- Trzeba wziąć pod uwagę stabilność klubów z 1. Ligi. Jeśli PGE Ekstraliga miałaby być zwiększona, to wiadomo, że budżety klubów z zaplecza aspirujących do elity też muszą wzrosnąć - mówi Gabriel Waliszko, koordynator żużla w Motowizji.
Gdyby w PGE Ekstralidze jeździło więcej drużyn, to o finansach jeszcze bardziej muszą pomyśleć także kluby z czołówki. Łącznie cztery mecze więcej, to dużo wyższe nakłady finansowe na pensje dla żużlowców przy założeniu, że mecze z beniaminkami będą jednostronne. Jednak zdaniem naszego rozmówcy atrakcyjność ligi po dodaniu większej liczby zespołów, wcale nie musi ucierpieć.
- Jeśli przepis o powiększeniu liczby drużyn w Ekstralidze wszedłby z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym, to wtedy go popieram. Kluby z eWinner 1. Ligi miałyby czas na zbudowanie odpowiednich budżetów, a im większa liczba spotkań w PGE Ekstralidze, tym większa nieprzewidywalność rozgrywek. Przy dziesięciu zespołach liga ma szansę jeszcze bardziej zwiększyć swoją atrakcyjność - dodaje Waliszko.
Zgodnie ze słowami naszego rozmówcy, wygląda na to, że plan zakładający dziesięć zespołów w PGE Ekstralidze, powinien zostać wprowadzony w 2023 roku. Wówczas kluby miałyby więcej czasu na przygotowanie się do zmian. W 2022 roku może być jeszcze za wcześnie, tym bardziej że od razu nie da się sprawić, by poziom całej ligi był wyrównany.
Sporo w kwestii zmian zależy także od telewizji. Jeśli w lidze miałoby startować więcej drużyn, to będzie musiał obowiązywać dużo wyższy kontrakt telewizyjny niż dotychczas. Jeśli telewizja będzie w tej sprawie na "tak", to wówczas decyzja o wprowadzeniu nowych przepisów będzie bardzo bliska realizacji.
Czytaj także:
Szkółka Wybrzeża się odbudowuje. Kilku zawodników szykowanych do licencji
Falubaz stawia na młodzież. Adepci rozpoczęli przygotowania do sezonu
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło