Cel został zrealizowany - rozmowa z Michałem Stenclem, rzecznikiem prasowym RKM ROW Rybnik

Przed sezonem w Rybniku marzono o utrzymaniu się w lidze. Podopiecznym trenera Adama Pawliczka udała się ta sztuka, nie obyło się jednak bez problemów. Teraz czas na rundę play-off.

Dawid Cysarz: Cel został osiągnięty - utrzymaliście się w lidze. Ostatnie spotkanie jechaliście pod sporą presją. Udało się jednak.

Michał Stencel: Ciśnienie było faktycznie spore. Szczerze mówiąc, bardzo obawialiśmy się tego spotkania. Jak mówiłem przed tym meczem, to że wygraliśmy w Gnieźnie, o niczym nie świadczyło. Chłopcy pojechali jednak fenomenalnie i wynik jest jaki jest. Odetchnęliśmy z ulgą. Cel został zrealizowany. Teraz przed nami runda play-off.

Po znakomitym początku w lidze, potem mieliście dramatyczny okres. Seria porażek wprowadziła sporo nerwowości w drużynie…

- Zgadza się. Początek mieliśmy wyśniony. Potem kontuzja Ronniego Jamrożego, która podcięła nam skrzydła. Porażki, zwłaszcza na własnym torze z Poznaniem czy drużyną z Daugavpils były niesamowicie bolesne. Długo podnosiliśmy się po nich. Końcówka była już jednak niezła. Takim przełomem był mecz w Grudziądzu, gdzie wprawdzie przegraliśmy, ale pokazaliśmy charakter. Wtedy już jakoś czułem podświadomie, że będzie dobrze.

No właśnie. Wspomniałeś o kontuzji Jamrożego. Ale chyba nie tylko to było przyczyną porażek.

- Oczywiście. Po dobrym meczu z Grudziądzem u siebie, mieliśmy trzy tygodnie przerwy. Wspomniałem już o kontuzji Ronniego, ale w drużynie nastąpiło rozprężenie. Tak na dobrą sprawę, każdy z naszych zawodników obniżył loty. Szukaliśmy wraz z zarządem i zawodnikami przyczyny takiego stanu rzeczy, ale nie było to proste. Gdyby to było możliwe, to natychmiast byśmy tą przyczynę znaleźli. Zawodnicy byli kompletnie rozbici i rozczarowani swoją postawą. Ale wszystko dobre co się dobrze kończy.

Zmieńmy nieco temat. Po zmianie zarządu, w grudniu 2008, dało się słyszeć głosy, że rybniczanie nie wystartują w pierwszej lidze, a drugiej. Na ile realne było takie rozwiązanie?

- Było swego czasu bardzo realne. Musieliśmy jednak działać szybko, trzeba było podjąć decyzję, co robimy. Pamiętam taki bardzo długi wieczór w klubie, gdzie głosowaliśmy co robimy. Zdecydowaliśmy jednak, że weźmiemy na swoje barki ponad milionowy dług i jedziemy dalej. To było kompletne wariactwo, ale teraz twierdzę, że się opłaciło. Kiedy jednak zakontraktowaliśmy Ronniego Jamrożego już nie było odwrotu. Potem doszli kolejni zawodnicy i tak oto zbudowaliśmy zespół, który miał jedno zadanie - utrzymać się w lidze. Po wygranych spotkaniach z początku sezonu, nie zmieniliśmy celu, chociaż oczywiście apetyt rósł w miarę jedzenia.

Jak wygląda w tej chwili sytuacja finansowa klubu?

- Gdybyśmy nie mieli wspomnianego długu, mielibyśmy w kasie sporą nadwyżkę. Staramy się jednak płacić zawodnikom na bieżąco, choć oczywiście są opóźnienia. To jednak normalne, liczyliśmy, że tak właśnie będzie. Niestety, musimy spłacać zadłużenie i tak właściwie prowadzimy dwa kluby. Dajemy sobie jednak jakoś radę, choć z początku było niesamowicie ciężko. Podam ci taki przykład, że jak kupowaliśmy przed sezonem części, to musieliśmy je nabywać za gotówkę, a nawet robić przedpłaty. Inne kluby miały spory termin płatności. Po poprzednim zarządzie pozostał spory niesmak, stąd takie problemy.

Jak udało wam się zgromadzić tak liczną bazę sponsorów?

- Jest liczna, ale mogłaby być jeszcze liczniejsza. Musieliśmy przekonać firmy, które kiedyś pomagały klubowi, do powrotu. Pierwsze rozmowy kończyły się niczym, jak ludzie słyszeli, że dzwoni ktoś z RKM, żeby się umówić na spotkanie, rzucali słuchawką. Ale dzięki uporowi głównie Darka Momota i naszego prezesa, Michała Pawlaszczyka mamy co mamy. Po dobrym początku sezonu, firmy zaczęły się same do nas zgłaszać. Oczywiście nie jest tych sponsorów tyle, ile byśmy chcieli. Wciąż szukamy kolejnych, bo jak wiadomo, nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.

Czy jesteście zadowoleni z zakontraktowanych zawodników?

- Na wielką pochwałę zasłużył z pewnością Denis Gizatullin. Podpisał z nami kontrakt, chociaż klub miał wobec niego dług i miał lepsze oferty z innych klubów. Rosjanin powiedział jednak, że czuje się tutaj znakomicie, ma tu swoich przyjaciół i nie chce się stąd ruszać. Swoje jedzie z pewnością Mariusz Węgrzyk. Oczywiście, kibice czasami mają do niego pretensje, ale przypomnijmy tylko, kto nam wygrał mecze w Ostrowie, Gnieźnie, czy u siebie z Rzeszowem. To właśnie Mariusz jechał w decydujących wyścigach wyścigach i te biegi wygrywał. Kapitalnie wkomponował się w zespół Ronnie Jamroży. Marzył o tym, aby zdobywać w każdym meczu minimum dziesięć punktów. Można powiedzieć, że te marzenia spełnia. Odżył u nas także Paweł Hlib, ale jak on sam mówi i jego stać na więcej. Troszkę jesteśmy rozczarowani Marcinem Rempałą. Ma on przebłyski dobrej jazdy, ma znakomite wyścigi, a potem jedzie zupełnie bezbarwnie. Zresztą Marcin sam nie wiem do końca, co jest nie tak.

Zakontraktowaliście także Ricky Klinga i Andrieja Karpova. To jednak spore rozczarowania.

- Niestety tak. Początek sezonu dla Szweda nie był najgorszy. Potem jednak, z meczu na mecz prezentował się coraz gorzej. Nawet w swoim kraju, nie pojawiał się w składzie. Ostatni miesiąc już był niezły, stąd Adam Pawliczek zdecydował się na jego jazdę w spotkaniu w Rzeszowie. Efekt wszyscy widzieliśmy. Ricky nie potrafi do końca wskazać przyczyn tak słabej jazdy. Przecież w Szwecji czy Anglii punktuje nieźle. Nikt nie oczekiwał od niego kompletów, miał być uzupełnieniem pary. Nasza liga chyba go jednak przerosła. Szkoda było mi go jednak mimo wszystko w Rzeszowie. Prawie płakał w boksie, kiedy kibice kazali mu wracać do domu. Z kolei Andriej byłby znakomitym zawodnikiem, gdyby miał lepszy refleks. Ma ochotę do walki, nie odpuszcza, ale kiedy na starcie traci się tyle, ile on, nie można już myśleć o dobrym wyniku.

Wielu kibiców, po odejściu Patryka Pawlaszczyka do ekipy z Ostrowa, obawiało się o juniorów. Jak się jednak okazało, zupełnie niepotrzebnie.

- Patryk podjął decyzję, jaką podjął. Chciał iść do profesjonalnego klubu to poszedł. Wszyscy widzimy, jak to wszystko wygląda. Jego wynik sportowy jest dramatycznie słaby. Ale cóż, to jego wybór. Każdy jest kowalem własnego losu. Nasi juniorzy robią niesamowite postępy. Postawa Rafała Flegera, Sławka Pysznego jest budująca. Do ich poziomu stara się równać Mateusz Chochliński. W obwodzie jest także Bartek Szymura, czy Kamil Fleger. W tym sezonie zupełnie pogubił się Michał Mitko. Na niego chyba najbardziej liczyliśmy. W turniejach indywidualnych jedzie dobrze, w lidze bardzo słabo. Praktycznie poza meczem w Ostrowie wypada bardzo słabo. Ale wierzę głęboko, że Michał nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Przed Wami play-off z ekipą z Tarnowa, gdzie właśnie ta drużyna jest faworytem. Jakie nastawienie przed tymi spotkaniami?

- My pojedziemy swoje. Przed nikim nie pękamy. Wiem, że Tarnów ma drużynę marzeń, ale my podejdziemy do tych spotkań na luzie. Postaramy się pokazać dobry żużel i tyle. Troszkę martwi mnie to, że prawdopodobnie pojedziemy bez Gizatullina pierwsze spotkanie w Rybniku. Denis ma zawody w Rosji i jego klub nie zgadza się na to, aby w przerwie między nimi leciał do Polski. Ale robimy wszystko, aby jednak pojawił się w Rybniku. Problem jest także taki, że wraca dopiero trzynastego sierpnia.

Kibice już myślą o następnym sezonie. Czy zarząd także?

- Delikatnie już tak. Wiadomo, że możemy skończyć rozgrywki ligowe po dwóch meczach z Tarnowem i będzie po zabawie. Wiadomo, że na następny sezon zakładamy sobie wyższe cele. Kibice chcieliby, aby pewni zawodnicy ponownie ubrali plastrom z rekinem. My nie ukrywam także, ale na rozmowy jeszcze jest za wcześnie. Już dziś mogę obiecać kibicom, że postaramy się zbudować taki skład, który ich zadowoli, ale i na miarę naszych finansowych możliwości. To cud, że Rybnik nie skończył tak jak Ostrów w tym sezonie, zatem nie będzie w Rybniku wirtualnych pieniędzy.

Nie utrzymalibyście pierwszej ligi, gdyby nie wasi kibice.

- Oj tak. To, co robią to jest niewiarygodne. To najlepsi kibice żużlowi w Polsce. Są z nami zawsze. Zawsze byli dobrzy, ale to, co dzieje się w tym roku przechodzi ludzkie pojęcie. Myślę, że zarówno zarząd, zawodnicy i kibice pokazaliśmy w tym roku już, że żużel jest sportem numer jeden w Rybniku. Ogromnie się cieszę, że znów wraca moda na ten sport, że wszyscy się znakomicie bawią na stadionie. Udowodniliśmy wszyscy, że powoli będziemy dążyli do celu, jakim w przyszłości jest ekstraliga.

Źródło artykułu: