Koronawirus sprawił, że żużlowy sezon 2020 na Wyspach Brytyjskich został odwołany. Struktura finansowa klubu uzależniona jest bowiem od wpływów ze sprzedaży biletów. Konieczność rozgrywania zawodów z pustymi trybunami sprawiłaby, że brytyjscy promotorzy dopłacaliby do biznesu. Dlatego działacze uznali, że lepiej poczekać i wrócić do żużla w roku 2021.
Brytyjczycy postanowili zorganizować jednak finał indywidualnych mistrzostw kraju. Miał być to swego rodzaju test tego, jak mogą funkcjonować areny sportowe w dobie COVID-19. Na trybuny stadionu Foxhall w Ipswich miało wejść 2,2 tys. fanów. Mieli zostać rozlokowani w taki sposób, by zachowano między nimi bezpieczny dystans.
Koronawirus - sytuacja w Wielkiej Brytanii się pogarsza
Rozegranie finału w Ipswich bez problemów i bez negatywnego wpływu na sytuację epidemiczną byłoby równoznaczne z zielonym światłem dla ligowego żużla na Wyspach w roku 2021. Trzeba mieć bowiem świadomość, że żużel ogląda tam średnio 2-3 tys. kibiców na mecz.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Nowy regulamin miał pomóc beniaminkowi. W Apatorze zburzył jednak koncepcję składu
Tyle że ostatecznie do żadnego testu nie dojdzie. Finał brytyjski nie tylko przeniesiono z ostatniej soboty na poniedziałek, ale też zmieniono gospodarza - z Ipswich na Manchester. Impreza odbędzie się też za zamkniętymi drzwiami. Wszystko z powodu nowej fali zachorowań na koronawirusa.
Brytyjczycy od końcówki sierpnia odnotowują coraz więcej nowych przypadków koronawirusa. W połowie sierpnia zdarzały się dni, gdy dzienny wzrost zachorowań spadał poniżej tysiąca. To już jednak przeszłość. Od września statystyki szybują w górę.
7 września było to 2948 nowych przypadków COVID-19, 25 września - już 6873. Niektórzy obawiają się już, że kwestią czasu jest pobicie rekordu z wiosny, gdy 10 kwietnia odnotowano aż 7860 przypadków koronawirusa w ciągu jednej doby.
COVID-19 ciągle groźny. Trybuny nie dla kibiców
Brytyjczycy zdążyli zorganizować szereg imprez, na które wpuszczono maksymalnie tysiąc osób. Wstępny plan rządu zakładał bowiem, by w październiku pozwolić większej liczbie kibiców wchodzić na trybuny. Dlatego też finał żużlowego czempionatu miał się odbywać z 2,2 tys. fanów.
- Nie chodziło o to, by od razu mieć stadiony pełne kibiców. W tej chwili musimy jednak wstrzymać ten program testowy - powiedział parę dni temu w BBC minister Michael Gove.
Podczas gdy w Polsce stadiony mogą być zapełniane w 50 proc., Brytyjczycy mogą tylko o tym pomarzyć. - Chcemy się upewnić, że wybraliśmy odpowiedni moment na to, by pozwolić fanom wejść na trybuny. Musimy ostrożnie podchodzić do tematu imprez sportowych - dodał Gove.
Wszyscy mają bowiem w pamięci wydarzenia z wiosny, gdy kolejne kraje na Starym Kontynencie wprowadzały całkowity lockdown i zawieszały imprezy masowe, podczas gdy Brytyjczycy bawili się w najlepsze. Odbywały się mecze piłkarskie na pełnych stadionach, a młodzi bawili się na koncertach w szczelnie wypełnionych halach. Nawet żużlowcy zdążyli w marcu odjechać pierwsze treningi i imprezy w sytuacji, gdy w Polsce obowiązywał całkowity zakaz aktywności żużlowej.
Niestety, obecnie nikt na Wyspach nie jest w stanie oszacować, kiedy kibice wrócą na trybuny. To oznacza szereg problemów dla klubów. Również tych żużlowych, nawet jeśli start kolejnego sezonu przewidziano na marzec 2021 roku.
- Sport jest istotną częścią życia dla społeczeństwa. Przyglądamy się wszystkim opcjom, jakie możemy zaoferować klubom, sportowcom i działaczom. Nie chcemy zostawić ich samych w tym trudnym okresie. Dlatego prowadziliśmy program testowy imprez na świeżym powietrzu. Jednak w tej chwili nie może być mowy o imprezach masowych. Musimy być ostrożni - stwierdził minister Gove.
Coraz więcej nowych przypadków koronawirusa w Wielkiej Brytanii doprowadziło do tego, że kraj nie tylko zrezygnował z wpuszczenia kibiców na trybuny. Ponownie wprowadzono szereg restrykcji (co najwyżej 15 osób na weselach, 30 na pogrzebach), zalecono też powszechną pracę zdalną, a w pubach czy restauracjach klienci mogą być obsługiwani jedynie przy stolikach.
Efekt jest taki, że Brytyjczycy ponownie się boją koronawirusa. Z półek sklepowych zaczęły masowo znikać takie produkty jak ryż czy papier toaletowy. Sieć Tesco już zareagowała wprowadzeniem limitów sprzedażowych na wybrane towary.
Czytaj także:
Fogo Unia Leszno - wielka potęga w małym mieście
W Gorzowie myślą nad kolejnymi transferami