Karol Ząbik (KM Lazur Ostrów): Tor pod żadnym względem nie nadawał się do jazdy. Nie będę ukrywał, jazda na takim torze, to samobójstwo. Jeżeli zawody miały dojść do skutku, to na takim torze byłoby zero ścigania, zero widowiska, a przede wszystkim dochodziłoby do wielu groźnych sytuacji na torze. Na pewno wypadków byłoby dużo. Nikt się nie liczy z naszym zdaniem. Przecież to zawodnicy ryzykują życie i zdrowie. Na tych zawodach świat się nie kończy. W moim wypadku ewentualna kontuzja przekreśliłaby start w finale IMP w Toruniu, najważniejszej dla mnie imprezy w tym sezonie.
Krzysztof Jabłoński (Start Gniezno): Dziwię się, że osoba, która nigdy nie siedziała na motocyklu, wie lepiej od nas czy tor się nadaje do jazdy czy nie. Miejscowi działacze zarzucili zawodnikom, że nie szanujemy kibiców, którzy przyszli na mecz. Pieniądze za bilety można oddać. Zdrowia czy złamanego kręgosłupa żużlowcowi nikt już nie zwróci. Konsekwencja kary dla zawodnika od trzech do dziesięciu tysięcy złotych? Co to jest w przypadku, gdy zostaje się inwalidą do końca życia? Ja mogę być zawieszony do końca roku, ale będę walczył wraz z kolegami, aż zostaniemy uniewinnieni. Musi się coś zmienić w polskim regulaminie. Jeżeli szesnastu zawodników mówi, że tor nie nadaje się do bezpiecznego ścigania, to trzeba to uszanować, a nie jeden człowiek, który nigdy nie ścigał się na żużlu, podejmuje decyzję wbrew naszemu zdaniu.
Patryk Pawlaszczyk (KM Lazur Ostrów): Takiej decyzji w polskim żużlu chyba jeszcze nigdy nie było. Jesteśmy bardzo tym zaskoczeni. A przecież wcale nie musiało dochodzić do tak drastycznych kroków. Mecz mógł dojść do skutku w innym terminie, bo była taka propozycja. Sędzia nie chciał się zgodzić. To jest najdziwniejsze w tym wszystkim. Zawodnicy obu ekip deklarowali, że należy te zawody przełożyć. Sędzia jednak uznał, że tor nadaje się do jazdy. Stwierdził to, nigdy nie jeżdżąc na motocyklu żużlowym i nie wiedząc, jak to jest, kiedy startuje się na tak trudnym torze. Na pewno nie była to dobra decyzja sędziego. Przecież tacy zawodnicy jak Chris Harris czy Daniel King, którzy jeżdżą w Anglii na różnych nawierzchniach, również stwierdzili, że ten tor nie nadaje się do jazdy. Jeżeli tak doświadczeni żużlowcy mówią, że nawierzchnia była niebezpieczna, to co my mamy powiedzieć, jako juniorzy czy krajowi mniej doświadczeni zawodnicy? Obie drużyny postąpiły tak samo. Gdyby nie decyzja sędziego, mecz mogliśmy odjechać w sportowej walce w innym terminie. A tak, mamy prawdziwe "żużlowe jaja", bo jak inaczej nazwać decyzję arbitra? Nie pierwszy raz zresztą sędzia Wojaczek chciał być głównym bohaterem. Nie rozumiem, dlaczego jest to sędzia międzynarodowy, skoro podejmuje takie decyzje.
Adrian Gomólski (KM Lazur Ostrów): Tor był zbronowany. W sobotę nad Ostrowem przeszły ogromne opady deszczu. Tor został "napity" wodą po tych opadach. Trener Janusz Stachyra i ludzie z obsługi starali się jak mogli, by doprowadzić go do stanu używalności. Tor był jednak bardzo, ale to bardzo przyczepny i wszystkim żużlowcom sprawiałby problemy. Nie byłby to normalny żużel tylko parodia żużla. Nie mogę zrozumieć decyzji sędziego o obustronnym walkowerze. Ten arbiter nie raz już udowadniał, że podejmuje kontrowersyjne decyzje, chociażby w Grand Prix. Tor nie był zbyt bezpieczny. Moglibyśmy spróbować wyjechać na tor pojedynczo. Zobaczylibyśmy wówczas jak to by wyglądało. Nie zapominajmy, że w wyścigu rywalizuje czwórka żużlowców. Mogłoby się to skończyć naprawdę tragedią. Natomiast taka, a nie inna decyzja sędziego, może odbić się niekorzystnie zarówno dla klubów z Gniezna jak i Ostrowa oraz nas samych zawodników. Będą pewnie kary, zawieszenia. Nie wiem nawet dokładnie, co nam grozi. To jest jednak jakiś absurd. Cały czas boli mnie to najbardziej, że my zawodnicy, którzy jesteśmy głównymi aktorami tego widowiska, nie mamy - tak naprawdę - nic do powiedzenia. Przychodzi gość, który w życiu nie siedział na motocyklu żużlowym i nakazuje nam jazdę wbrew zdrowemu rozsądkowi. Sędzia powiedział, że tor w 90 procentach jest gotowy do jazdy, a myślę, że wcale tak nie było. Może na pierwszy rzut oka tak źle on nie wyglądał. Każdy kto jednak po nich chodził widział, że była to "plastelina". Na tym meczu nie kończył się przecież sezon, a już nie wspomnę o naszych karierach sportowych.
Leon Kujawski (trener Startu Gniezno): Trudno pojąć decyzję sędziego. Jeżeli zawodnicy z Ostrowa, solidarnie z żużlowcami Startu Gniezno powiedzieli, że na tym torze nie da się jechać, to kto tutaj ma rację? Szesnastu profesjonalnych żużlowców czy jeden sędzia? Byliśmy przygotowani na tor przyczepny i dziurawy. Trenowaliśmy na takiej nawierzchni. W żaden sposób, to co zastaliśmy w Ostrowie nas nie zaskoczyło. Nie tylko moi podopieczni uznali, że tor jest niebezpieczny. Przecież w obu drużynach byli tutaj doświadczeni zawodnicy, którzy jeżdżą na różnych torach w Anglii czy Szwecji i oni również uznawali, że nie ma sensu jechać na takim torze. Na pewno będziemy odwoływali się od tej decyzji sędziego. Myślę, że o wszystkim rozstrzygnie Główna Komisja Sportu Żużlowego. Zawieszenie żużlowców oznaczać będzie, że zostaną oni bez możliwości zarabiania na chleb. Nie możemy dopuścić do tego.
Zenon Michaś (prezes Klubu Motorowego Lazur Ostrów): Łatwo jest coś zniszczyć. Buduje się znacznie trudniej. W życiu wiele rzeczy budowałem i wiem, jakiego wysiłku to wymaga. W niedzielę mieliśmy idealny przykład, jak bardzo łatwo jest bowiem jedną decyzją zburzyć lata pracy.
Janusz Stefański (dyrektor Klubu Motorowego Lazur Ostrów): To, co stało się w niedzielę nie mieści mi się w głowie. Zawodnicy pomimo usilnych próśb z naszej strony, odmówili wyjazdu na tor. Jak w takiej sytuacji działacze i całe środowisko żużlowe w Ostrowie ma być zdeterminowane i walczyć o przetrwanie żużla, skoro zawodnicy sami podejmują takie, a nie inne decyzje?