Mirosław Jabłoński: "Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Pierwsza połowa i tak dla nas"

WP SportoweFakty / Tomasz Kordys / Na zdjęciu: Mirosław Jabłoński
WP SportoweFakty / Tomasz Kordys / Na zdjęciu: Mirosław Jabłoński

Car Gwarant Start Gniezno pokonał Arged Malesa TŻ Ostrovię 49:40 i przybliżył się do finału Nice 1.LŻ. Wygrana czerwono-czarnych mogła być bardziej przekonująca, gdyby nie defekty. - Taki sport - powiedział Mirosław Jabłoński, jeden z pechowców.

- Nie da się ukryć, że pogubiliśmy punkty przez defekty. Nie będziemy płakać nad rozlanym mlekiem. Taki jest sport. Pocieszające jest to, że poprawiliśmy się w stosunku do pierwszego spotkania z ostrowianami. Jest progres. Stanęliśmy na wysokości zadania w play offach. Taki był nasz cel. Pierwsza połowa dla nas. Co będzie w drugiej zobaczymy - powiedział Mirosław Jabłoński, zdobywca sześciu punktów z bonusem.

Bieg dziesiąty był dla gnieźnianina podwójnie pechowy. Najpierw z powodu przerwania go na skutek upadku Marcina Kościelskiego, natomiast później ze względu na wspomniany defekt. - Na złośliwość rzeczy martwych nie ma się wpływu. Ten sprzęt jest lepszy, ale zużywa się szybciej. Gdyby nie "kapeć" miałbym trzy punkty więcej i byłbym bardzo zadowolony, a tak jestem tylko zadowolony. W pierwszym podejściu spokojnie sobie prowadziłem, ale bieg został przerwany. W drugiej odsłonie było ponownie. Stresujące to były dla mnie zawody - ocenił 34-letni żużlowiec.

Czytaj także: Przymusowy odpoczynek Damiana Stalkowskiego. Junior Startu doznał złamania

Wykluczenie Kościelskiego było jedyną sporną sytuacją niedzielnego meczu. Para gości jechała tuż za plecami Jabłoński, ale junior ostrowskiej drużyny nadział się na tylne koło swojego kolegi, Grzegorza Walaska. - Być może skantowałem motocykl, ale nie przymknąłem gazu. Nie oglądam się za siebie. Jechałem swoim torem jazdy. Nie wiem co tam się dokładnie stało. Muszę obejrzeć powtórkę czy może zawiniłem. Moim celem było utrzymanie krawężnika. Ja swoją pracę wykonałem - dodał.

Czytaj także: Aleksandr Loktajew: Tor był nieżużlowy. Zawodnicy wykrzykiwali jak ma być polany
W powtórce wspomnianego biegu dziesiątego bardziej uważni obserwatorzy mogli zauważyć, że na wyjściu z pierwszego łuku Walasek we ferworze walki uderzył w deflektor Jabłońskiego. - Poczułem lekkie trącenie. Czy uderzenie miało wpływ na "panę"? Tego nie wiem. Trzeba już o tym zapomnieć i przygotować się jak najlepiej na rewanż w Ostrowie - zakończył.

ZOBACZ WIDEO Zbudował potęgę, musiał odejść. Robert Dowhan rozlicza się z Falubazem

Komentarze (4)
avatar
tarmor
20.08.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wielu żużlowców udziela się jako komentatorzy zawodów , ale pan Jabłoński to wybitny celebryta telewizyjny i to tym powinien się zająć.Żużlowiec to raczej z niego marny.:):):) 
avatar
Wzeta
19.08.2019
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
A toromistrz Jabłoński nie miał zastrzeżeń do toru? Aż dziw bierze a w tv taki znawca no proszę 
avatar
Bartazz_G-no
19.08.2019
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Raczej nie odrobi. Mieliśmy niesamowitego pecha w tym meczu. Realnie bez defektów byłoby gdzieś 52:38 lub 53:37 wiec byłoby super. Teraz? Te 9pkt.? Nie jest źle ale szczerze będzie na styku i n Czytaj całość
avatar
yes
19.08.2019
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"powiedział Mirosław Jabłoński, jeden z pechowców" - a ja takiej puszki(?) nigdy nie miałem ;).