Żużel. Koronawirus. Wielka Brytania zmieniła strategię walki z COVID-19. Nicolai Klindt krytykuje Borisa Johnsona

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Nicolai Klindt
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Nicolai Klindt

Wielka Brytania w końcu zmieniła strategię walki z koronawirusem. Premier Boris Johnson wprowadził restrykcje podobne do tych, jakie mamy w Polsce. Zapowiedział też pomoc dla firm. Jego propozycje nie przypadły do gustu Nicolaiowi Klindtowi.

W tym artykule dowiesz się o:

Nicolai Klindt należy do grona sportowców, którzy nie przejmują się koronawirusem. Duńczyk od kilkunastu dni poświęca sporo uwagi COVID-19 w social mediach i nie rozumiał zawieszenia sezonu żużlowego w Polsce. Zwracał uwagę na to, że jego schorowana matka bardziej się martwi jego losem, bo nie ma jak zarabiać.

W ubiegły wtorek Klindt otrzymał kolejny cios, bo rozgrywki zawiesiła też brytyjska Premiership, a starty w barwach Ipswich Witches miały być dla 31-latka ostatnią deską ratunku i szansą na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy.

Brytyjczycy byli zmuszeni zawiesić ligę, bo później władze federacji zamknęły do odwołania wszystkie tory - dotyczy to nie tylko żużlowych, ale też tych asfaltowych czy motocrossowych.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Do tego Boris Johnson postanowił zmienić strategię walki z koronawirusem. Premier Wielkiej Brytanii prowadził inną politykę niż reszta Europy. Polegała ona na budowaniu tzw. odporności stadnej poprzez masowe "przechorowanie" nowego wirusa. Johnson liczył, że ludzie zostaną zakażeni, ale równocześnie organizmy większości z nich zaczną produkować przeciwciała zwalczające COVID-19. W ten sposób naród naturalnie miałby się uodpornić przed nową chorobą.

Gdy premier Wielkiej Brytanii zrozumiał, że ta strategia prowadzi donikąd, postanowił zamknąć szkoły, restauracje, puby czy siłownie. Zaproponował też szereg rekompensat dla tych, którzy stracą na ograniczeniu handlu czy usług.

Wielka Brytania będzie płacić 80 proc. wynagrodzenia tym, którzy z powodu zamknięcia firm, musieli pozostać w domach. Kwota ta nie może być jednak wyższa niż 2,5 tys. funtów. Wszystko po to, aby ludzie nie byli zwalniani i mieli za co przeżyć trudny okres. Na cały program Brytyjczycy mają wydać kilka miliardów funtów.

I w tym miejscu wracamy do Klindta. "Czy ja dobrze usłyszałem Borisa Johnsona? Jeśli jesteś samozatrudniony, dostaniesz 95 funtów na tydzień. Jeśli jesteś zatrudniony w jakiejś firmie, państwo da ci 80 proc. pensji" - napisał Duńczyk na Twitterze.

Zawodnik Arged Malesa TŻ Ostrovii na co dzień mieszka bowiem na Wyspach Brytyjskich i tam ma zarejestrowaną działalność. Biorąc pod uwagę, że wskutek koronawirusa stracił chwilowo swoje źródło zarobku, mógłby się ubiegać o pomoc państwa.

Tutaj rodzi się problem, bo Brytyjczycy dla osób, które prowadzą własną działalność gospodarczą, nie przewidzieli aż takich przywilejów i ulg. Pocieszeniem dla Klindta niech będzie, że gdyby działał w Polsce, to rząd Mateusza Morawieckiego zaproponowałby mu jedynie odroczenie w czasie płatności składek na ZUS.

Czytaj także:
Armando Castagna błaga i apeluje do Polaków
Woryna: Kilka dni w domu nas nie zabije

Źródło artykułu: