Przepisy antydopingowe są bezlitosne. Pozwalają na przyjmowanie jedynie 50 ml kroplówki na sześć godzin, bo stosowanie infuzji dożylnych może służyć sportowcom za sposób wypłukania organizmu z zakazanych substancji. Ponadto sięganie po "witaminki" powoduje, że łatwiej organizmowi się zregenerować.
Maksym Drabik przed finałem PGE Ekstraligi skorzystał z 500 ml kroplówki. Sam się do tego przyznał, wpisując informację o tym podczas badania kontrolnego. Złamał tym samym przepisy anydopingowe i sprowadził na siebie szereg kłopotów. Grozi mu nawet dwuletnie zawieszenie i utrata złotego medalu IMŚJ.
Czytaj także: FIM zadecyduje o medalu Drabika w IMŚJ
W przypadku Drabika można przywołać łacińskie przysłowie "ignorantia iuris nocet", czyli nieznajomość prawa szkodzi. 21-latek podczas badania wprost przyznał się do sięgnięcia po kroplówkę, bo nie był świadom tego, że złamał przepisy. Zwłaszcza że infuzję dożylną w takiej dawce miał mu zaaplikować lekarz klubowy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Głupota Nasriego
Nawet jeśli niektórzy kibice krzyżują Drabika za jego wpadkę, to powinni zapoznać się z przypadkiem Samira Nasriego. Francuski piłkarz, swego czasu okrzyknięty złotym dzieckiem futbolu, pod koniec 2016 roku udał się na wakacje do USA. Akurat miał gorszy okres w Sevilla FC, gdzie grał. Niestety, akurat podczas pobytu w Stanach gorzej się poczuł i musiał skorzystać z pomocy lekarzy.
Doktor Jamila Sozahdah z prywatnej kliniki zaaplikowała mu 500 ml kroplówki. Dokładnie tyle samo, ile otrzymał Drabik przed finałem PGE Ekstraligi. Francuz poczuł się na tyle lepiej, że na Twitterze opublikował zdjęcie lekarki i podziękował jej za… usługi seksualne. Później winę zrzucił na byłą dziewczynę i stwierdził, że to ona była autorką tweeta. To było tylko wstęp do znacznie poważniejszych kłopotów Nasriego.
Problemy zaczęły się, gdy wyszło na jaw jakie ilości kroplówki zażył Nasri. Piłkarz na zastosowanie infuzji nie otrzymał zgody klubu z Sevilli ani UEFY. Dokończył nawet sezon 2016/2017. Wszczęto przeciwko niemu dochodzenie i po decyzji Trybunał Arbitrażowego w Lozannie skończyło się na półrocznym zawieszeniu.
Nasri postanowił się odwołać od tej kary, bo nie czuł się winnym i… popełnił błąd. Przy ponownym rozpatrzeniu sprawy, Komisja Odwoławcza wydłużyła okres zawieszenia do 18 miesięcy. Wszystko przez zachowanie Francuza i brak skruchy. Na boisko mógł wrócić dopiero w styczniu 2019 roku. Po zakończeniu okresu dyskwalifikacji został piłkarzem West Ham United, klubowym kolegą Łukasza Fabiańskiego.
Nieświadoma Johaug
Głośna była też sprawa Theresy Johaug, swego czasu jednej z głównych rywalek Justyny Kowalczyk w biegach narciarskich. W jej przypadku na początku 2017 roku wykryto w organizmie środek niedozwolony - clostebol.
Johaug tłumaczyła, że substancja musiała się dostać do organizmu po tym jak smarowała usta maścią Trofodermin, w składzie której znajdował się clostebol. Winę zrzuciła na lekarza kadry, bo to on przepisał jej maść. Johaug miała być nieświadoma tego, że zawiera ona substancję zakazaną. Tak jak Drabik tego, że nie można przyjmować kroplówki o pojemności 500 ml.
W Norwegii chciano pójść na rękę Johaug i zawieszono ją na 13 miesięcy. Termin nie był przypadkowy, bo dzięki temu biegaczka mogłaby wziąć udział w igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Tyle że FIS odwołała się od decyzji norweskiej federacji do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie. Chciała co najmniej 16-miesięcznej kary, tak aby Johaug ominęła igrzyska.
Czytaj także: Żużlowe transfery w redakcji Canal+
Skończyło się na 18-miesięcznej dyskwalifikacji dla Johaug, braku udziału w igrzyskach i zmarnowanej szansie na medal olimpijski, bo zapewne Norweżka byłaby jedną z głównych kandydatek do tytułu mistrzowskiego. I to w sytuacji, gdy w wyroku całą winę zrzucono na lekarza. Norweżka przekonała się boleśnie, że nieznajomość prawa szkodzi.
Drabik powinien dobrze przestudiować oba przypadki. Nasri wpadł bowiem dokładnie na tym samym, co polski żużlowiec. Jeśli 21-latek po ewentualnej karze POLADY będzie się odwoływać, może otrzymać jeszcze dłuższy okres zawieszenia. Zwłaszcza że początkowo unikał polskiej antydopingówki i nie chciał wytłumaczyć się ze złamania przepisów. Z kolei przykład Johaug pokazuje, że nawet podanie niedozwolonej substancji przez lekarza nie zwalnia sportowca od odpowiedzialności.