W piątek przekonałem Michała Pola, żeby zagłosował na Bartosza Zmarzlika, ale przyznaję, że nie wierzyłem, iż to się uda (o wygranej Zmarzlika w Plebiscycie PS przeczytasz więcej TUTAJ). Z przecieków wiedziałem, że Zmarzlik na dzień przed galą prowadzi. Bałem się jednak, że skończy jak Tomasz Gollob w 2010. Głosów brakowało Bartoszowi nie tylko w żużlowym elektoracie (kolega z toru Piotr Pawlicki publicznie poparł Jakuba Przygońskiego). Poza tym wszyscy wiemy, jaką moc ma piłka.
Z jednej strony czułem, że Zmarzlikowi tytuł Sportowca Roku w 85. Plebiscycie Przeglądu Sportowego należy się jak najbardziej, ale z drugiej huczały mi w głowie słowa jednego ze znajomych, że wygra ten, którego stać na wysłanie większej liczby sms-ów na ostatniej prostej. Na szczęście okazało się, że żadnego hazardu nie ma, a polscy kibice zwyczajnie docenili klasę polskiego mistrza.
Czytaj także: Zmarzlik zrobił dla Polski więcej od Lewandowskiego
A o tym, że Zmarzlik ma klasę, mogliśmy się przekonać, kiedy mówił: - "Panie Robercie byłem nawet na paru pana meczach". Cały Zmarzlik. Dobrze wychowany, skromny, z szacunkiem odnoszący się do drugiego człowieka. Dzięki temu podejściu wygrał złoto w żużlu, a w sobotę cieszył się z tego, że powtórzył sukces Golloba z 1999 roku. Pan Tomasz, jak powiedziałby Zmarzlik, też wtedy wygrał Plebiscyt PS.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
Wiem, już czytałem, że nie wszystkim triumf Zmarzlika przypadł do gustu. Wojciech Kowalczyk, jak ktoś nie wie, to wyjaśnię, że chodzi o tego piłkarza, który nie do końca wykorzystał talent, którym ktoś tam na górze go obdarował, a teraz poucza innych, dał wyraz swojej dezaprobacie na TT. Szkoda, że zrobił to w chamski i prostacki sposób (zaatakował Zmarzlika szydząc m.in. z jego nazwiska "zmarznięty sportowiec", reszta nie nadaje się do cytowania). Inna sprawa, że sam wystawił sobie nie najlepsze świadectwo. Pokazał tylko swoje ograniczone horyzonty. Pewnie bardziej chciał zakpić z Roberta Lewandowskiego niż Zmarzlika, ale i tak wyszło słabo.
Ja wiem, że świat niektórych kręci się wokół piłki. Też jestem na jej punkcie zakręcony, bo przecież od korzeni uciec się nie da. Mój ojciec grał w Ruchu Chorzów, reprezentacji, złoty medal na olimpiadzie zdobył. Wielka miłość do jednej dyscypliny nie usprawiedliwia jednak słów pogardy dla żużla i pisania, że jest to sport, który można porównać z wyścigami wielbłądów. W zasadzie to wszystko można, ale zanim się coś napisze, warto pomyśleć.
Jasne, że żużel nie jest pępkiem świata, że jest dyscypliną niszową, że statusu, jaki ma piłka, nigdy mieć nie będzie, ale gdybyśmy kpili z wszystkiego, co kręci ludzi w raptem kilku krajach, to i z Adama Małysza i jego następców moglibyśmy zacząć się śmiać. Chyba jednak nie o to chodzi.
A tak w ogóle, to Lewandowski nie powinien czuć się zawstydzony z powodu porażki ze Zmarzlikiem. Strzela gole dla Bayernu Monachium, pnie się w klasyfikacji wszech czasów snajperów Bundesligi, dał awans reprezentacji, ale jednak Bartosz osiągnął w tym roku o wiele, wiele więcej. Bo Bartosz żużlowych Ronaldo i Messich zjadał na śniadanie prawie w każdym turnieju Grand Prix. Trójek oznaczających biegową wygraną (w rozmowie z Michałem Polem porównałem trójki do bramek) zdobył trzy razy więcej niż Lewandowski. Obiektywnie po prostu był lepszy.
Myślę, że komentarz nie byłby pełny, gdybym nie napisał, że sukces Zmarzlika jest jednak pewnym dowodem na wzrost wartości żużla w świadomości przeciętnego kibica. A co najmniej daje nadzieję na taki wzrost. Przypomina mi się Gala FIM z 2010, gdzie Gollob został wybrany osobowością roku. Pokonał wówczas przedstawiciele bardziej popularnych sportów motorowych, a głosy na niego oddawali nawet Francuzi, gdzie żużlowców można policzyć na palcach jednej ręki.