Bez Hamulców 2.0 to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.
***
Kiedy nie wiedzieliśmy, co będzie w tym roku z żużlem, to nerwowo przygryzaliśmy paznokcie. Bo jak tu żyć bez ukochanej dyscypliny. Niektórzy marzyli o niej nawet z poziomu kanapy, myśląc sobie: nie będę oddychał żużlem, nie poczuję tego charakterystycznego zapachu palonego oleju rycynowego, ale przynajmniej zamienię odgrzewane kotlety (powtórki spotkań) na nowe wrażenia i emocje. Jednak teraz, gdy sezon 2020 jest na wyciągniecie ręki, słyszę pomruki niezadowolenia i marudzenie.
Środowisko zawodnicze pyta, jak tu jechać, kiedy obcinają kasę tylko mnie? Dlaczego tylko ja mam płacić za to, żeby ruszyła liga? Dlaczego ja mam się poświęcać, żeby prezesi Ekstraligi mogli pokwitować całość wynagrodzenia i odebrać dywidendy? Wreszcie, dlaczego mam radzić sobie z jednym mechanikiem, skoro dotąd miałem trzech. A hotel na daleki wyjazd mogę wziąć czy też mam spać w busie. I w ogóle, jak to ma wyglądać? Naprawdę mam w przerwach między biegami nosić maseczkę?
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Oczywiście nie można tych wszystkich żali skwitować stwierdzeniem: jak się nie podoba, to zawsze można iść do innej pracy. Rozumiem, że obcięcie kontraktów nawet o 50 procent może być niezwykle bolesne, może rodzić setki pytań i wątpliwości. Fakty są jednak takie, że trzeba się przystosować do tej nowej rzeczywistości i próbować jakoś się z nią zmierzyć, jakoś żyć. Skoro nie da się z klubów wyciągnąć miliona i więcej złotych, to trzeba się nauczyć funkcjonować za mniej. Przyciąć teamy, ograniczyć zakupy, w ogóle wydawać mniej. Obecny stan nie potrwa wiecznie.
Poza tym naprawdę martwić to muszą się ci, którzy z powodu wirusa stracili pracę. Jeśli prezes PGE Ekstraligi mówi, że po obniżkach najlepsi mogą zarobić nawet 700 tysięcy, to nie ma dramatu. Zawsze lepsze to niż nic. Zwłaszcza kiedy alternatywą jest sezon bez grosza. A już konieczność noszenia maseczki, czy radzenia sobie z jednym mechanikiem u boku, to najmniejszy problem.
Dawniej, wiele lat temu, zawodnicy radzili sobie z jednym mechanikiem i nie płakali. Pewnie, że żużel się od tamtego czasu zmienił, że teraz wszystko trzeba robić dwa, trzy razy szybciej i dobrze jest mieć sprawdzonego majstra u boku. Jeśli jednak będzie 8 mechaników na zespół, to da się jakoś te braki załatać. Naprawdę trzeba zrobić wszystko, żeby przystosować się do rygorów sanitarnych, które pozwolą nam odjechać ten sezon. Można sobie w zaciszu pomarudzić, ale trzeba zacisnąć zęby i jechać.
Trzeba jechać, a nie wypinać się na innych i mówić, mam oszczędności, poczekam i wrócę, jak będzie lepiej. Nie tak powinna wyglądać dobra i solidarna postawa. Zresztą im więcej będzie łamistrajków, tym gorzej dla żużla. Tym gorzej dla jego przyszłości. Prawda jest taka, że jeśli teraz damy możliwie najlepszy produkt, to wychodzenie z kryzysu po koronawirusie zajmie nam mniej czasu.
Miałem kilka dni temu zamiar, by napisać w tym miejscu duże story o prezesie Fogo Unii Leszno Piotrze Rusieckim. Ostatecznie, po przemyśleniu, temat na felieton zamieniam na trzy akapity. Więcej nie ma sensu. W końcu prezes, który zaprasza mnie na solo, używając do tego twitterowego konta swojego psa, nie zasługuje na specjalne względy.
Osobną sprawą jest opowieść o zbudowaniu żużlowego toru w 3 dni. Dotąd nie rozumiem, po co prezes wysłał mi filmiki i zdjęcia z istniejącego od lat toru, przekonując, że to jego dzieło. No ok, chciał mnie wkręcić i jeśli weźmiemy pod uwagę, że tekst się ukazał, to trzeba przyjąć, że mu wyszło. Problem w tym, że publikacja została zbudowana na wypowiedziach prezesa, który wprowadzając w błąd nas, zrobił też w konia naszych czytelników.
Każdy z nas myśli sobie, że prezes to raczej poważny człowiek, więc skoro mówi, że coś zrobił, to tak jest. Okazuje się jednak, że w przypadku pana Rusieckiego to tak nie działa. A pana uwagę: może czas zacząć się szanować, pominę milczeniem. Niech pan najpierw zacznie szanować samego siebie (twitterowa zabawa na dwa konta o tym nie świadczy), potem możemy porozmawiać.
Czytaj także:
Plech: ryzykuję życiem, żeby zadbać o zdrowie
Dyrektor Grand Prix przerażony liczbą zgonów