Tomasz Gollob wygrał walkę z koronawirusem, ale dwóch jego bliskich zmarło z tego powodu (więcej TUTAJ). Mistrz świata z 2010 roku wyznał, że przeszedł piekło, a teraz przestrzega przed lekceważeniem COVID-19. W wywiadzie z WP SportoweFakty w szczegółach opowiada o walce, którą toczył przez ostatnie tygodnie.
Marcin Kozłowski, WP SportoweFakty: Od chwili pojawienia się koronawirusa w Polsce bardzo bał pan się zakażenia. Mimo wielkiej ostrożności, a nawet izolacji nie udało się jednak tego uniknąć.
Tomasz Gollob, mistrz świata z 2010 roku: Ze względu na stan zdrowia mam bardzo obniżoną odporność i robiłem wszystko, żeby uniknąć zakażenia koronawirusem. Niestety, 3 listopada trafiłem do szpitala z wysoką gorączką, a dzień później okazało się, że jestem zakażony.
Nie został pan jednak w szpitalu, tylko następnego dnia został wypisany do domu. Dlaczego?
Nie chciałem przebywać w szpitalu, bo tam łatwiej złapać różne infekcje. Wspólnie z lekarzami zdecydowaliśmy, że bezpieczniej będzie jak pojadę do domu. Na wszelki wypadek czekało na mnie miejsce w szpitalach w Grudziądzu bądź w Ciechocinku, gdzie trafiają tylko osoby z COVID-19. Była gwarancja, że w przypadku komplikacji od razu trafiłbym do jednej z tych placówek.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Rozumiem, że mimo pobytu w domu był pan pod stałą opieką lekarzy...
Oczywiście. Byliśmy w stałym kontakcie z lekarzami, kilka razy dziennie składaliśmy meldunki, jak się czuję. Fachowcy monitorowali na bieżąco stan mojego zdrowia i podejmowali stosowne decyzje.
Z tego co mówił nam pan przed tygodniem, najgorsze były pierwsze dni choroby.
Rzeczywiście, początek zakażenia to był prawdziwy koszmar. Myślałem, że o bólu wiem wszystko, ale teraz był straszliwy, czegoś takiego nie przeżyłem. Potwornie bolały mnie mięśnie w całym ciele. Do tego dochodziła ponad 40-stopniowa gorączka, pojawiały się problemy z oddychaniem, zanikał smak i węch, strasznie bolała głowa. Przez kilka dni nie byłem w stanie podnieść się z łóżka, praktycznie cały czas spałem. To był dramat.
Kiedy pan poczuł, że może pokonać tego paskudnego wirusa?
Na szczęście po tygodniu przede wszystkim ból był mniejszy i zaczęła odpuszczać bardzo wysoka gorączka. Czułem się na tyle dobrze, że wreszcie byłem w stanie poruszać się trochę po domu. Wtedy pomyślałem sobie, że najgorsze mam chyba za sobą.
Dziś można zatem powiedzieć, że wygrał pan kolejny ciężki bój w swoim życiu.
Tak, czuję się już dobrze i rzeczywiście mogę stwierdzić, że pokonałem tego strasznego wirusa, ale naprawdę nie chcę już toczyć takich pojedynków. Mam już dość, ponownie dostałem mocno w kość. Jestem wciąż bardzo osłabiony i potrzebuję kilku dni, by dojść na 100 procent do siebie. Koronawirus to coś potwornego. Boleśnie odczułem na własnej skórze to, co słyszałem z opowieści osób, które go przeszły.
Zobacz także: Najgorętsze transfery w PGE Ekstralidze! Tak ciekawie nie było od dawna
Zobacz także: Pedersen chce odbudować Kasprzaka i Pawlickiego. Po to, by utrzymać GKM w PGE Ekstralidze