- Pierwszy pomysł, żeby Martin do nas wrócił, pojawił się w 2018 roku, kiedy... od nas odchodził. Byłem wtedy sponsorem tytularnym i żałowałem, że tak potoczyły się jego losy - mówi nam Marek Grzyb.
Prezes przekonuje, że Vaculik od dawna był dla niego zawodnikiem szczególnym. Nie przez przypadek w należącej do prezesa firmie Cash Broker wisiały reklamy z wizerunkiem Słowaka.
Grzyb był w kontakcie z Vaculikiem od dłuższego czasu. Zawodnik doskonale wiedział, że prezes chce jego powrotu.
- W drużynie z Martinem panowała rodzinna atmosfera. To był świetny team. Dodam również, że tamto rozstanie ze Stalą było dla niego bardzo trudne. Tak naprawdę został postawiony przed faktem dokonanym. Czekał na rozstrzygnięcia, a po chwili okazało się, że inni podpisali kontrakty, a dla niego zabraknie miejsca. Uważam, że tak naprawdę nie chciał odchodzić. Został do tego w pewien sposób nakłoniony. Drużyna też chciała, żeby został, ale Martin nie miał wyjścia - przekonuje Grzyb.
Prezes Stali mówi, że rozmowy z Vaculikiem od początku toczyły się w szybkim tempie. - Nie chciał odchodzić, więc łatwo było mu wrócić. Do Falubazu trafił, bo przecież musiał gdzieś jeździć i zarabiać pieniądze. Uważam jednak, że był oddany także dla zielonogórskiego klubu. Przez te dwa lata sporo im pomógł. To profesjonalista i cieszę się, że jest znowu z nami - podsumowuje Grzyb.
Zobacz także:
Dlaczego Jamróg nie trafił do Unii?
Iversen pojedzie dla Unii Tarnów
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy