W sezonie na linii prezes Michał Świącik - trener Marek Cieślak trochę iskrzyło. Prezes po serii słabych spotkań ironizował, że sam weźmie się za przygotowanie toru, bo ten nie jest atutem drużyny forBET Włókniarza Częstochowa. Szkoleniowiec żartował, że do następnego kontraktu będzie musiał dostać dodatek na nerwosol. Ostatecznie strony umówiły się na nowy kontrakty. Na dokładkę dwuletni. Więcej przeczytasz TUTAJ.
Prezes Świącik tłumaczy, że sytuacja między nim a trenerem nie jest tak napięta, jak to czasami opisują media. Z drugiej strony dodaje, że obaj są ludźmi, którzy nie pozwolą sobie wejść na głowę, więc to czasami powoduje spory. Nie są one jednak na tyle poważne, by uniemożliwiały współpracę.
Czytaj także: Za 1 punkt w Falubazie dostanie więcej niż za wygrany bieg w drugiej lidze
- Dałem trenerowi roczną umowę do podpisu, a on stwierdził, że woli na dwa lata. Powiedziałem, nie ma sprawy - opowiada nam Świącik. - Nawet nie spytałem, dlaczego na dwa, ale domyślam się, że jemu już nie chce się jeździć po Polsce.
ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"
- Zależało mi na dwóch latach, bo poprzedni kontrakt też był na dwa - odpowiada Cieślak. - Zresztą we Włókniarzu to ja jestem w domu. Wsiadam do auta i za pięć minut jestem na stadionie. A na występy gościnne to ja już się nie piszę. Dogadaliśmy się w 10 sekund.
Dodajmy, że trener Cieślak lubi dwuletnie kontrakty, bo uważa, że dzięki temu inaczej traktują go też zawodnicy. Wiedzą, że szkoleniowiec nie jest tylko na chwilę, więc siłą rzeczy ma on mocniejszą pozycję.
Marka Cieślaka można teraz śmiało określić jednym z trzech fundamentów Włókniarza. On ma dwuletni kontrakt, a trzyletnie umowy podpisali niedawno żużlowcy: Fredrik Lindgren oraz Leon Madsen.