Przed sezonem działacze z Łodzi nie ukrywali, że interesuje ich awans do pierwszej ligi i właśnie pod kątem tego celu kompletowali skład. Póki co wszystko idzie zgodnie z planem, bo łodzianie wygrali większość meczów w fazie zasadniczej. W przeciwieństwie do poprzedniego sezonu o sile drużyny stanowili głównie Polacy. Duży wkład w osiągnięte zwycięstwa mają Stanisław Burza i Piotr Dym, znajdujący się na czele statystyk drugiej ligi. Dobrym posunięciem okazało się też zakontraktowanie młodego Szweda Simona Gustafssona, który wraz z Maciejem Piaszczyńskim tworzy parę juniorów jakiej dawno w Łodzi nie było. Ogromną rolę odegrał też trener Zdzisław Rutecki, potrafiący tak zestawić pary, by jadący w nich zawodnicy uzupełniali się na torze podczas pojedynków. Szkoleniowiec, który drużynę z Łodzi prowadzi pierwszy rok, stawiał na najskuteczniejszych i dokonywał tylko nielicznych zmian w składzie. Taktyka zdecydowanie inna od tej z ubiegłego sezonu przyniosła skutki w postaci dziewięciu zwycięstw.
Niepokonani u siebie
Orzeł Łódź jest jedną z dwóch, obok KSM Krosno, drużyną niepokonaną na własnym torze. Na stadionie przy ulicy 6-go Sierpnia łodzianie odnieśli sześć zwycięstw. Najwyżej pokonali Polonię Piła. W meczu wygranym 62:28 najskuteczniejszym zawodnikiem Orła był zdobywca dwunastu punktów Mariusz Franków. Jako jedyny jechał w tym pojedynku we wszystkich biegach. Pozostali zawodnicy „oddawali” swoje biegi rezerwowemu Zdenkowi Simocie. Największy opór łodzianom na ich obiekcie stawiał KSM Krosno. W meczu rozegranym trzeciego maja Orzeł wygrał 54:36. Wówczas najskuteczniejsi byli trzej zawodnicy - Dym, Burza i młody Gustafsson.
Słabsi na wyjazdach
Zdecydowanie słabiej łodzianie radzili sobie na wyjazdach. Wygrali zaledwie trzy razy. Pierwsze zwycięstwo w sezonie odnieśli w inauguracyjnej kolejce na torze w Lublinie (38:52). Drugi raz z wygranej na obiekcie rywala cieszyli się w Rawiczu. Zwycięstwo w meczu z Kolejarzem (44:46) zapewnili sobie dopiero w ostatnim wyścigu. Trzecią i ostatnią wygraną odnieśli w Miszkolcu. - Nie spodziewaliśmy się zwycięstwa w Miszkolcu. My tam jechaliśmy, biorąc pod uwagę skład naszej drużyny, po punkt bonusowy. To nam wystarczało do tego, żeby zakończyć rozgrywki na pierwszym miejscu. Udało się nam wygrać, więc wszystko jest możliwe - mówiła Joanna Skrzydlewska, honorowy prezes Orła. Łodzianie na Węgrzech i w Lublinie wygrali jako jedyni. Zanotowali też jeden remis - na torze w Pile. Pozostałe pojedynki przegrywali niewielką ilością punktów. Takie wyniki pozwoliły na zdobycie kompletu bonusów. Najsłabiej na torach rywali spisywał się Mathias Schultz. Znacznie lepiej u siebie w fazie zasadniczej radzili sobie również Piaszczyński i Franków.
Do fazy play off łodzianie przystąpią z pierwszego miejsca. Mimo wyraźnej przewagi w tabeli żużlowców Orła czeka ciężka praca, bo jak wiadomo, teraz wszystko zaczyna się od początku. - Biorąc pod uwagę wzmocnienia niektórych drużyn, to wszystkie szykują się na te mecze. Wiedzą, że my jesteśmy najmocniejsi, ale ja już przeżyłam wiele porażek, więc wiem, że wszystko jest możliwe. Dlatego cierpliwie czekamy i na pewno marzymy o tym, żeby awansować. Ale to się okaże za jakieś sześć tygodni. Wtedy się dowiemy czy mamy co świętować czy nie. Tak naprawdę pierwszy mecz w Pile będzie dowodem na to, na co nas stać - twierdzi Skrzydlewska.