim torem jazdy. Nie wiem co tam się dokładnie stało. Muszę obejrzeć powtórkę czy może zawiniłem. Moim celem było utrzymanie krawężnika. Ja swoją pracę wykonałem - dodał.
Czytaj także: Aleksandr Loktajew: Tor był nieżużlowy. Zawodnicy wykrzykiwali jak ma być polany
W powtórce wspomnianego biegu dziesiątego bardziej uważni obserwatorzy mogli zauważyć, że na wyjściu z pierwszego łuku Walasek we ferworze walki uderzył w deflektor Jabłońskiego. - Poczułem lekkie trącenie. Czy uderzenie miało wpływ na "panę"? Tego nie wiem. Trzeba już o tym zapomnieć i przygotować się jak najlepiej na rewanż w Ostrowie - zakończył.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>