Były żużlowiec z Holandii: Sport dopiero powoli budzi się do życia. Żużla nie będzie zbyt wiele [WYWIAD]

- Byłoby lepiej, gdybyśmy postąpili tak jak Polska lub Czechy i zdecydowali się na pełny lockdown oraz zamknięcie granic. Holandia to jednak taki kraj, w którym wszystko bierze się na spokojnie – mówi Jesper Veldhuizen dziennikarz żużlowy z Holandii.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Jesper Veldhuizen Materiały prasowe / Prywatne archiwum Jespera Veldhuizena / Na zdjęciu: Jesper Veldhuizen
Jesper Veldhuizen to były żużlowiec, który ścigał się zarówno na klasycznych, jak i trawiastych torach. Karierę zakończył jako 21 - latek w 2011 roku. Obecnie pracuje jako fotograf i dziennikarz. Podróżuje po całej Europie, aby relacjonować najbardziej prestiżowe wydarzenia. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o trudnym życiu dziennikarza sportowego w czasach pandemii i holenderskiej strategii walki z koronawirusem, która od początku była zdecydowanie bardziej liberalna niż w innych europejskich krajach.

W niespełna 18-milionowej Holandii na COVID-19 zachorowało do tej pory 72 tysiące osób (w Polsce ponad 69 tys.). Zmarło ponad sześć tysięcy - trzykrotnie więcej niż w ponad dwukrotnie ludniejszej Polsce. Od początku sierpnia odnotowuje się tam 500-700 nowych przypadków dziennie.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Czy dziennikarz i fotoreporter żużlowy w Holandii ma obecnie coś do roboty?

Jesper Veldhuizen: Nie za bardzo. Dzieje się niewiele, bo tak naprawdę większość wydarzeń żużlowych została odwołana. Dotyczy to zarówno rywalizacji na torach regularnych, jak i trawiastych. Do końca roku odbędzie się w sumie tylko jedna impreza - w Veenoord, która będzie jednocześnie oficjalnymi mistrzostwami Holandii. Niestety, najprawdopodobniej bez udziału kibiców. Poza tym są jeszcze plany zorganizowania w Roden FIM Long Track Challenge z udziałem 250 widzów. Do tego dochodzą imprezy na trawie, ale w tym przypadku mówimy tylko o motocrossie.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga. Patryk Dudek zmierzył się z quizem!

Ten problem dotyczy chyba jednak nie tylko żużla, ale całego sportu w Holandii.

To fakt. Jest bardzo kiepsko. Wszystko zostało odłożone w czasie. Niektóre dyscypliny są właśnie odmrażane na poziomie lokalnym, ale w zdecydowanej większości bez udziału kibiców. Rząd holenderski przeważnie pozwala na 250 kibiców bez miejsc siedzących. Nieco lepiej jest na stadionach. Tam fanów może być więcej, ale wszyscy muszą mieć stałe miejsca do siedzenia. Poza tym za każdym razem należy to szeroko omówić z władzami swojego miasta. To wszystko powoduje, że w najbliższych tygodniach w Holandii nie będzie za wielu wydarzeń sportowych.

A gdzie pan obecnie mieszka i jak wygląda tam sytuacja?

Mieszkam w Assen, czyli na północy Holandii. To miasto, w którym znajduje się słynny tor TT Circuit Assen, na którym odbywają się zawody MotoGP. Jeśli chodzi o ten region kraju, to koronawirus nie jest obecnie wielkim problemem ani powodem do ogłaszania alarmu. W tej okolicy nie ma zbyt wielu przypadków, więc wszyscy podchodzą do tematu spokojnie. Osobiście nie znam ani jednej osoby, która została zarażona. W kraju nie ma zresztą strachu ani paniki. Mam wrażenie, że ludzie są już zmęczeni i czekają na powrót do normalności.

Pan mieszka na północy, gdzie jest spokojnie, ale na południu chyba tak kolorowo już nie jest.

Tak, na południu jest zupełnie inaczej. Oni mają zdecydowanie większe problemy, bo pojawia się dużo nowych przypadków. To dzieje się w największych holenderskich miastach takich jak Amsterdam czy Rotterdam. Można powiedzieć, na północy mamy spokój. Większość ludzi wraca obecnie do pracy i stara się żyć normalnie. Oczywiście, rząd zaleca, żeby robić to z domu. U mnie nie ma z tym problemu, bo pracuję obecnie jako informatyk.

A jakie są obecnie obostrzenia w Holandii?

Jeśli chodzi o obostrzenia, to najważniejsze jest zachowanie 1,5 metra dystansu społecznego. W Holandii noszenie masek nie jest obowiązkowe. Nigdy zresztą nie było. Mamy trzymać się od siebie jak najdalej i jak najczęściej myć ręce. To wszystko.

Ograniczeń nie ma zatem zbyt wiele. Holandia była zresztą już dawno krytykowana za zbyt liberalne podejście do tematu koronawirusa.

To prawda. Holandia to kraj, w którym każdy temat bierze się na spokojnie. Kiedy inne kraje decydowały się na pełny lockdown, u nas było zupełnie inaczej. Granice były otwarte od samego początku i nikt specjalnie nie wierzył, że maski mogą w czymkolwiek pomóc. Czy to było dobre rozwiązanie? Moim zdaniem nie. Zdecydowanie lepiej było postawić na pełny lockdown i zamknięcie granic tak jak w Polsce czy Czechach. Te kraje wykonały zdecydowane ruchy i szybciej opanowały sytuację.

Teraz nadal dominuje liberalne podejście czy coś zaczyna się zmieniać?

Teraz podejście do tematu jest nieco ostrożniejsze. Niektórzy zaczynają traktować koronawirusa nieco poważniej. Wprowadzono zalecaną kwarantannę, kiedy wyjeżdżasz do kraju, który jest uważany za zagrożony. Do tego grona zalicza się między innymi Chorwację, Węgry czy Słowację. Zasadniczo władza powtarza, żeby powstrzymać się od podróży w te miejsca lub jak najwcześniej z nich wracać. Wtedy natychmiast musisz poddać się 10 – dniowej kwarantannie.

Czyli nie pojechał pan do chorwackiego Gorican, gdzie odbywał się niedawno finał Grand Prix Challenge?

Nie pojechałem, bo byłby dla mnie problem. Chciałem tam być i miałem taki plan, ale gdybym zdecydował się na taki wypad, to później siedziałbym przez 10 dni na kwarantannie. Mój szef nie wyraził na to zgody i musiałem obejść się smakiem.

Jakie są obecnie prognozy w Holandii?

Nikt nie mówi o żadnej drugiej fali. Liczba przypadków ostatnio mocno wzrasta, ale to wynika także z tego, że więcej osób jest poddawanych testom. Poza tym zarażenia dotyczą głównie osób młodych, ponieważ im trudniej dostosować się do zasad dystansu społecznego.

Zobacz także:
Mechanik Łaguty komentuje oskarżenia
#MagazynBezHamulcow. Świderski, Sajdak i Kryjom gośćmi Ostafińskiego!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×