Żużel. Szczera spowiedź Nickiego Pedersena. "Nigdy nie byłem wielkim talentem"

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Nicki Pedersen, Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Nicki Pedersen, Tai Woffinden

Nicki Pedersen to jeden z bardziej doświadczonych żużlowców. Sukcesy na arenie międzynarodowej przypłacił rozpadem małżeństwa, licznymi złamaniami i ciągłą walką z bólem. - Gdybym nie przeżył tego wszystkiego, nie osiągnąłbym sukcesów - mówi.

W tym artykule dowiesz się o:

Obecny sezon zakończył się przedwcześnie dla Nickiego Pedersena. Duńczyk zanotował upadek w ostatnim meczu fazy zasadniczej PGE Ekstraligi, wskutek którego złamał żebra i palec w ręce. To kolejny poważny uraz w karierze 42-latka, mimo to nie myśli on o przejściu na emeryturę.

Pedersen przez wiele lat był gwiazdą cyklu Speedway Grand Prix. Zdobył trzy tytuły mistrza świata. Dorobił się opinii zawodnika jeżdżącego bardzo agresywnie, który nie był i nie jest lubiany przez kolegów z toru.

"Nigdy nie byłem talentem"

Sukcesy kosztowały Pedersena rozpad małżeństwa i ból, z którym musi zmagać się niemal codziennie. Duńczyk nie żałuje jednak żadnego momentu ze swojego życia. Gdyby tylko mógł, powtórzyłby każdy jego moment.

ZOBACZ WIDEO Vaculik zdradza jak wyglądała męska rozmowa Pedersena z Jensenem

- Gdybym nie przeżył tego wszystkiego, nie siedziałbym tutaj teraz i nie miał tych sukcesów. Wierzę, że każdy cios jaki dostajemy jest po coś, że nas wzmacnia - powiedział w rozmowie z dr.dk.

Lekarze wielokrotnie doradzali Pedersenowi, aby zakończył karierę. Tak było chociażby po poważnym upadku w Czechach, do jakiego doszło jesienią 2016 roku. On jednak ich nie posłuchał. O emeryturze nie myśli też w tej chwili, gdy ponownie przyszło mu wracać do zdrowia po koszmarnym upadku.

Czytaj także: PGG ROW po awansie musi ruszyć na transferowe łowy

- Nigdy nie byłem wielkim talentem. Już w dzieciństwie powiedziano mi, że jeśli chcę jeździć na żużlu, to nie ma problemu, ale lepiej rokuje mój starszy brat. A potem okazało się, że on opuścił dom i nie miał się za co utrzymać - zdradził były mistrz świata.

Na każdym stadionie witają go gwizdy

Pedersen miał już na pieńku z wieloma zawodnikami. Swego czasu podczas meczu ligi szwedzkiej rzucił się na niego nawet Greg Hancock, który słynie z dość spokojnego charakteru. Agresywna jazda Duńczyka doprowadziła do tego, że spora część kibiców szczerze go nienawidzi, a na kolejnych stadionach witają go gwizdy.

- Nie wygrywam dla nich, wygrywam dla siebie. Nie obchodzi mnie to, jak ktoś mnie traktuje. Publiczność może na mnie wyć, może gwizdać, może klaskać. Kupili bilet na zawody, ale to nie znaczy, że mam wygrywać dla nich - oświadczył Pedersen.

Duńczyk uważa, że to charakteryzuje wielkich mistrzów, że są w stanie skupić się wyłącznie na sobie. Bez cząstki egoisty nie ma bowiem mowy o odnoszeniu sukcesów na arenie międzynarodowej. - Jeśli za dużo myślisz i analizujesz, to pojawia się nerwowość, a to największy wróg w żużlu. Ja od zawsze byłem dobry w resetowaniu się - powiedział.

Czytaj także: Wrocławianie spróbują dokonać niemożliwego

- Bieg trwa minutę. Zanim maszyna startowa idzie w górę, masz maksymalnie trzy sekundy. Zostaje ci zwolnić sprzęgło. Nie myśl wtedy o tym, co robią twoje dzieci, czy są w szkole, co robi twoja dziewczyna albo czy mechanicy dobrze dokręcili filtry. Jak będziesz miał coś z tyłu głowy, to zostaniesz na starcie - wyjaśnił Pedersen.

Zdrowy rozsądek nie dla żużlowców

Skąd bierze się ostra jazda Pedersena? - Czy jestem w stanie wyłączyć zdrowy rozsądek? Tak. Mogę włączyć "tryb przetrwania". Powiedzieć "życie albo śmierć". Nie sądzę, aby to było przerażające. Może dla innych - stwierdził były mistrz świata.

Taka, a nie inna postawa Duńczyka może się brać z tego, co przeżył w dzieciństwie. Koledzy z podwórka i szkoły nie traktowali go najlepiej.

- Nigdy nie byłem największym chłopcem. Do tego od małego brakowało mi dwóch palców w ręce. Przez to mi dokuczano. Byłem łatwym celem do ataku. Umiałem sobie jednak poradzić, miałem dobre relacje z nauczycielami. Jeśli któryś z nauczycieli miał ze mną dobry kontakt, to potrafił też zapanować nad klasą. Szybko nauczyłem się jak być sprytnym - wyjaśnił Pedersen.

Z wiekiem Pedersen nieco się zmienił. Zyskał nieco życiowej równowagi. - Ognista i temperamentna osoba ciągle we mnie mieszka. Ciągle jest tak, że mówię to, co myślę. Jednak mam takich przyjaciół, że zdejmują przede mną czapki. Wiedzą, że mogą na mnie liczyć - oświadczył duński zawodnik.

Crump największym rywalem

Wielcy sportowcy mają to do siebie, że okres ich panowania naznaczony jest walką z innym rywalem. Tak jak dla Tomasza Golloba odwiecznym konkurentem numer jeden był Tony Rickardsson, tak Nicki Pedersen za swojego największego przeciwnika uznaje Jasona Crumpa. Dlatego uśmiechnął się pod nosem, gdy przyszło mu zakończyć starty w cyklu Speedway Grand Prix, a Australijczyk wysłał mu smsa o treści "gratuluję wyjątkowej kariery w SGP".

- Mieliśmy kilka ostrych walk, ale zawsze wiedziałem, że aby cię pokonać, muszę dać z siebie co najmniej 100 proc. Czasem więcej - czytamy w wiadomości od Crumpa.

- Czuje się świetnie, gdy coś takiego czytam. On jako jedyny dobrze mnie rozczytał. Jest wielkim człowiekiem, sportowcem. Potrafię to przyznać - powiedział Pedersen.

Nie jest tajemnicą, że Pedersen nie żyje w najlepszych relacjach z Leonem Madsenem, czyli obecnie najlepszym duńskim żużlowcem. Ich konflikt doprowadził do tego, że 42-latek przedwcześnie pożegnał się z reprezentacją Danii. W rozmowie z dr.dk nie chce jednak wracać do spięć z Madsenem.

- Czy w duńskim żużlu powinno być więcej takich zawodników jak ja? Nie wiem, ale pewnie wtedy byłoby więcej zabawy - podsumował Pedersen.

Źródło artykułu: