Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Miesiąc temu napisał mi pan, że żużla w tym roku nie będzie.
Robert Dowhan, senator RP, udziałowiec Falubazu Zielona Góra: Chodziło mi o to, że nie będzie takiego żużla, jaki znamy. Czyli z pełną widownią i całymi rodzinami bawiącymi się na trybunach. Nie myliłem się, bo choć 12 czerwca ma ruszyć liga, to sezon będzie specyficzny. Jednak w całej tej biedzie, przy obecności wirusa, lepsze takie rozwiązanie, niż żadne. Wolę sezon bez ludzi na stadionach niż zawieszenie rozgrywek na rok.
Co by oznaczało zawieszenie?
To byśmy się zwinęli, a już na pewno mocno podupadli z całą dyscypliną! Przez ten rok dużo firm i ludzi będących w żużlu poszłoby gdzie indziej albo najzwyczajniej wycofało się z finansowania. Po przerwie część zawodników by wróciła, ale nie wszyscy. Dlatego zgoda na 150-osobowe zgromadzenie, która pozwala nam jechać, byłaby najlepszą decyzją rządu.
PGE Ekstraliga pojedzie, a co dalej?
eWinner 1. Liga według mnie pojedzie, druga jest pod wielkim znakiem zapytania. Tam nie ma pieniędzy, więc może być kłopot.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Kryzys dotyka Michała Winiarskiego. "Dogadaliśmy się, że będziemy płacić 1/3 czynszu"
Ligi zagraniczne?
Myślę, że Szwecja sobie poradzi. W walce z koronawirusem w końcu nieźle wygląda, daje radę. Tam nie ma wielkich restrykcji, nie zamknięto szkół i restauracji, wszystko praktycznie działa, a jakiegoś dramatu na wykresach zakażeń nie ma. Dlatego o Szwecję się nie boję. Gorzej z Anglią, gdzie rządzący z premierem Borisem Johnsonem kozaczyli, a potem jego samego trzeba było do respiratora podłączyć. Problem Anglików polega na tym, że tam nigdy nie było wielkich pieniędzy, a prywatny właściciel nie otworzy stadionu, bo teraz koronawirusa traktują tam bardzo poważnie. Innych lig nie wspominam, bo nie bardzo się liczą.
A jak pan myśli, dlaczego Szwedzi radzą sobie bez większych restrykcji?
Tam społeczeństwo jest zdyscyplinowane. Tam niczego nie zakazali, lecz o to poprosili i wystarczyło. Rząd powiedział, że lepiej siedzieć w domu, nie chodzić do restauracji, to Szwedzi tego nie robią. Nasze zakazy są u nich zaleceniami, ale to społeczeństwo jest dojrzałe. U nas jest z tym różnie, choć ja to nawet zagadkowy dla mnie zakaz wchodzenia do lasu respektowałem.
U nas tych zagadkowych zakazów jest więcej. Można do kościoła, ale do fryzjera już nie.
Wyłomy robimy. Tym pozwolimy, bo tak wypada, ale w ten sposób zaczynamy segregować społeczeństwo na grupy. Dajmy szansę wszystkim. Fryzjerom, ale też restauratorom, bo można stoliki ustawić w większej odległości i będzie bezpiecznie.
Poseł Andrzej Sośnierz mówi, że powinniśmy być w walce z wirusem bardziej ofensywni, że powinniśmy walczyć, a nie chować się w domach.
Miesiąc czy dwa siedzenia w domu nie przewróci nas do góry nogami, choć skutki i tak będą widoczne. Ekonomiczne. Problem polega na tym, że choć rząd mówił, że jest przygotowany, to nie był. Teraz mamy już jednak na tyle testów, że faktycznie moglibyśmy zmienić strategię. W tym miejscu muszę wspomnieć o tym, że Sejm głosami rządzących odrzucił poprawkę Senatu, by robić testy medykom. To by pomogło, bo dziś szpitale są największym siedliskiem koronawirusa. Przy masowych testach można by tego uniknąć.
Może jednak nie mamy ich na tyle dużo, by to zrobić?
Nie wiem. Jak dla mnie to mogliśmy się lepiej przygotować na koronawirusa. Tylu mądrych ludzi mamy, pewne rzeczy można było przewidzieć. Tymczasem wydaliśmy miliardy na drogie samoloty bojowe, które na dokładkę trzeba serwisować, oblatywać, a to też koszty. Zbroimy się, a tymczasem nieprzyjaciel się wdarł i zabija ludzi. Pozamykał nas w domach. Szkoda, że pieniędzy nie wydaliśmy na środki dla szpitali, na respiratory.
Rząd mówi, że szpitale mają wszystkiego pod dostatkiem.
Ja mam wielu znajomych lekarzy, mam kontakty ze szpitalami, wreszcie w Senacie mamy medyków. Oni mówią, jak jest naprawdę i zapewniam, że nie jest tak różowo, jak podaje telewizja publiczna. Mam tylko nadzieję, że społeczeństwo nie wierzy w obraz, który ta stacja przedstawia.
W wyborach prezydenckich weźmie pan udział?
Dla mnie wybory są nieporozumieniem. Zostawiam na boku, kto na kogo miałby głosować. Dla mnie sam fakt i włączenie Poczty Polskiej w to wszystko jest postawieniem wszystkiego na głowie. Zwłaszcza że jedynym tematem, który powinniśmy wałkować, to jak zapewnić bezpieczeństwo Polakom. Chodzi o zdrowie i gospodarkę. Na tym trzeba się skupić, a wybory zrobić wtedy, jak sytuacja będzie opanowana. Nie wiem, dlaczego nasz rząd tak prze do wyborów. To nie interesuje Polaków, którzy zastanawiają się, czy będą mieli co do garnka włożyć. Może problemy zwykłych ludzi nie interesują rządzących?
A jak pan sobie radzi w czasach koronawirusa w biznesie? Tomasz Karolak przezwał pana kiedyś najbogatszym senatorem.
Zostawmy Tomka Karolaka. Niech nie patrzy, kto, co i ile ma, tylko dotrzyma umowy i w końcu się rozliczy, bo z tego, co widać, to biedy nie klepie. Na początku marca, kiedy rozpętała się burza z koronawirusem, dostałem SMS z uprzejmym przypomnieniem, że tego a tego dnia upływa termin spłaty raty leasingu. Premier mówił, że raty będą przesunięte o trzy miesiące, a ja dostałem przypomnienie, żebym nie zapomniał zapłacić. Dziwne. Bardziej mnie jednak zbulwersowało zachowanie innego banku, który mnie obsługiwał. Na bieżąco spłacałem kredyt, a tymczasem poprosili mnie, bym w trybie pilnym spłacił to, co mi zostało, chociaż kredyt był ważny do września. Życie...
Z tarczy pan skorzystał?
Ani z jednej, ani z drugiej. I w połączeniu z sytuacją z banku, który ponagla, zamiast dać prolongatę, mam różne myśli w głowie. Jak to jest, że, my przedsiębiorcy, płacimy regularnie wszystkie podatki, a jak są problemy, to z niczego nie możemy skorzystać. Ja od państwa nie dostałem ani złotówki.
A te tarcze rządowe są coś warte?
Dla małych firm, jak urządza je to, że przez trzy miesiące nie zapłacą ZUS-u, to tak. Jak to taką firmę uratuje, to ok. Gorzej, gdy ktoś ma większą firmę, a na dokładkę ma punkty sprzedaży w zamkniętych galeriach. Taki np. właściciel CCC zatrudnia kilka, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Państwo zamyka mu sklepy, żadna tarcza nie daje mu pomocy. Myślę, że każdy sam może sobie odpowiedzieć na pytanie, ile warta jest tarcza.
A to jest fair, że komuś zamyka się biznes na długie tygodnie, nie dając nic w zamian?
Można to zrozumieć o tyle, że nie jest to celowe działanie. Nie można mieć tego za złe. Jednak nasi sąsiedzi postępują inaczej. Mój kolega w Niemczech, który ma restauracje, dostał kasę, nie płaci czynszu, a 75 procent wydatków związanych z pracownikami pokrywa mu państwo. To jest pomoc. U nas duże firmy, restauracje mieszczące się w sieciówkach, nie dostały takiej. Zamknięto je z dnia na dzień z problemami i zapasami jedzenia z określonym terminem przydatności.
Pan musiał kogoś zwalniać?
Nie. Ani ja, ani brat, bo razem prowadzimy działalności. Teraz robimy jedną piątą tego, co zawsze. Część pracowników na urlopach, reszta wykonuje drobne prace. Szukamy im zajęcia, żeby jakoś spożytkować trudny czas.
A kiedy gospodarka wróci u nas na normalne tory, bo mam wrażenie, że długo już nie da się tego utrzymać w tym stanie?
Wróci przed wyborami. Wtedy okaże się, że można wszystko. Może, tak myślę, to będzie ta magiczna data. Bez względu na wszystko, ja bym sobie tego życzył. Można siedzieć w zamknięciu dwa, trzy, może cztery miesiące, ale nie można w nieskończoność. Są duże koszty stałe. Poza wszystkim izolacja jest dobra na krótką metę.
No właśnie, niektórzy mówią, że wirus będzie z nami 2 lata, albo na zawsze.
Dlatego prędzej czy później każdy z nas otrze się o wirusa, spotka się z nim. Nie ma co liczyć na to, że będzie inaczej. Chyba że się zabetonuje, ale to mogą zrobić tylko nieliczni. Ci ze słabą odpornością i w starszym wieku. Pozostali nie mogą wiecznie uciekać.
Pan jest gotowy na spotkanie z wirusem, które przecież może się różne skończyć?
No tak. Zresztą część z nas już chorowała i nawet o tym nie wiemy. U większości organizm potrafi zwalczyć koronawirusa. Czytałem wywiad z panią rzeczniczką Orła, która dwa, trzy dni cierpiała mimo młodego wieku. Jednak te przypadki są różne, trzeba zaryzykować i wyjść naprzeciw, ale z głową i ostrożnością.
Tak pan mówi, jakby się tego nie bał.
Boję się, ale ten stan trwa, odkąd pojawił się wirus. Nie wykluczyłem się z życia. Jestem w nim, zachowując środki ostrożności. Nie uciekam jednak przed ludźmi. Inna sprawa, że to moje spotkania ze znajomymi dziwnie wyglądają. Kiedyś przybijaliśmy piątki, teraz uderzamy się łokciem, a tak naprawdę rozmawiamy przez telefony. Niemniej, choć z niektórymi zakazami się nie zgadzam, uważam, że respektować je trzeba, bo pomagamy w ten sposób lekarzom.
No tak, bo przecież po wprowadzeniu pierwszych rządowych restrykcji wiele mówiło się o tym, że to po to, żeby służba zdrowia wytrzymała.
Na pewno większa eskalacja zrobiłaby duży problem. Szpitale już teraz częściowo są zamykane, bo wirus tam jest, ale z drugiej strony ludzie pracujący w służbie zdrowia pokazują, jak mocno byli niedoceniani. Są na pierwszej linii frontu i dzielnie walczą, choć nie są należycie zabezpieczeni. Czapki z głów przed nimi. A wracając do restrykcji, to rzeczywiście wpłynęły one na to, że nie doszło do sytuacji, jaką mieliśmy we Włoszech, gdzie lekarze mieli problem, czy leczyć tego, co ma 30 lat, czy tego, co ma 75. A największą porażką tej epidemii jest to, że trzeba było wybierać. W Polsce na szczęście nie. Udało się dzięki zakazom. No, ale szpitala nie zbudowalibyśmy w tydzień jak Chińczycy.
A co z pana Falubazem?
Nie mam informacji. Mam mniejszościowe udziały, ale odsunąłem się na bok. 30 kwietnia ma być walne zebranie właścicieli, wtedy będę mądrzejszy. Żeby jednak było jasne, to nie mam z moją rolą w Falubazie problemu. Mam spokojną głowę i wolne weekendy. Nie muszę się patrzeć na pogodę i denerwować, czy pozwoli dziś pojechać. Nie muszę oglądać Grand Prix, martwiąc się, że ktoś może złapać kontuzję. Kiedyś ciężko było mi się rozstać z klubem, ale rozluźnienie więzów wyszło mi na dobre.
Czytaj także:
Prezes PGE Ekstraligi: nie ma daty startu ligi. Wpierw trzeba dogadać z zawodnikami temat obniżki kontraktów
PGE Ekstraliga szykuje się do jazdy, ale są tacy, co płaczą