Chcemy dofinansować przyjazd leszczyńskich kibiców - rozmowa z Robertem Dowhanem

Zdjęcie okładkowe artykułu: Na zdjęciu: Robert Dowhan
Na zdjęciu: Robert Dowhan
zdjęcie autora artykułu

Prezes Falubazu Zielona Góra rozmawiał z portalem SportoweFakty.pl na temat kontrowersji związanych z odwołaniem niedzielnego meczu ligowego. Robert Dowhan odniósł się także do zarzutów stawianych klubowi przez kibiców obydwu drużyn.

Jan Gacek: Przed wejściem na stadion leszczyńscy kibice musieli zaprezentować ochronie swoje sektorówki. Twierdzą, że to doszło do tego z pańskiego polecenia...

Robert Dowhan: To nieprawda. Czy prezes Unii Leszno zajmuje się takimi sprawami? Od tego jest ochrona, policja i odpowiednie ustawy. Sektorówki są sprawdzane na wszystkich stadionach przed meczem. Dziwię się, że mnie pan o to pyta… Ja nie wydaję takich zaleceń, one wynikają z przepisów prawa. Nie popadajmy w absurd. Nie będę się przecież zajmował kontrolowaniem osób wchodzących na stadion. To nie moja rola. Myślę, że kontrola flag czy sektorówek ma na celu sprawdzenie czy nie znajdują się w nich jakieś niebezpieczne przedmioty. Wątpię czy chodzi tu o cenzurowanie haseł, które kibice wypisują. Myślę, że fani żużla nie napisaliby niczego głupiego na transparentach, bo sami by się ośmieszyli. O całej sytuacji związanej z kontrolą sektorówek leszczyńskich kibiców dowiaduję się od pana. Nie sądzę, żeby ktokolwiek powinien czuć się urażony tym, że służby porządkowe wykonywały swoje obowiązki.

W swoim liście napisał pan, że prezes Dworakowski nie wyraził zgody na odjechanie tego meczu w środę 29 lipca. Jak to uzasadnił?

- Nie wiem. Środa byłaby na pewno bardziej dogodna dla wszystkich. Moją intencją było znalezienie takiego terminu, który pasowałby obu drużynom. Zależy mi na tym, żeby zespoły przystąpiły do rywalizacji w swoich najmocniejszych składach.

W pańskim liście jest wiele odwołań do przyjacielskich relacji z działaczami Unii Leszno. Z drugiej strony poucza pan i ironizuje. Mam wrażenie, że forma wypowiedzi nie do końca koresponduje z treścią...

- Nie ma najmniejszych podstaw, żeby tak twierdzić. Chciałbym zapewnić, że z naszej strony była chęć rozegrania tego spotkania w niedzielę po Drużynowym Pucharze Świata i robiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby mecz mógł dojść do skutku. Nie miałem wpływu na stan toru, nie mogłem również odwołać spotkania bo taka decyzja należała do sędziego. Pragnę zapewnić, że nasze relacje z prezesem Dworakowskim są przyjacielskie. Pisząc list chciałem uciąć spekulacje i wyjaśnić jak wyglądała sytuacja. To było szczególnie ważne wobec tego, że nie miałem okazji wypowiedzieć się na ten temat w niedzielę w mediach. Proszę więc nie doszukiwać się w liście ironii.

Odnoszę inne wrażenie. Zwłaszcza kiedy czytam punkt nr. 7. Cytuję: "Bez komentarza pozostawiam wypowiedzi trenera Czesława Czernickiego. A ponadto proponuję, Drogi Czesławie, dokładne przeczytanie Regulaminu Sportu Żużlowego i jego respektowanie." Myślę, że mimo deklarowanej chęci nie komentowania słów pana Czernickiego ustosunkował się pan do nich aż nadto jednoznacznie...

- Kiedy słyszałem jego wypowiedzi o tym, że nie dopuści do meczu, bo zawodnicy są zmęczeni i będzie prosił o walkowera odniosłem wrażenie, że Czesław Czernicki nie do końca zna obowiązujące regulaminy. Przecież nie napisałem niczego złego. Sugeruję wszystkim kierować się regulaminem. Znam Czesława prywatnie i na pewno w żaden sposób nie skrzywdziłem go tą wypowiedzią. Mam wielki szacunek także do Józefa Dworakowskiego, który wykonał w Lesznie jako prezes fantastyczną pracę.

Nie sadzi pan, że tę nieprzyjemna sprawę można było załatwić bez pośrednictwa mediów?

- Może ma pan racje... Przez kilka dni bombardowano nas jednak opiniami wedle, których zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie. Chciałem w ten sposób wyjaśnić, że niepotrzebnie przypisywana jest nam wina za rzeczy, które nie zależą od nas i na które nie mamy wpływu.

Wielu kibiców ma żal o to, że można było szybciej ogłosić odwołanie spotkania...

- Naprawdę zależało nam na odjechaniu tych zawodów. Nie chcieliśmy jednak robić niczego na siłę i kosztem zdrowia zawodników. Pojawiają się zarzuty, że wpuszczaliśmy kibiców na stadion wiedząc, że zawody będą odwołane. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy przecież jaki będzie scenariusz. Liczyliśmy na to, że uda nam się doprowadzić tor do odpowiedniego stanu. Nie mogliśmy też pozwolić na to, żeby kilkanaście tysięcy osób czekało pod stadionem i dlatego postawiliśmy ich wpuścić na nasz obiekt. Zadecydowały o tym względy bezpieczeństwa. To nie jest tak, że nie szanujemy kibiców. Szczególnym szacunkiem darzymy fanów czarnego sportu z Leszna, którzy podobnie jak nasi tworzą wspaniałe widowiska na trybunach. Doszły do mnie wieści, że spora grupa leszczyńskich kibiców to uczniowie, których nie będzie stać na to, żeby ponownie przyjechać do Zielonej Góry. Planujemy dofinansować jeden lub dwa autokary dla nich, żeby mogli razem z nami cieszyć się wspaniałym widowiskiem w piątek. Mam nadzieję, że na tym meczu pojawią się zarówno Leigh Adams jak i Fredrik Lindgren. Obaj mają inne imprezy w planie, ale wierzę w to, że drużyny pojawią się w optymalnych składach.

Myślę, że trudno stawiać znak równości pomiędzy Lindgrenem a Adamsem. Osłabienie Unii byłoby zdecydowanie dotkliwsze.

- Trudno mi to skomentować. Lindgren zdobywa na pewno mniej punktów, ale przecież pojedzie u siebie. W tym sezonie zdarzały mu się mecze w których zbliżał się do kompletów. Nie sposób więc w tym momencie wszystkiego przewidzieć i skalkulować. Historia oczywiście przemawia za Leigh Adamsem, ale każdy mecz rządzi się swoimi prawami. Liczę na to, że działacze z Leszna zrobią wszystko co w ich mocy, żeby zespół przyjechał w optymalnym składzie.

Wiele wskazuje na to, że piątkowy mecz Falubazu z Unią nie będzie ostatnim starciem tych zespołów w bieżącym sezonie. Myśli pan, że te zespoły trafią na siebie w finale lub półfinale rundy play - off?

- Wszyscy mówią, że spotkamy się w finale. Brałbym w ciemno takie rozwiązanie. Nie należy jednak nikomu wieszać medali na szyi przed rozegraniem spotkań. Ten sport jest nieprzewidywalny. Teoretycznie można obliczyć ze średnich spodziewaną zdobycz punktową poszczególnych zawodników. Gdyby takie kalkulacje miały się sprawdzać to zarówno Unia Leszno jak i Falubaz Zielona Góra nie powinny przegrać żadnego meczu… Tutaj naprawdę niczego nie można przewidzieć. Zwróćmy choćby uwagę na postawę Tomasza Golloba w finale DPŚ... Jeździł słabo, po czym zdołał w decydującym momencie pokonać Leigh Adamsa. Mimo, iż ten zawodnik reprezentuje Gorzów miałem łzy w oczach ze wzruszenia i ze szczęścia.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)