"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Gdzie zaczyna się żużel, tam kończy się logika. Za nami dopiero dwie kolejki, a już można zgłupieć. Takie wnioski płyną po poniedziałkowej demolce RM Solar Falubazu na swoim torze. Eltrox Włókniarz Częstochowa obnażył wszystkie słabości podopiecznych Piotra Żyto. Z drobnymi, pojedynczymi wyskokami to zielonogórzanie wyglądali, jakby jeździli na wyjeździe.
Na razie zachowałabym jeszcze wstrzemięźliwość i nie wydawała odważnych wyroków z podziałem PGE Ekstraligi na dwie prędkość. To nie ten moment. Zastanawiają mnie natomiast potworne odchyły w wynikach. I nie ma znaczenia, czy zespół wygrywa na obcej arenie, czy triumfuje w domu.
ZOBACZ WIDEO W Polsce trudno zostać żużlowcem. Za granicą na motocykl może wsiąść człowiek z ulicy
Widać gołym okiem, że wielu zawodników uznanej klasy najzwyczajniej w świecie przeżywa katusze. Pierwszy przykład z brzegu - mistrz świata Bartosz Zmarzlik. Zawodnik podkreśla, że jest zadowolony z pracy silników, ale brakuje mu luzu. Efekt? Moje Bermudy Stal Gorzów ciągle czekają na pierwsze zwycięstwo. Na razie to chyba trochę dobra mina do złej gry, choć swoje punkty jednak robi.
Słychać opinie, że pogrom w grodzie Bachusa wytrącił nam odrobinę argument o braku sparingów i treningów na innych nawierzchniach. Nie do końca się z tą tezą zgodzę. Drużyny kisiły się we własnym sosie i nie miały żadnego wartościowego porównania na tle przeciwnika. Praktycznie z marszu przystąpiły do ligi.
Konfrontacje pokazują, w którym miejscu naprawdę się znajdujemy. Być może zawodnikom Falubazu wyszło, że kręcą świetne czasy i mają doskonale dostrojone silniki. Tymczasem życie pokazało, że jest zupełnie na odwrót.
Marek Cieślak, który prowadził kiedyś Falubaz i zna tamtejszy obiekt jak własną kieszeń ograł menedżera gospodarzy po piłkarsku plus - minus 6:0. I to na jego boisku. Zawodnicy i sztab szkoleniowy Zielonej Góry, po euforii inauguracyjnego zwycięstwa ekspresowo spadli z nieba na ziemię obijając sobie cztery litery.
Zadziwiającą bezsilnością razili lokalni matadorzy Piotr Protasiewicz i Patryk Dudek. A kto ma znać lepiej tor przy W69, jak nie oni dwaj? Z Piotrka wylewała się frustracja, przeżywał męki i w paru momentach zachował się jak nowicjusz.
Woził juniorów po bandzie, miotał się, był wolny, niedopasowany do warunków. Nie potrafił wydusić mocy z motocykli i tym w głównej mierze tłumaczę jego zachowanie. Dużo było przeszkadzania i nieskoordynowanych ruchów.
Tak bywa, gdy coś się nie układa, nie idzie po naszej myśli. Falubaz od razu dostawał potwornego łupnia, wynik na starcie zawodów zaczął niebezpiecznie odjeżdżać, stąd nerwowe reakcje. Proszę mi wierzyć, że inaczej się goni, a inaczej kontroluje wynik z przodu.
CZYTAJ TAKŻE: Martin Vaculik: To nie czas na frustrację
CZYTAJ TAKŻE: Prezes Grzyb już wie, kto będzie w play-off